sobota, 11 sierpnia 2018

W 1000 dni do poziomu 2000: część 27 - czy taktyka i brak pogrywania daje okazje do poziomu utrzymania

Tytuł trochę nietypowy, ale i przy okazji artykuł będzie odrobinę odlotowy!

W lipcu 2017 roku popełniłem artykuł: W 1000 dni do poziomu 2000: część 24 - testy i weryfikacja teorii... oraz sceptycy i ich drobne zdziwienie. Opisałem w nim moją drogę do pierwszej normy (w żargonie szachowym zwanego "plusem") na pierwszą kategorię szachową. Wówczas trochę grywałem na FICS (w realu praktycznie wcale), więc można powiedzieć, że co nieco ogrania miałem. Na ile dużo? Na tyle, aby wystarczyło do wygrania grupy do rankingu 1800 (gracze do poziomu 2 kategorii)... i to z wynikiem 100% (9/9). Ranking uzyskany wyszedł dość mocny, bo aż 2100. Oczywiście jedna jaskółka wiosny nie czyni, a co dopiero gdy przyjrzymy się poziomowi moich przeciwników. Średni ranking moich sparring partnerów wyniósł wówczas 1740.

Wiele osób zastanawiało się co by się stało, gdybym zagrał z silniejszymi zawodnikami? Czy byłbym w stanie uzyskać chociaż 66% możliwych do zdobycia punktów? A co z rankingiem uzyskanym? Czy byłby na poziomie chociaż 2000?

Postanowiłem zatem sprawdzić tę hipotezę. Warunki były nieco inne, ponieważ praktycznie wcale nie tylko nie trenowałem w znaczeniu rozgrywania partii, ale i żadnych książek nie brałem do ręki. Wyjątkiem było dokończenie kilkudziesięciu stron siódmego tomu Sławina (wyłącznie zadania taktyczne)... a i to tylko zaledwie 1,5 miesiąca przez rozpoczęciem turnieju. Nie liczę rozegrania kilkudziesięciu blitzów i kilkunastu partii szybkich (na FICS). W skali roku to jak kropla w morzu.

Tempo rozgrywanych partii była dość ciekawe: 90 minut na 40 posunięć oraz dodatkowe 15 minut na dokończenie partii. A do tego od samego początku do końca partii 30 sekund za każdy wykonany ruch (a dokładniej przełączenie zegara). Tak więc była okazja nieco pomyśleć i nie było trzeba się bardzo spieszyć. Dobrze jednak mieć w głowie sporo wiedzy, aby proces myślenia i podejmowania decyzji był maksymalnie efektywny, prawda?

Granie w warunkach w których człowiek nie miał okazji przygotować się do zawodów (jakby nie było szachy to podobno sportowa rozgrywka) przypomina mi podejście do egzaminu (maturalnego lub na studiach)... z nadzieją, że albo się uda albo się nie uda!

Najbardziej interesowało mnie to jak bardzo odbije się na mojej sile gry brak grania i ćwiczeń przez blisko rok. Wszak zawodnicy aktywni z rozpędu czują grę, a po takiej przerwie jak moja - dojście do czucia gry wymaga dużego wysiłku. Tak czy inaczej zaryzykowałem i sprawdziłem co moje nabite maksymalnie 2100 (w lipcu 2017) będzie warte w sierpniu 2018.

Jak wyglądali moi przeciwnicy? Otóż grałem z jedną dziewczynką z drugą kategorią (1600), z czterema graczami poziomu męskiej drugiej kategorii (1800), jedną dwójką z plusem (1900) i z trzema męskimi jedynkami (2000). Myślę, że różnica w stosunku do siły przeciwników z poprzedniego roku jest widoczna gołym okiem. Jeśli dobrze policzyłem, to średni ranking będzie następujący: 16700 : 9 = 1855. Od razu widać, że o 115 oczek wyższy niż poprzednio.

Zatem jaki wynik uda się uzyskać? Czy przynajmniej 50% będzie realne do osiągnięcia? Pamiętajmy, że na ten turniej pojechałem bez ogrania, bez przygotowania... i w głównym celu... miasta zwiedzania! Brzmi absurdalnie, ale niestety bardzo realnie.

Okazało się, że tragedii nie było i z 9 rund uzyskałem aż 6 punktów! Co to znaczy? Otóż wynik 6 punktów z 9 partii i ranking osiągnięty 1980, to stanowczo zbyt dużo jak na moje oczekiwania. Podejrzewałem, że będę stanie z bólem wycisnąć 5 punktów i ranking nie wyższy niż 1900. A tu się okazało, że do ostatniej normy (plusa) na pierwszą kategorię zabrakło zaledwie 20 oczek! Tak czy inaczej dla mnie aż 20, ponieważ to był raczej spontaniczny test związany z tym, aby sprawdzić co się stanie po roku szachowego zastoju.


W zasadzie tylko jedną partię przegrałem kompletnie bez walki. Była to partia przeciwko zawodnikowi z męską jedynką i z uwagi na bardzo rzadkie starty w turniejach (w realu)... mój umysł już odmówił posłuszeństwa. Partię na szczęście szybko przegrałem, więc miałem okazję do zregenerowania sił. Dodam, że w ciągu 6 dni trwania turnieju połowa dni była przeznaczona na rozgrywanie po 2 partie dziennie, a reszta po jednej (początek, środek i koniec). Dla mnie bardzo fajny format rozgrywek, poza drobnym szczegółem... czyli brakiem ogrania turniejowego.

Wnioski, które wyciągnąłem z tego eksperymentu szachowego można streścić w kilku punktach:
1. Jeśli zależy ci na dobrym wyniku, to przygotuj się na turniej. Im solidniej się przygotujesz, tym lepszego wyniku możesz się spodziewać.
2. Dobrze jest ograć się nieco w dłuższych partiach, tak aby jak najwierniej odzwierciedlić wysiłek umysłowy, który będzie występował w partiach na żywo.
3. Jeśli przegrasz partię to nie musisz katować i obwiniać siebie za to. Po prostu potraktuj to jako lekcję w której masz okazję zobaczyć co nie działa tak jak powinno.
4. Nie przejmuj się wynikiem, tylko staraj się zagrać najlepiej jak potrafisz. Pokaż pełnię swoich umiejętności, a wynik schowaj do kieszeni.
5. Wpisuj partie do bazy szachowej (do notatnika), tak aby na gorąco mieć już to za sobą. Warto pamiętać, że programy szachowe pozwalają to zrobić dość łatwo i szybko, a przy okazji można wyłapać wszelkie błędy w zapisie.
6. Krótko i na spokojnie przeanalizuj każdą rozegraną partię. Na poważną analizę będzie czas po turnieju. Tutaj ważne jest tylko to, aby wyłapać kluczowe momenty, aby zredukować napięcie i przy okazji nie popełnić błędu tego samego typu w kolejnej partii.
7. Postaraj się podzielić swoimi wrażeniami i emocjami z osobą, która cię wspiera (rozumie) i do której masz zaufanie. Nie zawsze musi to być szachista - najważniejsze, abyś czuł, że masz wsparcie i bez względu na wynik masz prawo być człowiekiem (a jak wiadomo to istota omylna).

Podsumowując: do osiągnięcia ostatniej normy (plusa) na pierwszą kategorię nie jest już daleko. Ważne, aby potrenować solidnie i znacznie wcześniej przygotować się do turnieju (nie na ostatnią chwilę). Warto również rozgrywać jak najwięcej dłuższych partii (co najmniej 30 minut na zawodnika), a dodatkowo z różnymi i wymagającymi przeciwnikami. Nie ma większego znaczenia czy będą to rozgrywki na żywo czy przez Internet. Jeśli w obu przypadkach poziom zaangażowania i podejścia będzie odpowiedni, wówczas różnica nie będzie tak duża jak się wielu osobom wydaje.

Jeśli zależy ci na rozwoju szachowym i podnoszeniu poziomu gry oraz zrozumienia szachów, to nie koncentruj się na rankingach, tylko na tym jak poważnie podchodzisz do partii i treningu. Czasami strata kilkunastu oczek może dać znacznie większą motywację do pracy nad szachami niż uzyskanie 100% wyniku. Szachy są o tyle oryginalną grą, że w dłuższym okresie będzie jasno widoczne to na ile odpowiednio i poważnie podchodzimy do tej królewskiej gry. Dobrze jest również zrozumieć, że bez znajomości strategii przebicie poziomu pierwszej kategorii będzie praktycznie niemożliwe. Sama mocna taktyka i dobre debiuty wystarczają zwykle do osiągnięcia drugiej kategorii, ale jedynka powinna już umieć nie tylko liczyć (warianty), ale i myśleć (planowanie).

Przy okazji dziękuję koledze Arturowi za informację o turnieju i zachęcenie do uczestnictwa w tym wydarzeniu. Dzięki temu nie tylko zwiedziłem miasto w którym jeszcze nie byłem, ale i przy okazji mogłem podziwiać młodych adeptów sztuki szachowej z którymi miałem poważne trudności na szachownicy. Do następnego skrzyżowania pionków na desce!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz