Dzisiaj pokrótce opiszę powody, które były kluczową przeszkodą - czyli o tym dlaczego nie udało mi się osiągnąć poziomu pierwszej kategorii. Co zatem było przyczyną porażki? Jest na pewno wiele czynników, ale skupię się na tych, które uznałem za najbardziej istotne. Pozwolę sobie na podzielenie tych czynników na dwie grupy: A - czynniki szachowe, B - czynniki nieszachowe. W sumie opisałem tylko (aż?!) 10 czynników, ale wierzę, że to dzięki nim (a raczej dzięki braku ich realizowania) musiałem podjąć ostateczną decyzję odnośnie zakończenia tej podróży (dojścia do poziomu pierwszej kategorii).
PRZYCZYNY PORAŻKI na drodze do osiągnięcia poziomu 2000 (1 kategorii) - GRUPA A:
1. Brak umiejętności w zakresie poprawnego rozgrywania debiutu.
Tutaj przyznaję się, że debiut nigdy nie był dla mnie ciekawą fazą gry. Jedyne co mnie bardzo bawiło i cieszyło to tak zwane pułapki i miniatury (partie kończące się w granicach 12-15 posunięcia). Debiut grywałem jak mi się podobało i nie miałem jednego systemu, którym mógłbym bezpiecznie i pewnie dojść do gry środkowej. W zależności od przeciwnika stawałem gorzej (źle) albo w 5, 7, 9 albo w 12 posunięciu. Potem próbowałem nadrabiać zaległości. To mniej więcej tak jakby biegnąc na 100 metrów już na początku się potknąć (na 5, 7, 9 czy 12 metrze), więc po takim "bonusie" można komfortowo oglądać plecy tych, którzy prują przed nami do mety.
2. Brak zrozumienia istoty oraz umiejętności planowania (w tym struktury pionowej i przełomów pionowych).
Co do planowania to przerobiłem w tym temacie jakieś 2 lub 3 książki. Niemniej było to nie tylko dosyć pobieżnie, ale także dawno temu. Co do struktury pionowej i realizowania przełomu pionami to mi się po prostu nie chciało (stałe odkładanie), nawet pomimo tego, że miałem odpowiednie książki ku temu. Z kolei samodzielne wymyślanie planów przy desce jest zbyt ciężkim zadaniem przy bardziej poważnym przeciwniku (2000-2100), więc wiadomo jak się kończyły partie z silniejszymi graczami.
3. Brak odpowiedniego (wysokiego) poziomu taktycznego.
Tutaj również miałem w planach przerobienie zadań taktycznych (kombinacji) na poziomie 1600-2000. O ile jednak do poziomu 1600 taktykę jeszcze jako tako potrafiłem widzieć i wykorzystywać, to już trudniejsze uderzenia albo całkiem przeoczałem... albo źle warianty obliczałem i kończyło się tragicznie. W planach również miałem przerobienie 3-4 pozycji na temat ataku, ale jakoś tak chyba mi się nie chciało (bo czasu zawsze by się odrobinę znalazło, gdyby naprawdę bardzo mi zależało na tym).
4. Brak znajomości typowych planów gry (w grze końcowej).
Tutaj moja wiedza ograniczała się jedynie do tak zwanych teoretycznych pozycji. Niby wiedziałem jak należy grać przy bardzo mocno zredukowanym materiale, ale gdy było jeszcze sporo materiału na desce (a nie była to nadal gra środkowa), wówczas byłem bezradny jak dziecko we mgle. Jedynie mogłem być dumny z tego, że w końcówkach wieżowych byłem relatywnie bardzo dobry. Niemniej wszystkie inne końcówki to już było pomieszanie tragedii z komedią, farsy z parodią i wreszcie logiki z ruchami losowymi.
5. Brak umiejętności skutecznego ataku.
Obiecywałem sobie setki razy, że "już jutro" zacznę się uczyć sztuki ataku. Latami cierpliwie czekali na mnie Jacob Aaagard (Podręcznik ataku) ale też Vladimir Vuković (Sztuka ataku). Niestety nie udało mi się do żadnego z nich dotrzeć, więc ich wiedza nie jest (nie była) przeze mnie stosowana. A samodzielne wymyślanie ataku przy desce to dobry pomysł przeciwko zawodnikom do poziomu 1400. Potem albo trzeba się zdecydować na coś więcej albo dać sobie siana.
6. Brak umiejętności realizowania przewagi.
Przyznaję: czasami udawało mi się zdobyć przewagę. Ba! Niekiedy była to rozstrzygająca przewaga i to niekiedy przeciwko zawodnikom 1960-2150 (ranking FICS), ale jak szybko i skutecznie potrafiłem się jej pozbyć, to już inna bajka. Jednym słowem - magia. Warto podkreślić, że tylko nieliczni przeciwnicy wierzyli w to, że zdobycie przewagi będzie równoznaczne z ich porażką. Stąd właśnie konieczność przekonywania ich o tym, że tej umiejętności nie miałem była bardzo dobrym pomysłem z ich strony. Szkoda komentować, bo jeszcze mną trzęsie jak sobie przypominam niektóre momenty.
PRZYCZYNY PORAŻKI na drodze do osiągnięcia poziomu 2000 (1 kategorii) - GRUPA B:
1. Brak motywacji i chęci do pracy nad szachami.
Szczerze mówiąc to nie wiem skąd się to wzięło. Niemniej od pewnego czasu (mniej więcej od roku 2008-2010) jakoś nie bardzo mnie ciągnęło ku temu, aby siedzieć nad szachami. W ciągu ostatnich 7-8 lat przepracowałem mniej więcej jakieś 60-80 godzin na rzecz "szachowego rozwoju". I dodam, że nie była to praca konieczna (do postępu), tylko taka jaką sam sobie chciałem wykonać. Trochę ciężko jest stawać się coraz lepszym, gdy się nie pracuje nad tym co wymaga zmiany. Cuda zaś nie zdarzają się tak często jak ukazują to bajki i cudowne opowieści.
2. Brak analiz rozgrywanych partii.
Tutaj przyznaję, że około połowę wszystkich rozegranych partii turniejowych przeanalizowałem. Nie muszę chyba dodawać, że była to analiza "na oko", bo to już jasne, prawda? Na pewno mogę się pochwalić, że odtworzyłem po kilka razy wszystkie partie, które rozegrałem w ciągu kilkunastu lat gry w realu tempem klasycznym (co najmniej godzina na zawodnika). Najczęściej były to rozgrywki turniejowe, ale grywałem również partie ligowe. Był jeszcze okres w którym analizowałem partie klasyczne grane na serwerze FICS, więc przynajmniej wtedy czułem, że wiedziałem gdzie i jak grałem niezgodne z wymaganiami pozycji. Nie było to analizy poważne, ale przelecenie silnikiem po partii jednak trochę mi rozjaśniało w głowie - wyłapałem dzięki temu zwłaszcza kluczowe momenty taktyczne.
3. Brak wytrwałości, systematyczności oraz planowego działania (treningu).
No cóż. Plany treningowe miałem... i to wiele, wiele razy zmieniane. Wytrwałość też była dobra na okres tygodnia (najczęściej) czy niekiedy miesiąca (to już rzadko), a o systematyczności to mogłem jedynie pomarzyć. Gdyby nie było konieczne systematyczne codzienne zasypianie, to sypiałbym "z doskoku". Naprawdę szalenie trudno dojść do celu, gdy cały czas się zmienia drogi, którymi się do niego podąża. A jeszcze trudniej... gdy się siedzi w miejscu i czeka aż szlak pod nami sam się będzie przesuwał w jego kierunku. Być może jednym z powodów dla których wielu amatorów nie jest w stanie przeskoczyć pewnego poziomu będzie to, że nie mają nad sobą trenera, który będzie dla nich osobą trzymającą pieczę nad ich rozwojem. Wielu zawodników "samych z siebie" nie jest w stanie zapanować... nad własnym procesem szkolenia. Trudno jest bowiem być sobie sterem i okrętem jednocześnie. Zdaję sobie sprawę, że wiele osób to potrafi, ale ja niestety nie.
4. Brak umiejętności radzenia sobie ze stresem i zachowania dystansu w przypadku (niezasłużonych) przegranych.
1. Brak motywacji i chęci do pracy nad szachami.
Szczerze mówiąc to nie wiem skąd się to wzięło. Niemniej od pewnego czasu (mniej więcej od roku 2008-2010) jakoś nie bardzo mnie ciągnęło ku temu, aby siedzieć nad szachami. W ciągu ostatnich 7-8 lat przepracowałem mniej więcej jakieś 60-80 godzin na rzecz "szachowego rozwoju". I dodam, że nie była to praca konieczna (do postępu), tylko taka jaką sam sobie chciałem wykonać. Trochę ciężko jest stawać się coraz lepszym, gdy się nie pracuje nad tym co wymaga zmiany. Cuda zaś nie zdarzają się tak często jak ukazują to bajki i cudowne opowieści.
2. Brak analiz rozgrywanych partii.
Tutaj przyznaję, że około połowę wszystkich rozegranych partii turniejowych przeanalizowałem. Nie muszę chyba dodawać, że była to analiza "na oko", bo to już jasne, prawda? Na pewno mogę się pochwalić, że odtworzyłem po kilka razy wszystkie partie, które rozegrałem w ciągu kilkunastu lat gry w realu tempem klasycznym (co najmniej godzina na zawodnika). Najczęściej były to rozgrywki turniejowe, ale grywałem również partie ligowe. Był jeszcze okres w którym analizowałem partie klasyczne grane na serwerze FICS, więc przynajmniej wtedy czułem, że wiedziałem gdzie i jak grałem niezgodne z wymaganiami pozycji. Nie było to analizy poważne, ale przelecenie silnikiem po partii jednak trochę mi rozjaśniało w głowie - wyłapałem dzięki temu zwłaszcza kluczowe momenty taktyczne.
3. Brak wytrwałości, systematyczności oraz planowego działania (treningu).
No cóż. Plany treningowe miałem... i to wiele, wiele razy zmieniane. Wytrwałość też była dobra na okres tygodnia (najczęściej) czy niekiedy miesiąca (to już rzadko), a o systematyczności to mogłem jedynie pomarzyć. Gdyby nie było konieczne systematyczne codzienne zasypianie, to sypiałbym "z doskoku". Naprawdę szalenie trudno dojść do celu, gdy cały czas się zmienia drogi, którymi się do niego podąża. A jeszcze trudniej... gdy się siedzi w miejscu i czeka aż szlak pod nami sam się będzie przesuwał w jego kierunku. Być może jednym z powodów dla których wielu amatorów nie jest w stanie przeskoczyć pewnego poziomu będzie to, że nie mają nad sobą trenera, który będzie dla nich osobą trzymającą pieczę nad ich rozwojem. Wielu zawodników "samych z siebie" nie jest w stanie zapanować... nad własnym procesem szkolenia. Trudno jest bowiem być sobie sterem i okrętem jednocześnie. Zdaję sobie sprawę, że wiele osób to potrafi, ale ja niestety nie.
4. Brak umiejętności radzenia sobie ze stresem i zachowania dystansu w przypadku (niezasłużonych) przegranych.
Zauważyłem, że od pewnego czasu (od około 3-4 lat) szachy zaczęły mnie za bardzo stresować. I to nie był stres pozytywny (tak, jest taki - to ten co nas "nakręca" do działania), lecz ten destrukcyjny, niszczący czy czasem wręcz paraliżujący. O ile jeszcze w przypadku, gdy dawałem z siebie dużo - mogłem przełknąć gorycz porażki, to przy głupich przegranych (podstawkach) po prostu ogarniała mnie furia, wściekłość, bezsilność oraz desperacja. Tak, taka ciekawa mieszanka uczuć, które wzajemnie się przenikają i wyniszczają moją psychikę. Jednak jest sporo racji w tym, że szachy (w aspekcie sportowym) nie są dla osób słabych duchem (dziś powiemy: ze słabą psychiką). Stawiam bardzo mocną tezę: jeśli zawodnik nie będzie umiał radzić sobie skutecznie ze stresem w rywalizacji szachowej (sportowej), to albo niechaj nad tym elementem solidnie popracuje (może być z pomocą trenera czy psychologa) albo niechaj odpuści tę formę walki. Jak to walki?! Tak, szachy na wysokim poziomie to pewnego rodzaju nieustanna walka: emocjonalna, logiczna, psychiczna. To nie tylko przesuwanie kawałków drewna na inne pozycje (jak to widzą kibice nie mający pojęcia o szachach), lecz WIECZNA niepewność i stres dotyczące tego co się stanie i czy wyjdę z tego cało. Brak zdrowego (!) dystansu do siebie, własnych słabości oraz tego co się dzieje wokół nas (tak w naszym życiu jak i na szachownicy) będzie mocną (a nawet kluczową) przeszkodą na drodze do szachowego mistrzostwa. Tego jestem pewien, bo sprawdziłem to na sobie na przestrzeni kilkunastu lat szachowej przygody.
**********************************************************************************
Jak to możliwe, że nie doszedł?! Nie, zupełnie tego nie pojmuję.... Garri Kasparow (mistrz świata)
Tak mniej więcej wygląda opis tego co sprawiło, że nie udało mi się osiągnąć poziomu 1 kategorii (ranking 2000). W obecnym czasie dziwię się, że udało mi się zdobyć poziom 2 kategorii. Na pewno jednak wiem, że różnica między 2 i 1, a 3 i 2 kategorią nie jest taka sama (jakościowo). Chcąc zdobyć pierwszą kategorię trzeba rozgrywać debiut bez wchodzenia w przegrane pozycje i przy okazji umieć dobrze atakować oraz realizować przewagę. Nie bez znaczenia jest także to, aby nie bać się grać i przegrywać z silniejszymi przeciwnikami. Końcową kropką nad i jest natomiast to, aby STALE analizować swoje partie i wyciągać wnioski z tego jakie błędy popełniamy. Natomiast eliminowanie najbardziej istotnych błędów powinno być gwarancją tego, że uda nam się wskoczyć na poziom pierwszej kategorii. Nie jest to bardzo trudne, ale na pewno samo nie przychodzi i potrzebne jest coś więcej niż dobra taktyka. Podkreślam to wyraźnie, bo wiele jest miejsc w których można przeczytać, że "poziom 1 kategorii to jedynie solidna taktyka i nic poza tym". Osobiście nigdy w to nie wierzyłem i raczej już nie uwierzę. Na pewnym poziomie (najpóźniej od 3 kategorii w górę) zaczyna się MYŚLENIE, a nie tylko zbieranie materiału, który przeciwnik podstawia. Taka jest moja opinia w tym temacie.
Na zakończenie optymistyczny akcent. Z powyższego jednoznacznie wynika, że sprawdziłem wiele możliwości związanych z tym jak można nie dojść do 1 kategorii. Mam nadzieję, że dojście do poziomu pierwszej kategorii będzie dużo łatwiejsze dla tych zawodników, którzy nie będą powielali tych samych błędów (brak pracy nad szachami również zaliczam do tej kategorii), skutecznie i długotrwale powtarzanych przeze mnie.
You play chess for fun. Nothing wrong with that :-)
OdpowiedzUsuń1800 OTB is already a very good level !
Hello Laurent. Thank you for reading and making a comment :)
OdpowiedzUsuńYeah, you are right - we (amateurs) play for fun. However I always wanted to be able to play like an expert (2100-2200 rated player). However it looks like other things in my life are more important and I prefer reading and writing about chess than practice, study and analyse the games I have played.
Anyway - being B-class player (rated about 1800) is not bad either ;) :). It allows to play the game at the level that you no longer have to be ashamed of dropping material (I mean simple and stupid blunders). Sometimes it is possible to make the game interesting to others as the fundamentals of planning or some nice tricks are in the game, too.
And the phrase "a very good level" may be interpreted in many various ways - it depends on your perspective. There are A LOT OF players that play "solid chess" or "play very well". They are rated 1100, 1300, 1500, 1700, 1900, 2100, 2300, 2500 or 2800. And what is the funniest - the same pool rating players say: "I am just an average strength player" or even "No, I am quite weak one"!
quote Jak to możliwe, że nie doszedł?! Nie, zupełnie tego nie pojmuję.... Garri Kasparow (mistrz świata)
OdpowiedzUsuńWszystko w obrębie psychiki; tj. motywacji: nie doszedł gdyż nie zależało mu na tym bardzo (albo "bardziej niż bardzo" ; być moze nie miał wystarczajaco dobrego planu i/lub niedostatecznie go realizował...>); i co za tym idzie nie włożył w to wystarczajaco dużo "serca"; tym niemniej jest...sprawa otwarta
Jednakze nalezy okreslic własne priorytety- co możemy/chcemy osiagnac (w jakim celu, czasie, kosztem innych niezrealizowanych spraw... ) etc ?!
Moim - skromnym zadaniem - nalezy odnalezc własna droge i nia podazac...!!!
mol
Można było poszerzyć odpowiedzi na pytania (hipotezy) profesora mola:
OdpowiedzUsuń1. Nie było wewnętrznej konieczności (tzn. odpowiedniej motywacji) dotyczącej realizowania planu. Przede wszystkim dlatego, bo wymagało to nie tylko wysiłku, ale również robienia tego co było niechciane (np. nauki debiutów, opracowania repertuaru debiutowego, studiowanie gry środkowej, przeglądanie partii mistrzów, itp.).
2. Nie było to (zdobycie 1 kategorii) już tak ważne (od kilku lat priorytety życiowe oraz szachowe uległy zmianie). Wyjaśnienie punkt niżej.
3. Od połowy sierpnia 2009 (czyli mija już 5,5 roku) praktycznie zakończona została realna walka o wyższe szczeble (kategorie). Ten moment można uznać za zakończenie kariery zawodnika (natomiast już pół roku później powstał tenże blog, więc wszystko zarówno logicznie jak i czasowo się zgadza).
4. Nie grając (i nie chcąc grać) w realu trudno jest nie tylko ogrywać się, ale i poprawiać słabości, które najbardziej wychodzą.
5. Znacznie lepiej realizuje się w pisaniu i promowaniu ciekawych przemyśleń o szachach (chociażby za pomocą tego bloga) aniżeli w grze bezpośredniej (zwłaszcza w realu).
Tak więc na podstawie powyższego można powiedzieć, że odnaleziona została "nowa" droga ;) :). Dzielenie się przemyśleniami oraz próby inspirowania są najlepszym sposobem (formą), aby realizować swój potencjał i jednocześnie nadal "kąpać się w morzu".
Na pewno udowodniłem sobie i innym, że trenując (nie ćwicząc kombinacji, analiz oraz nie czytając odpowiednich książek i nie łatając najbardziej widocznych i niezbędnych dziur w szachowej edukacji), a do tego jeszcze nie grając w realu... przejście z poziomu (średniej) 2 kategorii na poziom 1 kategorii może być po prostu niemożliwe (nierealne jak kto woli). Pierwsza kategoria wymaga bowiem już pewnych elementów na minimalnym poziomie, które są NIEZBĘDNE ku temu, aby grać na wyższym poziomie. Ujmując nieco prościej: zawodnik mający 1 kategorię nie może się bardzo męczyć z ogrywaniem "dwójek", tak samo jak zawodnik z 2 kategorią w konfrontacji z "trójkami". U mnie natomiast na dłuższym tempie były dosyć duże problemy, aby pokonywać "dwójki", bo o ogrywaniu jedynek praktycznie nie było mowy.
Tak czy inaczej za nami już 300 postów, więc te ostatnie kilka lat po (nieoficjalnej) rezygnacji z szachów w wymiarze sportowej rywalizacji... chyba pokazują, że autor ma bardziej talent do pisywania ciekawie na temat związane z szachami aniżeli umiejętności gry na odpowiednim poziomie. Być może nie każdy szachista musi wyjść poza poziom 2 kategorii (znam takich graczy, którzy nigdy tego poziomu nie przeskoczyli czy też takich, którzy całkowicie zrezygnowali z gry w szachy).
Moje doświadczenia w prowadzeniu treningów szachowych od 2007 roku wskazują, że poziom II kategorii szachowej można uzyskać po ok. 15 miesiącach. I kategoria to kolejne ok 2 lata trenowania. Dlaczego zatem pomimo ćwiczenia ze sporą, bo ok. 50 osobową grupą poziom pierwszej kategorii osiągnęło 2 osoby, dwie kolejne posiadają pierwsze normy na jedynki, a pozostałe posiadają niższe umiejętności? Przyczyną najważniejszą jest LENISTWO i wynikający z niego BRAK SYSTEMATYCZNOŚCI. Kiedyś jeden z uczniów chwalił się, że w sobotę przez 5 godzin ćwiczył szachy. Przyznał równocześnie, że od poniedziałku do piątku nie robił nic. Zaleciłem mu ćwiczenie systematyczne, codzienne przez 1 godzinę. Szybko poprawiły się rezultaty uzyskiwane przez tego zawodnika. Obecnie posiada ranking ELO 2030. Na tym poziomie grając ćwiczy teraz 3-4 godziny dziennie przez sześć dni w tygodniu. Był w tym roku finalistą Mistrzostw Polski Juniorów do lat 16. Jesteśmy bardzo blisko uzyskania normy na tytuł km. Zawodnik dość regularnie uzyskuje wyniki rankingowe 2100-2200.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:
eszton
Eszton
OdpowiedzUsuńDziękuję za podzielenie się swoją wiedzą i doświadczeniem.
Podziwiam twoje sukcesy trenerskie i metody pracy. Oczywiście wiadomo, że uczeń również musi się wykazać czymś w rodzaju samozaparcia, wytrwałości, pracowitości oraz chęci (solidnej) pracy. No i rzecz jasna - szachami trzeba się zajmować na poważnie i przy nieco dłuższym okresie czasu, wówczas efekty MUSZĄ przyjść. Rolą trenera jest ten proces odpowiednio nadzorować i ukierunkowywać ucznia na to, aby nie musiał powtarzać błędów amatorów :).