niedziela, 5 sierpnia 2012

Krwawy i bezlitosny mentalny boks - czyli o szachach w wymiarze rywalizacji sportowej




Tym razem zasygnalizuję dość trudny temat jakim jest: Krwawy i bezlitosny mentalny boks - czyli o szachach w wymiarze rywalizacji sportowej. Już za moment zobaczymy chwilę grozy, a potem przekonamy się, że nie taki diabeł straszny jak go malują. A więc do boju...!

Szachy mogą być traktowane (uprawiane) na różnych poziomach. Można je poddawać naukowej analizie, można grać jedynie dla przyjemności, można traktować je jak sztukę i można również rywalizować na płaszczyźnie sportowej. Czym się różni podejście sportowe od pozostałych? Różnica jest naprawdę bardzo prosta. W sporcie liczy się WYŁĄCZNIE wynik - a ściślej: wygrywanie! Jeśli zatem nie jesteś gotowy do tego, aby dawać z siebie wszystko (i nieco więcej jak będzie trzeba), aby w każdej ważnej partii (zwykle niemal wszystkie są takie) stawać na głowie, na rzęsach i na uszach... to lepiej zrezygnuj ze sportowej rywalizacji do czasu zanim dojrzejesz. Ostrzegam, iż w przypadku gry w szachy w takim ujęciu... nie ma miejsca na wymówki, miękką grę czy też odpuszczanie! I nie bez powodu w tytule jest właśnie "krwawy, bezlitosny mentalny sport". Tak! Szachy na poziomie mistrzowskiego wysiłku, gdzie każdy ruch musi być wykonany z siłą huraganu, a jednocześnie z zegarmistrzowską precyzją... nie ma miejsca na słabości. To już walka gladiatorów, gdzie jeden drugiego chce pokonać przez... zmuszenie do kapitulacji lub zamatowania króla nieprzyjaciela.

Czy zatem warto grać w szachy na wynik - rywalizować z innymi w ujęciu sportowym? Skoro jest to taka "krwawa wersja", to może lepiej odpuścić? Oczywiście można odpuścić albo można też spróbować tego "innego wymiaru". Warto jednak wiedzieć z czym się to wiąże. Na pewno wymagana jest dobra psychika, umiejętność stawiania twardych (jednakże realnych) warunków przede wszystkim sobie i dojrzałe oraz efektywne radzenie sobie ze stresem, porażkami i dużym wysiłkiem. Jakim wysiłkiem?! A tak, partia grana przez co najmniej 2-3 godziny w której każdy ruch jest "na wagę złota", gdzie trzeba widzieć wszystko i przewidywać... może stanowić naprawdę duże obciążenie! A do tego dochodzi jeszcze odpowiedzialność za wynik (przed sobą lub przed drużyną albo jednocześnie przed obiema instancjami) jak też stałe doskonalenie się i siła charakteru, która mówi wprost "tak, będę walczył dotąd, aż pokonam własne słabości". Warto pamiętać, że nie sztuką jest upaść (przegrać), lecz sztuką jest przyznanie się do błędu, ponownie podjęcie wyzwania i stałe podwyższanie sobie poprzeczki, tak aby realizować zamierzone cele.

Wiele osób nie jest w stanie sprostać temu wyzwaniu, więc po kilku lub kilkunastu próbach wstawania (a raczej odradzania się) jak Feniks z popiołów... po prostu rezygnuje. Czasem trzeba bowiem umieć zaakceptować coś czego normalnie nie można zrozumieć - jednym z najtrudniejszych do przetrawienia (oraz wyciągnięcia wniosków!) zadań jest chyba umiejętność zaakceptowania porażki w sytuacji, gdy zdobyliśmy przewagę z dużo silniejszym przeciwnikiem, po wielkim wysiłku. Wówczas jedna partia (tak, tylko jedna, jedyna!), która zostanie zmasakrowana przez nas samych... może doprowadzić do całkowitej rezygnacji z dalszej rywalizacji sportowej. Dzieje się tak nie bez powodu - z jednej strony musimy dążyć do doskonałości i dawania z siebie wszystkiego, starając się być maksymalnie blisko ideału, a z drugiej widząc na własne oczy to co niekiedy możemy sami "stworzyć" (a raczej zniszczyć!) może doprowadzić do kryzysu i załamania psychicznego. Dlatego wymagana jest także umiejętność znoszenia porażek wraz z wyciąganiem wniosków i poprawą słabych stron. Nie jest to wcale takie proste - zwłaszcza, gdy gramy z silniejszymi przeciwnikami o większą stawkę (np. awans do wyższej ligii, wygranie turnieju, uzyskanie tytułu mistrzowskiego, zrobienie "czystego" wyniku, itp.).

A co w zamian oferuje takie podejście? Tutaj zamiast się rozpisywać spróbuję ująć to maksymalnie zwięźle. Dzięki sportowemu podejściu jesteśmy w stanie osiągać maksymalne rezultaty - czyli niejako wznosić się na wyżyny ludzkich możliwości. W przypadku zagrania znakomitej partii oraz zrealizowania postawionego celu, bardzo często zawodnik ma poczucie jakby przynajmniej na chwilę dostał skrzydeł! Satysfakcja i radość z podjęcia maksymalnego wysiłku i utrzymania całości harmonijnego obrazu gry... może być chyba porównywana jedynie (!) z tym co czuje artysta malarz lub kompozytor (czy piosenkarz), który stworzył chociażby jedno niemal idealne dzieło sztuki. W szachach natomiast wyraża się to tym, że nasza partia - lub chociażby jej fragment - może służyć jako wzór dla innych, którzy będą chcieli zobaczyć jak to robią najlepsi. Tak, najlepsi, czyli mistrzowie. Nie średniacy, nie miernoty ani nie osoby, które nie mają twardych jaj, tylko ci którzy zgadzają się podjąć największy wysiłek... właśnie po to, aby potem przez lata mogli miło wspominać te niezapomniane chwile, zaś inni podziwiać ich jakość pracy. Nie zapominajmy o tym, że nawet jeśli nie zdarza się to często, to jednak radość, satysfakcja i poczucie dumy z tego, ze zostało się bohaterem (tak, nawet w tej jednej, jedynej niesamowitej partii) sprawiają, że człowiek dostaje skrzydeł, wiedząc że tylko nieliczni są w stanie wspinać się na wierzchołki ludzkich możliwości. Więcej chyba nie trzeba wyjaśniać, prawda?
Jakby ktoś nie wiedział, to dodam, że fachowo ten proces nazywa się to "oddzielaniem chłopców od mężczyzn i dziewczynek od prawdziwych kobiet".

Poniżej zaprezentuję jedną małą partię w stylu "krwawy sport". Dodam, że pomimo iż nie wygląda na specjalnie silno rozegraną, to naprawdę dałem w niej z siebie wszystko na co mnie było wówczas stać. Przeciwnik postawił solidny opór, ale w końcu po nieco ponad 2 godzinach gry... nie wytrzymał napięcia i popełnił kluczowy błąd, po którym nie było już drogi powrotnej.


Partię wraz z kilkoma komentarzami (z Watchbota) można przejrzeć także tutaj:
http://mekk.waw.pl/mk/watchbot/game/3667097

Zainteresowanych odsyłam do obejrzenia świetnego filmu pod tytułem "Krwawy Sport" (Blood Sport), który powinien rozwiać wszelkie wątpliwości co do istoty tematu. Powyżej widzimy kilka wybranych scen z tego klasycznego filmu (w roli głównej dawna wielka gwiazda sztuk walki - sam Jean-Claude Van Damme). Miniatury i zdjęcia o charakterze poglądowym pochodzą z poniższych serwisów:

http://www.filmweb.pl/film/Krwawy+sport-1988-89044
http://iptak.pl/film-online/krwawy-sport-bloodsport-1988

2 komentarze:

  1. Artykuł jak zwykle zapewne interesujący) a sam artykuł idealnie czasowo utrafiony (IO 2012) ; czy to zamierzony był efekt ...?

    mol

    OdpowiedzUsuń
  2. Efekt zupełnie niezamierzony. Artykuł powstał pod wpływem wielu impulsów, które razem dały masę krytyczną. Myślę, że jedna z osób na pewno przejrzy na oczy dzięki temu wpisowi.

    Szachy na poziomie wyników (zwłaszcza tych wysokich i bardzo wysokich) NAPRAWDĘ mogą być porównywane do krwawego mentalnego boksu - a raczej sztuk walki. Co prawda na desce nie widać przelanej krwi, ale osoby, które dokładniej się wpatrują mogą zobaczyć wiele zasadzek, pułapek, szybkich akcji czy też brutalnych poświęceń, które mają za zadanie jeden cel - WYGRANIE partii szachowej!

    OdpowiedzUsuń