Krótki wstęp do tematyki obrony. Kiedy, jak i dlaczego trzeba się bronić. Być może ten artykuł da wam pewną inspirację, aby sięgnąć po literaturę i odpowiednie przykłady lub też samemu spróbować własnych sił. Warto podkreślić, że im więcej pozycji mamy przeanalizowanych, tym łatwiej potem będzie "dopasować" jedną z nich (jedną z kilku tysięcy?) do obecnie rozgrywanej partii (pozycji). Z pewnością zatem pomocna może być w tym celu pewna wskazówka - artykuł ma być taką małą iskrą w tunelu.
Od razu uprzedzam, że ten artykuł ma służyć wyłącznie do pokazania możliwości obrony wraz z zarysem tego jak można to zrobić. Nie jest on jednak ani jedynym ani tym bardziej najlepszym sposobem, aby ćwiczyć takie umiejętności.
Jeśli chcecie dowiedzieć się nieco więcej, zapraszam do przeczytania artykułu (7 stron, format PDF): http://beginnerchessimprovement.weebly.com
Jeśli chodzi o temat sztuka obrony- to myśle że nasza partia też tutaj spokojnie mogłaby się znależć. Zdusiłeś mnie, a ja musiałem odpierać ataki, i wzmacniać pozycje :)
OdpowiedzUsuńhajdzik
@Hajdzik
OdpowiedzUsuńSztuką obrony Hajdziku jest to, aby rozpoznać możliwości ataku przeciwnika i w porę je wygasić. A nawet dużo więcej: samemu narzucić (przechwycić inicjatywę!) swoje warunki, tak aby przeciwnik przy najmniejszym rozluźnieniu natychmiast musiał "ubrać nasze buty" ;). Z mojego doświadczenia wynika, że zawodnik, który atakuje (im dłużej, tym bardziej to może "działać") przy pierwszych oznakach zmiany ról - z atakującego na atakowanego... zaczyna coraz słabiej grać. Bywa nawet tak, że w ciągu kilku ruchów popełnia błąd, ponieważ nadal wierzy, że to on ma prawo (obowiązek?) atakować, a nie przejść do obrony!
Tak więc partia w której przeciwnik sam nam daje zabezpieczenie przed atakiem nie może być przykładem "zduszenia". Chyba, że rozumiemy to dosłownie, ale dla mnie to nie tędy droga. Zduszenie, którego nie można wykorzystać jest równe przewadze, której nie można zrealizować. Wspólna cecha? Brak ISTOTY tego czemu ma służyć. Dlatego obrona i atak muszą ze sobą współpracować jak koń z jeźdźcem! Inaczej albo będzie biegł koń bez głowy albo głowa (a dokładniej to same nogi)... bez konia!