Jeden z moich stałych i wiernych czytelników bloga napisał (pytając co zrobić):
Przede wszystkim chodzi mi o naukę szachów przez osoby dorosłe (tzn. takie, które nie uczęszczają na zajęcia, uczęszczać nie będą, nie są już tak "chłonne" jak dzieci i mają do dyspozycji tylko siebie, materiały i nienormowany czas do poświęcenia na szachowy samorozwój) i porady typowo praktyczne.
Oto moja odpowiedź:
1. Osoby dorosłe nieco inaczej pochłaniają (czy wchłaniają) szachowy materiał. Różnice są zależne od wielu czynników. Dla przykładu podam, że samo NASTAWIENIE może być bardzo dużym "dopalaczem" lub "hamulcem" w procesie nauki. Jeśli dziecko nastawia się, że będzie się uczyło, bo chce być najlepsze i będzie stale próbowało na nowo odkrywać pewne rzeczy i wyciągało wnioski z porażek, wówczas jego postęp szachowy oraz zrozumienie będzie znacznie bardziej trwałe i efektywne. Z kolei jeśli dorosły zakłada (!), że "i tak się już niewiele nauczy, bo jest zbyt stary, nie ma trenera, sam musi do wszystkiego dochodzić, nie zaczął w wieku lat 6 lecz 20, 30 czy 50", to wówczas także nie ma się co dziwić.... że nie zajdzie tak daleko i tak szybko jak "młodzik". I nie jest to w ŻADNYCH wypadku "wina" jego wieku (a ściślej: różnicy wieku między młodym a starszym), lecz własnego "hamulca", który sobie sami fundujemy.
2. Jeśli osoba dorosła nie chce czy też nie może uczęszczać na zajęcia szachowe to może (a nawet powinna, o ile zależy jej na rozwoju szachowym) samodzielnie podjąć się tematu samodoskonalenia (szkolenia) szachowego. Jest to o tyle trudne, że jednocześnie (!) jesteśmy dla siebie nauczycielem i uczniem. Wówczas istnieje duża szansa, że może nie być to tak efektywne jak uczenie się od kogoś "z zewnątrz". Niemniej jest możliwe i wiele osób tak właśnie robi (to, że zwykle mało efektywnie to inna sprawa). Jak należy to robić to osobny temat do opisania.
3. Jeśli osoba dorosła ma nienormowany czas do poświęcenia na szachowy samorozwój to w zależności od CELU, który sobie wyznacza (może być także proces, ale wtedy może być problem ze zmierzeniem tego czy już osiągnęliśmy zakładany stan i jak dużo nam jeszcze do tego brakuje) może ustalić sobie plan treningowy. Następnie trzeba go realizować i sprawdzać osiągnięte wyniki (zrealizowane zadania, które składają się na końcowy cel).
4. Porady praktyczne są coraz powszechniejszą formą nauki szachów. Z jednej strony są znakomite, a z drugiej mało sensowne. Dlaczego? Otóż dlatego, że dają one drogowskaz do tego co może źle funkcjonować, ale nie dają konkretnych ćwiczeń do tego, aby te trudności pokonać. Przykładowo: porada nr 3: jeśli jeszcze nie potrafisz to jak najszybciej naucz się podstawowych matów (chodzi o naukę matowania H, H+W, 2W, W, 2G), ponieważ brak takich umiejętności sprawi, że nie będziesz w stanie wygrać partii po osiągnięciu decydującej przewagi (np. W czy H). Osoba, która przeczyta tę radę będzie wniebowzięta, bo będzie wiedziała, że jeśli nauczy się podstawowego matowania, to już nie będzie "błądziła" w szachowym labiryncie i będzie mogła zamieniać bardzo dużą przewagę materialną na zwycięstwo. Jednak tutaj jest problem, ponieważ książka o "dobrych radach" nie pokazuje jak to zrobić, na co zwrócić uwagę, jak ćwiczyć, ile razy i co jaki czas powtarzać, itp. Dlatego "dobre rady" bywają na pewno ZNAKOMITYM sposobem, aby poprawić sobie samopoczucie i dojść do wniosku, że "aha! już wiem co mam zrobić, aby być dobrym szachistą!" wystarczy tylko zastosować się do dobrych rad i wszystko w naszej grze będzie fajnie i pięknie funkcjonować. Problem związanymi z dobrymi radami jest jeszcze taki, że takich "dobrych rad" można podać 5, 10, 20, 50, 100 czy 200. I teraz wszystkie należy przeczytać, przerobić czy też zrozumieć? A może wystarczy zamiast 50 przeczytać i "poprawić" jedynie 10? A jeśli 10, to które z nich (spośród 50)? Dlatego z DUŻYM dystansem traktowałbym dobre rady. Nie znaczy, że twierdzę, iż są one złe czy niepotrzebne, ale na pewno podkreślam, że bardzo łatwo się dzięki nim można zachłysnąć i pomyśleć, że "no to teraz już nie będzie moja gra w ogóle kulała".
Jeśli miałbym pokazać to na przykładzie nauki matematyki, to mój student pyta mnie: "nauczycielu powiedz mi dobrą radę, abym nie miał problemów z ułamkami". A ja mu na to odpalam: "wystarczy, że będziesz uważnie robił (dodawał, odejmował, mnożył, dzielił) te ułamki, a wszystko powinno być w porządku. Trzeba się skoncentrować na tym, aby nie popełnić błędów na żadnym etapie, bo inaczej wynik będzie błędny". I jak myślicie drodzy czytelnicy - czy teraz tenże student będzie bezbłędnie rozwiązywał ułamki? Dostał dobrą radę, więc powinno "zadziałać", prawda? Nieprawda! Na pewno wie na co ma zwrócić UWAGĘ i co może stanowić PROBLEM, który trzeba rozwiązać (wyeliminować), ale nic poza tym.
Mam nadzieję, że POBUDZIŁEM do dalszego przemyślenia tematu. Wierzę, że nie odpowiedziałem w pełni na pytanie, ponieważ obaj wiemy (ja i mój fan, który zadał pytanie), że problem jest znacznie głębszy niż pokazuje to (pozornie) proste pytanie. Jeśli będą kolejne (bardziej konkretne) to postaram się dalej NAPROWADZIĆ na właściwą drogę. Ostrzegam, że nie daję gotowych rozwiązań, lecz zachęcam i mobilizuje do samodzielnego poszukiwania właściwych dróg. Mogę jedynie zaoferować kierunek rozwoju, a nie konkretną (w domyśle jedyną i najlepszą) drogę prowadząca do celu. To może (efektywnie i właściwie) zaproponować ktoś kto dobrze zna problematykę szachowego rozwoju oraz osobę i to jaki cel chce ona osiągnąć (zwykle jest to instruktor, trener czy dość dobry szachista, który potrafi ocenić problem i ustalić plan działania, aby dana osoba mogła go rozwiązać).
Przede wszystkim chodzi mi o naukę szachów przez osoby dorosłe (tzn. takie, które nie uczęszczają na zajęcia, uczęszczać nie będą, nie są już tak "chłonne" jak dzieci i mają do dyspozycji tylko siebie, materiały i nienormowany czas do poświęcenia na szachowy samorozwój) i porady typowo praktyczne.
Oto moja odpowiedź:
1. Osoby dorosłe nieco inaczej pochłaniają (czy wchłaniają) szachowy materiał. Różnice są zależne od wielu czynników. Dla przykładu podam, że samo NASTAWIENIE może być bardzo dużym "dopalaczem" lub "hamulcem" w procesie nauki. Jeśli dziecko nastawia się, że będzie się uczyło, bo chce być najlepsze i będzie stale próbowało na nowo odkrywać pewne rzeczy i wyciągało wnioski z porażek, wówczas jego postęp szachowy oraz zrozumienie będzie znacznie bardziej trwałe i efektywne. Z kolei jeśli dorosły zakłada (!), że "i tak się już niewiele nauczy, bo jest zbyt stary, nie ma trenera, sam musi do wszystkiego dochodzić, nie zaczął w wieku lat 6 lecz 20, 30 czy 50", to wówczas także nie ma się co dziwić.... że nie zajdzie tak daleko i tak szybko jak "młodzik". I nie jest to w ŻADNYCH wypadku "wina" jego wieku (a ściślej: różnicy wieku między młodym a starszym), lecz własnego "hamulca", który sobie sami fundujemy.
2. Jeśli osoba dorosła nie chce czy też nie może uczęszczać na zajęcia szachowe to może (a nawet powinna, o ile zależy jej na rozwoju szachowym) samodzielnie podjąć się tematu samodoskonalenia (szkolenia) szachowego. Jest to o tyle trudne, że jednocześnie (!) jesteśmy dla siebie nauczycielem i uczniem. Wówczas istnieje duża szansa, że może nie być to tak efektywne jak uczenie się od kogoś "z zewnątrz". Niemniej jest możliwe i wiele osób tak właśnie robi (to, że zwykle mało efektywnie to inna sprawa). Jak należy to robić to osobny temat do opisania.
3. Jeśli osoba dorosła ma nienormowany czas do poświęcenia na szachowy samorozwój to w zależności od CELU, który sobie wyznacza (może być także proces, ale wtedy może być problem ze zmierzeniem tego czy już osiągnęliśmy zakładany stan i jak dużo nam jeszcze do tego brakuje) może ustalić sobie plan treningowy. Następnie trzeba go realizować i sprawdzać osiągnięte wyniki (zrealizowane zadania, które składają się na końcowy cel).
4. Porady praktyczne są coraz powszechniejszą formą nauki szachów. Z jednej strony są znakomite, a z drugiej mało sensowne. Dlaczego? Otóż dlatego, że dają one drogowskaz do tego co może źle funkcjonować, ale nie dają konkretnych ćwiczeń do tego, aby te trudności pokonać. Przykładowo: porada nr 3: jeśli jeszcze nie potrafisz to jak najszybciej naucz się podstawowych matów (chodzi o naukę matowania H, H+W, 2W, W, 2G), ponieważ brak takich umiejętności sprawi, że nie będziesz w stanie wygrać partii po osiągnięciu decydującej przewagi (np. W czy H). Osoba, która przeczyta tę radę będzie wniebowzięta, bo będzie wiedziała, że jeśli nauczy się podstawowego matowania, to już nie będzie "błądziła" w szachowym labiryncie i będzie mogła zamieniać bardzo dużą przewagę materialną na zwycięstwo. Jednak tutaj jest problem, ponieważ książka o "dobrych radach" nie pokazuje jak to zrobić, na co zwrócić uwagę, jak ćwiczyć, ile razy i co jaki czas powtarzać, itp. Dlatego "dobre rady" bywają na pewno ZNAKOMITYM sposobem, aby poprawić sobie samopoczucie i dojść do wniosku, że "aha! już wiem co mam zrobić, aby być dobrym szachistą!" wystarczy tylko zastosować się do dobrych rad i wszystko w naszej grze będzie fajnie i pięknie funkcjonować. Problem związanymi z dobrymi radami jest jeszcze taki, że takich "dobrych rad" można podać 5, 10, 20, 50, 100 czy 200. I teraz wszystkie należy przeczytać, przerobić czy też zrozumieć? A może wystarczy zamiast 50 przeczytać i "poprawić" jedynie 10? A jeśli 10, to które z nich (spośród 50)? Dlatego z DUŻYM dystansem traktowałbym dobre rady. Nie znaczy, że twierdzę, iż są one złe czy niepotrzebne, ale na pewno podkreślam, że bardzo łatwo się dzięki nim można zachłysnąć i pomyśleć, że "no to teraz już nie będzie moja gra w ogóle kulała".
Jeśli miałbym pokazać to na przykładzie nauki matematyki, to mój student pyta mnie: "nauczycielu powiedz mi dobrą radę, abym nie miał problemów z ułamkami". A ja mu na to odpalam: "wystarczy, że będziesz uważnie robił (dodawał, odejmował, mnożył, dzielił) te ułamki, a wszystko powinno być w porządku. Trzeba się skoncentrować na tym, aby nie popełnić błędów na żadnym etapie, bo inaczej wynik będzie błędny". I jak myślicie drodzy czytelnicy - czy teraz tenże student będzie bezbłędnie rozwiązywał ułamki? Dostał dobrą radę, więc powinno "zadziałać", prawda? Nieprawda! Na pewno wie na co ma zwrócić UWAGĘ i co może stanowić PROBLEM, który trzeba rozwiązać (wyeliminować), ale nic poza tym.
Mam nadzieję, że POBUDZIŁEM do dalszego przemyślenia tematu. Wierzę, że nie odpowiedziałem w pełni na pytanie, ponieważ obaj wiemy (ja i mój fan, który zadał pytanie), że problem jest znacznie głębszy niż pokazuje to (pozornie) proste pytanie. Jeśli będą kolejne (bardziej konkretne) to postaram się dalej NAPROWADZIĆ na właściwą drogę. Ostrzegam, że nie daję gotowych rozwiązań, lecz zachęcam i mobilizuje do samodzielnego poszukiwania właściwych dróg. Mogę jedynie zaoferować kierunek rozwoju, a nie konkretną (w domyśle jedyną i najlepszą) drogę prowadząca do celu. To może (efektywnie i właściwie) zaproponować ktoś kto dobrze zna problematykę szachowego rozwoju oraz osobę i to jaki cel chce ona osiągnąć (zwykle jest to instruktor, trener czy dość dobry szachista, który potrafi ocenić problem i ustalić plan działania, aby dana osoba mogła go rozwiązać).
I to mnie się 'podobi' ;] !
OdpowiedzUsuń