Tym razem o czymś co często bywa efektem poważnego podejścia... czyli o możliwościach, które niejako magicznie i "nagle" otwierają przed nami drzwi do realizowania marzeń.
Powyższy obrazek pokazuje gdzie jestem i gdzie (jak wysoko) chcę przejść. Po lewej widzimy, że obecnie jestem sklasyfikowany na 81 miejscu (ranking 2069), a docelowo chciałbym chociaż raz być w pierwszej dwudziestce, czyli w Top 20 (obecnie trzeba uzyskać ranking co najmniej 2241). W sumie fajnie by to brzmiało "NokiaTwenty has finally reached Top Twenty", prawda? ;).
Zadajmy sobie pytanie czy to ambitny i realny cel? Odpowiedź na oba pytania brzmi - TAK! Pierwsza dziesiątka (zawodnicy z rankingiem co najmniej 2300), to mistrzowie szachowi - z tytułem Fide Master (FM) lub International Master (IM). To już zawodowcy, którzy zazwyczaj poświęcili swoje życiem szachom i osiągnęli w nich mistrzostwo. Natomiast zawodnicy z rankingiem poniżej 2300 (jednak nie mniej niż 2200) to najczęściej kandydaci na mistrzów (CM - candidate master). Obydwie grupy charakteryzują się tym, że traktują (lub przed znaczny okres swojego życia traktowali) szachy bardzo poważnie, więc walka z takimi rekinami to naprawdę ciężka przeprawa.
No dobra, ale jaki to ma związek ze mną? Otóż zobaczyłem, że otworzyła się przede mną szansa na to, abym mógł spełnić moje małe marzenie. Zawsze marzyłem o tym, aby być mistrzem w czymkolwiek. Z uwagi na to, że w szachy zacząłem grać dopiero wtedy, gdy inni już zajmowali się nimi 10 czy 15 lat, więc realnie wiedziałem, że nie ma co liczyć na bardziej poważne wyniki. W mojej karierze udało mi się zaledwie 2 czy 3 razy wygrać turniej lub być w pierwszej trójce najlepszych zawodników. Z kolei szachy są dla mnie na tyle ważne, że pozwalają mi stale na to, aby pozostawać sprawnym intelektualnie jak też rozwijać krytyczne myślenie, ocenę, analizę jak też planowanie czy wyciąganie wniosków. A te cechy są moim zdaniem bardzo ważne nie tylko na szachownicy, ale przede wszystkim w życiu!
I od momentu, gdy zacząłem poważnie zajmować się szachami (tak, chodzi o trening, studiowanie pozycji oraz rozwiązywanie zadań taktycznych), to "nagle" trafiłem na osoby, które zauważyły, że mój poziom zaczyna systematycznie wzrastać (pomimo tego, że ten proces następuje dość powoli). I delikatnie mówiąc, otworzył się worek z ofertami. Zawodnicy poziomu 2050-2200 zaczynają się interesować "nowym, młodym talentem". To, że ani nie jest młody ani tym bardziej utalentowany... to chyba oczywiste. Niemniej jeśli są osoby (hats off to DarkoChess!), które dają mi możliwości ku temu, abym sprawdził się na szachownicy w bardzo ciężkich warunkach.. to chyba wypada skorzystać z takiej szansy, prawda?
Najważniejsza zmiana to poważne podejście i etyka pracy nad szachami. Po angielsku jest to zwrot: "serious attitude and a strong work ethic", który wyraża się tym, iż zamiast szukania wymówek zaczyna się po prostu robić wszystko co niezbędne, aby osiągnąć sukces. Bardzo istotnym elementem jest według mnie zmiana podejścia do porażek (przegranych partii). Zamiast obwiniać i biczować siebie za błędy... po prostu analiza i wyciąganie wniosków. Dosyć brutalne i zarazem proste podejście - każda partia to kolejna szansa na to, aby zobaczyć co można i trzeba zmienić, polepszyć czy naprawić. Tylko tyle i aż tyle.
Dojście do poziomu w którym w końcu będę w pierwszej dwudziestce najwyżej sklasyfikowanych zawodników na FICS w grze typu standard... wymaga nie tylko pracy, ale i czasu. To pewna wspaniała podróż, której istotą nie jest osiągnięcie samego celu, lecz przede wszystkim doświadczanie oraz przeżywanie procesu, który towarzyszy tej podróży. Takie jest moje podejście i jeśli uda mi się ukończyć tę podróż realizując po drodze cel (owszem - ambitny i realny, pomimo że pozornie zbyt wysoko postawiony)... to będzie z pewnością spełnienie mojego dziecięcego (a raczej młodzieńczego!) marzenia. Tak, poprzeczka postawiona tym razem bardzo wysoko, ale jak to mawiają "nie święci lepią garnki" czy też "trening czyni mistrza".
Aha! I jeszcze jedno! W moim życiu zawsze działa jedna zasada: jeśli całym sercem czegoś pragnę i jest to realne marzenie, to jeśli wykonam odpowiednią pracę, wówczas dane marzenie zostaje spełnione. A najprostszym i zarazem najbardziej jednoznacznym sygnałem ku temu, że drzwi do realizacji marzeń zostają otwarte są właśnie owe "nagle pojawiające się okazje". A te nie biorą się z powietrza, lecz z dojrzałości do poważnego podejścia i solidnie wykonywanej pracy. Tylko tyle... czy aż tyle?!
PS. Tak, mam niezłe ciarki na plecach, bo nie dowierzam, że udało mi się dożyć takiej chwili! Teraz wystarczy tylko wykorzystać dmuchający wiatr w żagle... i dokonać podróży dookoła (szachowego) świata :) ;)
Zadajmy sobie pytanie czy to ambitny i realny cel? Odpowiedź na oba pytania brzmi - TAK! Pierwsza dziesiątka (zawodnicy z rankingiem co najmniej 2300), to mistrzowie szachowi - z tytułem Fide Master (FM) lub International Master (IM). To już zawodowcy, którzy zazwyczaj poświęcili swoje życiem szachom i osiągnęli w nich mistrzostwo. Natomiast zawodnicy z rankingiem poniżej 2300 (jednak nie mniej niż 2200) to najczęściej kandydaci na mistrzów (CM - candidate master). Obydwie grupy charakteryzują się tym, że traktują (lub przed znaczny okres swojego życia traktowali) szachy bardzo poważnie, więc walka z takimi rekinami to naprawdę ciężka przeprawa.
No dobra, ale jaki to ma związek ze mną? Otóż zobaczyłem, że otworzyła się przede mną szansa na to, abym mógł spełnić moje małe marzenie. Zawsze marzyłem o tym, aby być mistrzem w czymkolwiek. Z uwagi na to, że w szachy zacząłem grać dopiero wtedy, gdy inni już zajmowali się nimi 10 czy 15 lat, więc realnie wiedziałem, że nie ma co liczyć na bardziej poważne wyniki. W mojej karierze udało mi się zaledwie 2 czy 3 razy wygrać turniej lub być w pierwszej trójce najlepszych zawodników. Z kolei szachy są dla mnie na tyle ważne, że pozwalają mi stale na to, aby pozostawać sprawnym intelektualnie jak też rozwijać krytyczne myślenie, ocenę, analizę jak też planowanie czy wyciąganie wniosków. A te cechy są moim zdaniem bardzo ważne nie tylko na szachownicy, ale przede wszystkim w życiu!
I od momentu, gdy zacząłem poważnie zajmować się szachami (tak, chodzi o trening, studiowanie pozycji oraz rozwiązywanie zadań taktycznych), to "nagle" trafiłem na osoby, które zauważyły, że mój poziom zaczyna systematycznie wzrastać (pomimo tego, że ten proces następuje dość powoli). I delikatnie mówiąc, otworzył się worek z ofertami. Zawodnicy poziomu 2050-2200 zaczynają się interesować "nowym, młodym talentem". To, że ani nie jest młody ani tym bardziej utalentowany... to chyba oczywiste. Niemniej jeśli są osoby (hats off to DarkoChess!), które dają mi możliwości ku temu, abym sprawdził się na szachownicy w bardzo ciężkich warunkach.. to chyba wypada skorzystać z takiej szansy, prawda?
Najważniejsza zmiana to poważne podejście i etyka pracy nad szachami. Po angielsku jest to zwrot: "serious attitude and a strong work ethic", który wyraża się tym, iż zamiast szukania wymówek zaczyna się po prostu robić wszystko co niezbędne, aby osiągnąć sukces. Bardzo istotnym elementem jest według mnie zmiana podejścia do porażek (przegranych partii). Zamiast obwiniać i biczować siebie za błędy... po prostu analiza i wyciąganie wniosków. Dosyć brutalne i zarazem proste podejście - każda partia to kolejna szansa na to, aby zobaczyć co można i trzeba zmienić, polepszyć czy naprawić. Tylko tyle i aż tyle.
Dojście do poziomu w którym w końcu będę w pierwszej dwudziestce najwyżej sklasyfikowanych zawodników na FICS w grze typu standard... wymaga nie tylko pracy, ale i czasu. To pewna wspaniała podróż, której istotą nie jest osiągnięcie samego celu, lecz przede wszystkim doświadczanie oraz przeżywanie procesu, który towarzyszy tej podróży. Takie jest moje podejście i jeśli uda mi się ukończyć tę podróż realizując po drodze cel (owszem - ambitny i realny, pomimo że pozornie zbyt wysoko postawiony)... to będzie z pewnością spełnienie mojego dziecięcego (a raczej młodzieńczego!) marzenia. Tak, poprzeczka postawiona tym razem bardzo wysoko, ale jak to mawiają "nie święci lepią garnki" czy też "trening czyni mistrza".
Aha! I jeszcze jedno! W moim życiu zawsze działa jedna zasada: jeśli całym sercem czegoś pragnę i jest to realne marzenie, to jeśli wykonam odpowiednią pracę, wówczas dane marzenie zostaje spełnione. A najprostszym i zarazem najbardziej jednoznacznym sygnałem ku temu, że drzwi do realizacji marzeń zostają otwarte są właśnie owe "nagle pojawiające się okazje". A te nie biorą się z powietrza, lecz z dojrzałości do poważnego podejścia i solidnie wykonywanej pracy. Tylko tyle... czy aż tyle?!
PS. Tak, mam niezłe ciarki na plecach, bo nie dowierzam, że udało mi się dożyć takiej chwili! Teraz wystarczy tylko wykorzystać dmuchający wiatr w żagle... i dokonać podróży dookoła (szachowego) świata :) ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz