Uczebnik zadacznik szachmat - czyli po polsku "Podręcznik i zbiór zadań", to właśnie nazwa serii kilkunastu znakomitych książek, które składają się na program szkolenia Józefa Sławina. Ostatnio był opisywany tom piąty, a więc kolej na recenzję części szóstej. Co w nim znajdziemy? Za chwilę się przekonamy o tym co piszczy w niniejszym woluminie. A z pewnością jest o czym napisać - oj, tak!
Przednia i tylna okładka fantastycznej serii książek. Józef Sławin: Podręcznik i zbiór zadań (tom 6)
Na początek warto wspomnieć, że tom szósty zawiera część teoretyczną z dodatkowymi ćwiczeniami (zadaniami), które pozwalają sprawdzić i utrwalić materiał. A co zostało w nim zawarte? Otóż są zagadnienia dotyczące debiutów, strategii gry środkowej oraz gry końcowej. I jak pisze autor: "przedstawiono wystarczającą ilość przykładów szkoleniowych, które wyjaśniają istotę tematów".
Autor rozpoczyna od metodyki szachowego treningu. Pisze o analizie (omawianiu) partii i pozycji szkoleniowych, analizie rozegranych partii jak też o ciekawych formach nauki w postaci różnych odmian gier (na bazie szachów). Tej części Sławin poświęca tylko 10 stron. To jednak tylko pewne ukierunkowanie dla trenera czy instruktora. Przykładowo jeśli chodzi o analizę partii to wymienia 5 elementów na których trener powinien skupiać uwagę. Wymieniam je tylko po to, aby mieć niewielki wgląd w to jakimi tematami dzieli się z nami autor. Są nimi: 1) Szybkie ruchy, które prowadzą do grubych błędów, które zupełnie nie odzwierciedlające kwalifikacji (umiejętności i poziomu) szachisty. 2) Niezrozumienie idei rozgrywanego debiutu. Schematyczna gra w początkowej fazie partii i brak związku (połączenia) z grą środkową. 3) Niewystarczające zrozumienie głównych zasad gry końcowej. Słaba technika w końcówce. 4) Słabości w kombinacyjnym widzeniu. Błędy i przeoczenia przy liczeniu wariantów. 5) Słaba (niepewna) technika realizacji materialnej i pozycyjnej przewagi. Jak zatem widzimy ten tom będzie poświęcony zagadnieniom, które najbardziej sprawiają problemy graczom poziomu drugiej kategorii.
Całość pracy to 284 strony - tym razem dostajemy aż 6 rozdziałów. Pierwszy z nich to opis technicznych przykładów gry w końcówce pionowej. Tak jak wspomina Sławin te zagadnienia są dla uczniów (szachistów) na średnim poziomie nauki zatem traktujmy to jako absolutne podstawy. W tej części autor porusza takie tematy jak: oddalony wolny pion, broniony wolny pion oraz pionowy przełom. Te zagadnienia trzeba nie tylko mieć w małym palcu, ale i rozpoznawać z daleka. Widać gołym okiem, że właśnie od tego tomu zaczyna się praca a kończy się zabawa. Tak, poziom drugiej kategorii to zawodnik, który potrafi ogrywać graczy kawiarnianych. Zatem musi mieć tajemną wiedzę, której nie mają inni grajkowie.
Co natomiast odnajdziemy w rozdziale drugim? Jest w nim teoria debiutowa oraz typowe ataki w której nasz trener mówi o podstawach współczesnej teorii debiutów. Wybrał do tego partię szkocką i gambit szkocki, potem omówił partię włoską, a dalej to już typowe ataki w różnych debiutach. Tutaj drobna uwaga: ten zakres materiału wyciska niezłe soki z graczy, którzy podobnie jak ja - wolą omijać debiut szerokim łukiem. Niemniej bez przerobienia tego rozdziału będzie duży problem ze zrozumieniem istoty walki w debiucie. Na szczęście na samym mechanicznym zapamiętywaniu (i odtwarzaniu) wariantów debiutowych nie da się w szachach daleko zajść.
Część trzecia to już zasady szachowej strategii. Jak dla mnie to klasyka w najlepszym wydaniu. O czym mowa? Przede wszystkim o celowym rozwoju i aktywności figur oraz walce o centrum - na tym bowiem polega bitwa w debiucie. Natomiast w przypadku gry środkowej autor skutecznie przekonuje nas, że przewagą jest lepsze rozmieszczenie pionów. Niby wydaje się, że to niewiele, ale zapewniam, że te zagadnienia będą kontynuowane w kolejnych tomach. Dodatkowo pamiętajmy, że nasz trener musi także zmieścić się ze swoim całym przekazem... na zaledwie 300 stronach!
A kogo interesuje to czym jest strategia ataku? Właśnie o tym dowiemy się w czwartej części: o ataku na króla w centrum czy też o ataku przy jednostronnych i różnostronnych roszadach. Przy okazji poczytamy również o ataku na skrzydle hetmańskim. I to wszystko na bazie partii mistrzowskich (a dokładniej: mistrzowskich i arcymistrzowskich) według zasad stworzonych i opisanych przez takich szachowych gigantów jak Lasker czy Steinitz. Czy trzeba czegoś więcej? Po co nosić wodę do studni?!
Pozostają jeszcze dwie części. Przedostatnia kontynuuje tematykę podstaw teorii debiutowej i typowych ataków. Tym razem zobaczymy to na przykładzie obrony dwóch skoczków, którą autor dość dokładnie prezentuje i stale sprawdza naszą wiedzę poprzez zadania do rozwiązywania. No dobrze: a na jakich debiutach nasz szachowy pedagog testuje typowe ataki? Akurat na warsztat poszły tym razem partia hiszpańska i gambit hetmański - odpowiednio po 9 i 6 przykładów. Wydaje się niewiele, ale gdy jesteś co chwila zasypywany pytaniami typu: co było lepsze, dlaczego to jest błędem... wówczas zdajesz sobie sprawę, że musisz dużo i intensywnie myśleć, by być w stanie odpowiadać na takie pytania.
Ostatnia część poświęcona jest podstawowym zasadom gry w końcówce. Centralizacja i aktywność króla, wzrost roli wolnych pionów, współdziałanie i aktywizacja figur oraz pionów: nie każdy o tym wie, prawda? Zostały oczywiście pokazane pozycje z gry końcowej w których trzeba nie tylko znaleźć pierwszy ruch, ale także odnaleźć (opisać) i zrealizować plan. Z kolei przykłady są tak różnorodne i ciekawe, że każdy kto uwielbia grę środkową... musi zacząć od tego rozdziału! Wielu graczy posiadających drugą kategorię z pewnością mogłoby cienko piszczeć w tego typu testach (pozycjach). Osobiście miałem to szczęście, że kilka razy poprawiałem autora... Inaczej mówiąc znalazłem kilka wzmocnień, błędów czy też pobocznych rozwiązań. Rzecz jasna, w wielu przypadkach nie miałem zupełnie pojęcia jak się dobrać do danej pozycji... niemniej Józef Sławin stale mnie wspierał, gdy upadałem na szachową podłogę w geście bezradności.
No i na koniec pochwalę tego szachowego mistrza, pedagoga i pisarza, który mnie stale nie tylko zaskakuje... ale i jednocześnie zachwyca. Mianowicie w przykładach w których autor pokazuje i omawia wieżówki uderzyła mnie przede wszystkim prostota i jasność komentarzy (wyjaśnień), a w przypadku graczy - spójność i logika gry oraz dokładność ruchów. Nie ukrywam, że te komentarze Sławina... to miód na moje serce. Jak bardzo są dobre? Otóż są tak znakomite, że tylko w kilku miejscach musiałem samodzielnie domyśleć się jaki jest sens i cel danego ruchu czy też sprawdzić dodatkowy wariant. Ważne jest to, że takie podejście i wykonana praca jednak nie poszły na marne.
Czytelnik zapewne oczekuje odpowiedzi na pytanie: a czy ja mając trójkę mam przerabiać tę książkę czy jeszcze za wcześnie? Moim zdaniem do efektywnego przerabiania tego tomu konieczny (czy też raczej zalecany) jest poziom drugiej kategorii (wyjątkowo - bardzo silna trzecia kategoria), a więc siła gry w przedziale 1750-1850. W innym wypadku może dojść do sytuacji w której uczeń się szybko zniechęci lub też nie będzie rozumiał w czym tkwi sens tego co czyta.
Jak długo zajęło mi przerobienie tej pozycji? O ile poprzedni tom zajął mi około 25-30 godzin, to ten był przysłowiowym wrzodem na tyłku. I znowu szybkość (i efektywność) przerabiania tego tomu zależy od stopnia zaawansowania (umiejętności i wiedzy) danego szachisty. Jako, że u mnie debiuty praktycznie nie istnieją i do tego bardzo ich unikałem przez ostatnie 18 lat gry w szachy, więc dlatego musiałem wielokrotnie podchodzić do tej książki, aby w końcu ją zakończyć. Szacuję, że przyzwoite przerobienie tego tomu przez zawodnika posiadającego średni poziom drugiej kategorii, to mniej więcej przedział 60-80 godzin (podejrzewam, iż mnie zajęło około 70 godzin przy kilkunastu podejściach, które w końcu dały oczekiwany rezultat!).
Inaczej mówiąc: cały miesiąc (a może nawet i dwa!) solidnej pracy, tak aby po przestudiowaniu tego tomu być w stanie więcej widzieć i rozumieć na szachownicy. To z kolei powinno przełożyć się na lepsze wyniki w szachowych bitwach. Jak bardzo lepsze? Tego nie wiem, ale poniższy obraz może pokazać skutki tego co się u mnie stało po przerobieniu tego tomu.
Dodam jeszcze na sam koniec, że ten tom zasługuje na piątkę (5/6). Ocena nieco niższa z uwagi na to, że obecna teoria debiutowa mogła nieco zmienić ocenę niektórych wariantów debiutowych (zatem niewielki zakres wiedzy debiutowej może być niezbyt dokładny czy też niepoprawny). Do tego udało mi się znaleźć kilkanaście drobnych błędów (przede wszystkim wzmocnienia i uzupełnienia wariantów) dlatego tym razem ocena nie może być wyższa niż 5 (w skali od 1 do 6).
Na początek warto wspomnieć, że tom szósty zawiera część teoretyczną z dodatkowymi ćwiczeniami (zadaniami), które pozwalają sprawdzić i utrwalić materiał. A co zostało w nim zawarte? Otóż są zagadnienia dotyczące debiutów, strategii gry środkowej oraz gry końcowej. I jak pisze autor: "przedstawiono wystarczającą ilość przykładów szkoleniowych, które wyjaśniają istotę tematów".
Autor rozpoczyna od metodyki szachowego treningu. Pisze o analizie (omawianiu) partii i pozycji szkoleniowych, analizie rozegranych partii jak też o ciekawych formach nauki w postaci różnych odmian gier (na bazie szachów). Tej części Sławin poświęca tylko 10 stron. To jednak tylko pewne ukierunkowanie dla trenera czy instruktora. Przykładowo jeśli chodzi o analizę partii to wymienia 5 elementów na których trener powinien skupiać uwagę. Wymieniam je tylko po to, aby mieć niewielki wgląd w to jakimi tematami dzieli się z nami autor. Są nimi: 1) Szybkie ruchy, które prowadzą do grubych błędów, które zupełnie nie odzwierciedlające kwalifikacji (umiejętności i poziomu) szachisty. 2) Niezrozumienie idei rozgrywanego debiutu. Schematyczna gra w początkowej fazie partii i brak związku (połączenia) z grą środkową. 3) Niewystarczające zrozumienie głównych zasad gry końcowej. Słaba technika w końcówce. 4) Słabości w kombinacyjnym widzeniu. Błędy i przeoczenia przy liczeniu wariantów. 5) Słaba (niepewna) technika realizacji materialnej i pozycyjnej przewagi. Jak zatem widzimy ten tom będzie poświęcony zagadnieniom, które najbardziej sprawiają problemy graczom poziomu drugiej kategorii.
Całość pracy to 284 strony - tym razem dostajemy aż 6 rozdziałów. Pierwszy z nich to opis technicznych przykładów gry w końcówce pionowej. Tak jak wspomina Sławin te zagadnienia są dla uczniów (szachistów) na średnim poziomie nauki zatem traktujmy to jako absolutne podstawy. W tej części autor porusza takie tematy jak: oddalony wolny pion, broniony wolny pion oraz pionowy przełom. Te zagadnienia trzeba nie tylko mieć w małym palcu, ale i rozpoznawać z daleka. Widać gołym okiem, że właśnie od tego tomu zaczyna się praca a kończy się zabawa. Tak, poziom drugiej kategorii to zawodnik, który potrafi ogrywać graczy kawiarnianych. Zatem musi mieć tajemną wiedzę, której nie mają inni grajkowie.
Co natomiast odnajdziemy w rozdziale drugim? Jest w nim teoria debiutowa oraz typowe ataki w której nasz trener mówi o podstawach współczesnej teorii debiutów. Wybrał do tego partię szkocką i gambit szkocki, potem omówił partię włoską, a dalej to już typowe ataki w różnych debiutach. Tutaj drobna uwaga: ten zakres materiału wyciska niezłe soki z graczy, którzy podobnie jak ja - wolą omijać debiut szerokim łukiem. Niemniej bez przerobienia tego rozdziału będzie duży problem ze zrozumieniem istoty walki w debiucie. Na szczęście na samym mechanicznym zapamiętywaniu (i odtwarzaniu) wariantów debiutowych nie da się w szachach daleko zajść.
Część trzecia to już zasady szachowej strategii. Jak dla mnie to klasyka w najlepszym wydaniu. O czym mowa? Przede wszystkim o celowym rozwoju i aktywności figur oraz walce o centrum - na tym bowiem polega bitwa w debiucie. Natomiast w przypadku gry środkowej autor skutecznie przekonuje nas, że przewagą jest lepsze rozmieszczenie pionów. Niby wydaje się, że to niewiele, ale zapewniam, że te zagadnienia będą kontynuowane w kolejnych tomach. Dodatkowo pamiętajmy, że nasz trener musi także zmieścić się ze swoim całym przekazem... na zaledwie 300 stronach!
A kogo interesuje to czym jest strategia ataku? Właśnie o tym dowiemy się w czwartej części: o ataku na króla w centrum czy też o ataku przy jednostronnych i różnostronnych roszadach. Przy okazji poczytamy również o ataku na skrzydle hetmańskim. I to wszystko na bazie partii mistrzowskich (a dokładniej: mistrzowskich i arcymistrzowskich) według zasad stworzonych i opisanych przez takich szachowych gigantów jak Lasker czy Steinitz. Czy trzeba czegoś więcej? Po co nosić wodę do studni?!
Pozostają jeszcze dwie części. Przedostatnia kontynuuje tematykę podstaw teorii debiutowej i typowych ataków. Tym razem zobaczymy to na przykładzie obrony dwóch skoczków, którą autor dość dokładnie prezentuje i stale sprawdza naszą wiedzę poprzez zadania do rozwiązywania. No dobrze: a na jakich debiutach nasz szachowy pedagog testuje typowe ataki? Akurat na warsztat poszły tym razem partia hiszpańska i gambit hetmański - odpowiednio po 9 i 6 przykładów. Wydaje się niewiele, ale gdy jesteś co chwila zasypywany pytaniami typu: co było lepsze, dlaczego to jest błędem... wówczas zdajesz sobie sprawę, że musisz dużo i intensywnie myśleć, by być w stanie odpowiadać na takie pytania.
Ostatnia część poświęcona jest podstawowym zasadom gry w końcówce. Centralizacja i aktywność króla, wzrost roli wolnych pionów, współdziałanie i aktywizacja figur oraz pionów: nie każdy o tym wie, prawda? Zostały oczywiście pokazane pozycje z gry końcowej w których trzeba nie tylko znaleźć pierwszy ruch, ale także odnaleźć (opisać) i zrealizować plan. Z kolei przykłady są tak różnorodne i ciekawe, że każdy kto uwielbia grę środkową... musi zacząć od tego rozdziału! Wielu graczy posiadających drugą kategorię z pewnością mogłoby cienko piszczeć w tego typu testach (pozycjach). Osobiście miałem to szczęście, że kilka razy poprawiałem autora... Inaczej mówiąc znalazłem kilka wzmocnień, błędów czy też pobocznych rozwiązań. Rzecz jasna, w wielu przypadkach nie miałem zupełnie pojęcia jak się dobrać do danej pozycji... niemniej Józef Sławin stale mnie wspierał, gdy upadałem na szachową podłogę w geście bezradności.
No i na koniec pochwalę tego szachowego mistrza, pedagoga i pisarza, który mnie stale nie tylko zaskakuje... ale i jednocześnie zachwyca. Mianowicie w przykładach w których autor pokazuje i omawia wieżówki uderzyła mnie przede wszystkim prostota i jasność komentarzy (wyjaśnień), a w przypadku graczy - spójność i logika gry oraz dokładność ruchów. Nie ukrywam, że te komentarze Sławina... to miód na moje serce. Jak bardzo są dobre? Otóż są tak znakomite, że tylko w kilku miejscach musiałem samodzielnie domyśleć się jaki jest sens i cel danego ruchu czy też sprawdzić dodatkowy wariant. Ważne jest to, że takie podejście i wykonana praca jednak nie poszły na marne.
Czytelnik zapewne oczekuje odpowiedzi na pytanie: a czy ja mając trójkę mam przerabiać tę książkę czy jeszcze za wcześnie? Moim zdaniem do efektywnego przerabiania tego tomu konieczny (czy też raczej zalecany) jest poziom drugiej kategorii (wyjątkowo - bardzo silna trzecia kategoria), a więc siła gry w przedziale 1750-1850. W innym wypadku może dojść do sytuacji w której uczeń się szybko zniechęci lub też nie będzie rozumiał w czym tkwi sens tego co czyta.
Jak długo zajęło mi przerobienie tej pozycji? O ile poprzedni tom zajął mi około 25-30 godzin, to ten był przysłowiowym wrzodem na tyłku. I znowu szybkość (i efektywność) przerabiania tego tomu zależy od stopnia zaawansowania (umiejętności i wiedzy) danego szachisty. Jako, że u mnie debiuty praktycznie nie istnieją i do tego bardzo ich unikałem przez ostatnie 18 lat gry w szachy, więc dlatego musiałem wielokrotnie podchodzić do tej książki, aby w końcu ją zakończyć. Szacuję, że przyzwoite przerobienie tego tomu przez zawodnika posiadającego średni poziom drugiej kategorii, to mniej więcej przedział 60-80 godzin (podejrzewam, iż mnie zajęło około 70 godzin przy kilkunastu podejściach, które w końcu dały oczekiwany rezultat!).
Inaczej mówiąc: cały miesiąc (a może nawet i dwa!) solidnej pracy, tak aby po przestudiowaniu tego tomu być w stanie więcej widzieć i rozumieć na szachownicy. To z kolei powinno przełożyć się na lepsze wyniki w szachowych bitwach. Jak bardzo lepsze? Tego nie wiem, ale poniższy obraz może pokazać skutki tego co się u mnie stało po przerobieniu tego tomu.
UWAGA! Czytanie (przerabianie) znakomitych tomów Józefa Sławina MOŻE BYĆ BARDZO NIEBEZPIECZNE dla twojego poziomu szachowego... dlatego dużo lepiej jest trzymać się od tej serii z daleka (na szczęście jest ona napisana po rosyjsku, więc nie trzeba szukać dodatkowych wymówek, aby jej nie przerabiać... uff!).
Dodam jeszcze na sam koniec, że ten tom zasługuje na piątkę (5/6). Ocena nieco niższa z uwagi na to, że obecna teoria debiutowa mogła nieco zmienić ocenę niektórych wariantów debiutowych (zatem niewielki zakres wiedzy debiutowej może być niezbyt dokładny czy też niepoprawny). Do tego udało mi się znaleźć kilkanaście drobnych błędów (przede wszystkim wzmocnienia i uzupełnienia wariantów) dlatego tym razem ocena nie może być wyższa niż 5 (w skali od 1 do 6).
Cześć! :-)
OdpowiedzUsuńMam pytanie do tego konkretnego artykułu: Co rozumiesz pod pojęciem, że unikasz debiutów jak ognia -omijasz szerokim łukiem? Bo musze przyznać,że musisz być genialny jeżeli nie znając debiutów, przekroczyłeś na FICS ranking 2000. A pytam,ponieważ sam bardzo kiepsko znam debiuty i warianty,które należy grać - co niestety sprawia mi ogromne trudności już od początku partii. Może, mógłbyś podzielić się swoją metodą na gre bez szczegółowej znajomości dużej liczby debiutów i wariantów?
Unikanie debiutów to po prostu IGNOROWANIE tej części gry i pomijanie oraz niesprawdzanie tego jak należy grać dany debiut czy wariant. Debiuty u mnie są takim wrzodem na tyłku jak dla wielu zawodników końcówki.
UsuńZ byciem genialnym to nie mam nic, ale komplement naprawdę fajny (żeby nie powiedzieć kompletnie odjechany).
Moja metoda na grę bez debiutów? Bardzo prosta - kontrola centrum, szybki rozwój figur, zabezpieczenie króla za pomocą roszady) oraz przejście hetmana na drugą linię, aby wieże podały sobie ręce. A najważniejsze jeszcze jest to, aby nie dać sobie zrobić mata czy też zabrać za darmo figury albo pionki.
Moja gra opiera się na przyzwoitych końcówkach i sensowną grę środkową. Niemniej debiuty mam katastrofalne i nie wiem czy to się kiedyś zmieni (tak czy inaczej - musi, ale kiedy?!).
Dziękuję za odpowiedź.
OdpowiedzUsuńPowiem Ci,że znane są mi zasady,które tu przytoczyłeś odnośnie początkowej fazy gry. Wciąż jednak twierdzę,że musisz być bardzo dobrym graczem z dużą intuicją szachową,bo ja mimo iż staram się trzymać tych zasad,to często po debiucie dostaję przegraną pozycję z silniejszymi zawodnikami,którzy znają warianty i debiuty.
Dlatego ja staram się grać systemami,które łatwo zapamiętać np: London system, system Colle-Zukertort i całkiem fajna jest Obrona Skandynawska ;)
PS: Dzięki za inspirację, czytając Twoje posty dostaję takiego kopa do pracy że HEJ! :-)
Co do debiutów i wariantów, to warto może dodać, że po rozegraniu 120K partii w końcu jakieś tam schematy mi się utrwaliły. W miarę szybko potrafię schodzić z totalnie przegranych pozycji, więc może to być powód tego, że dostaje pozycje słabe (chyba, że przeciwnik bardzo mocny, to wtedy już nie ma ratunku).
UsuńCo do intuicji szachowej to raczej w schematach matowych lub w końcówkach. A jeśli chodzi o wysoki ranking na FICS to zwykle bywa on konsekwencją tego, że staram się "gryźć deskę" dotąd aż nie jestem do końca przekonany, że nie mam możliwości wyczarowania remisu ;) :)
Cieszę się, że blog daje ci inspirację do cieszenia się szachami a nawet o pracy nad nimi.
Cześć Tomaszu!
OdpowiedzUsuńJa również pracuje nad tymi książkami.Mam obecnie III kategorię,ale pracę nad tymi książkami (dzięki Tobie) zacząłem pół roku temu i obecnie siedzę nad czwartym tomem.
Po dziesięciu ponumerowanych tomach jest sześć,których nie umiałbym ułożyć według stopnia trudności.
Spotkałeś się z sugestią w jakiej kolejności należy nad nimi pracować aby sobie ładnie ułożyć trening?
Dziękuję za odpowiedź
Piotr
Witaj Piotrze!
OdpowiedzUsuńBardzo mnie cieszy, że dzięki temu czym się dzielę na blogu (pamiętniku) szachowym - mogłeś również zacząć pracę nad szachami z wykorzystaniem tych niesamowitych książek.
Co do numeracji tomów od 1 do 10, to wszystko jasne. Co do pozostałych to szczerze mówiąc sam nie bardzo wiem jaką kolejność należy dalej ustawić. Być może jest tak (takie mam przeczucie), że po przerobieniu 10 tomów dany szachista (uczeń, zawodnik) ma już na tyle wysoki poziom gry, że kolejne tomy może przerabiać tak jak mu się to podoba. Przykładowo jeśli chcesz pouczyć się o realizacji przewagi to bierzesz tom z dużym złotym królem na okładce a jak interesuje cię strategia ataku i obrony, wówczas okładka z dwoma królami na szachownicy jest właśnie tą, która omawia te tematy.
Na twoją prośbę specjalnie podam jeszcze jeden ciekawy sposób, który również może (ale nie musi) być wskazówką dotyczącą tego jaka powinna być dalsza kolejność przerabianych tomów:
11. Praktikum - strategia, rasciet, endszpil (strategy, calculation, endspiel) - rok wydania 2009. Zbiór zadań (744 przykłady).
12. Realizacja pierewiesa (the realize of advantage) - rok wydania 2010.
13. Komponenty szachowej strategii (components of chess strategy) - rok wydania 2011.
14. Strategia ataku i obrony (strategy of the attack and defence) - rok wydania 2011.
15. Planirowanie szachmatnych operacij (plan of the chess operations) - rok wydania 2012.
16. Inicjatiwa: pozicjonnaja żertwa (initiative, positional sacrifice) - rok wydania 2013.
Tak więc masz przynajmniej dwa dobre kryteria wyboru. Albo kolejność jaką wyżej podałem, albo jeśli będziesz miał ochotę to wybór dowolnego tomu i praca z nim na zasadzie nauki kolejnej ważnego elementu sztuki szachowej.
Ciekawi mnie czy zdajesz sobie sprawę, że porządne przerobienie wszystkich 16 tomów to poziom mistrza szachowego? Bo mam wrażenie, że wiele osób myśli o zawodnikach poziomu mistrza, iż urodzili się mistrzami i już w wieku lat 4-5 potrafi wygrywać z każdym kto wszedł im w drogę ;) :).
Co sądzisz o takim podejściu jakie przedstawiłem powyżej?
Dziękuję Ci Tomaszu za odpowiedź i zadany trud przedstawienia powyższej listy.
OdpowiedzUsuńBardzo mnie interesuje (zresztą jak pewnie i Ciebie) sposób treningu i ułożenia planu treningowego dostosowanego do własnych potrzeb i przede wszystkim bardzo wydajnego.
Po wielu latach wybierania przypadkowych książek (za trudnych jeszcze dla mnie lub za łatwych) doszedłem do wniosku,że sztuką jest wybrać sobie materiał treningowy dostosowany do poziomu gracza a tu kłania się
krytyczne spojrzenie na "swoje szachy".
Chciałem się więc przekonać (może kiedyś mi się to uda),czy obietnica autora książek ma pokrycie w sposobie przedstawienia materiału treningowego.
Co takiego te książki mają,że mogą być takie skuteczne.
Seria pierwszych tomów (1-4),z którymi pracowałem do tej pory jest genialna ,choć momentami bardzo wymagająca,ale nie zrażam się,bo trud treningu wyzwala we mnie większą chęć do pracy.
Na pewno wykorzystam Twój pomysł na kolejność w wyborze treningowych książek.
Dodam,że trening z książkami Sławina uzupełniam codziennym treningiem wizualizacji i staram się analizować każdą partię rozegraną na chess.com
Oczywiście nie muszę mówić,że jak brakuje mi sił do treningu,to czytam Twojego bloga i motywacja jest ogromna ;)
Piotr
Plan treningowy oraz pilnowanie tego co i w jakiej kolejności powinno być przerabiane zwykle układa trener (instruktor). Zwłaszcza taki, który ma wgląd w to jaki masz poziom, wiedzę, umiejętności i preferencje oraz możliwości (potencjał). Dzięki temu można nie błądzić tylko iść najprostszą (co wcale nie znaczy, że łatwą!) drogą.
OdpowiedzUsuńJa również uważam, że sztuką jest dobrać sobie taki materiał treningowy, który będzie optymalnie pasował do nas.
Co do obietnicy autora to warto wziąć pod uwagę, że uczy szachów przez 40 lat więc raczej trochę tej wiedzy i doświadczenia powinien mieć. Przy okazji wszystkie 16 tomów pisał przez 20 lat, więc również nie powinny to być przypadkowe pozycje.
A co te książki mają, że są takie skuteczne? Moim zdaniem bardzo dobrze dobrane przykłady i system stałego pytania i trenowania nawyku analizowania wszystkich istotnych ruchów oraz stałe wyciaganie wniosków.
Natomiast mocne książki (materiał) musi mieć to do siebie, że jest wymagający - w przeciwnym wypadku nie działałby cuda ;). Ja także przechodziłem wiele trudnych momentów w przerabianiu tomów od 5 w górę, więc o czymś to również musi świadczyć.
Jeśli natomiast porządnie pracujesz, grasz poważne partie i je analizujesz, to za jakiś czas na pewno zobaczysz postęp. Często jest tak, że ten postęp nie jest nagły, ale "jak już strzeli, to widać".
No a jak brakuje ci sił do treningu, to weź pod uwagę, że ja mam dopiero dwójkę i do poziomu solidnej jedynki jeszcze sporo pracy przede mną. Niemniej chcę tą pracę w końcu wykonać, aby się przekonać jakie to będzie uczucie (i proces), gdy będę wygrywał z zawodnikami z którymi dawniej bałem się nawet siadać do deski (2000-2200).
Cieszy mnie, że ten mój pamiętnik (blog) zainspirował cię do tego, aby cieszyć się szachami. Dzięki temu coraz łatwiej mi pisywać kolejne artykuły.