poniedziałek, 31 grudnia 2012

Mistrz kontra amator – porówanie podejścia w dążeniu do mistrzostwa

Zobaczmy jak może wyglądać porównanie modelu mistrza i amatora. Najpierw krótka lista punktów, a następnie ich omówienie.


Mistrz zauważa pewne elementy i relacje między bierkami, gdyż jego doświadczenie oraz „radar” w głowie natychmiast wychwytuje to co najbardziej istotne. Z kolei amator próbuje poszukiwać po całej szachownicy czegoś „na czym można oko zawiesić”.

Mistrz na poziomie świadomym nie dostrzega pewnych ruchów – są one niejako dla niego niewidoczne. Natomiast amator widzi wszystko, więc dopiero musi stosować filtry, które pomogą mu odrzucić ruchy beznadziejne od dobrych.

Mistrz jest w stanie widzieć nie więcej niż 2-3 kontynuacje i spośród nich wybrać tę najlepszą. Natomiast amator mając problem z tym, aby widzieć te najbardziej sensowne możliwości – analizuje wszystko, tak aby nie przeoczyć tych ruchów, które mogą okazać się naprawdę silne.

Mistrz bardzo często używa intuicji i na niej polega. Natomiast amator zastanawia się, stara się wszystko uzasadniać, obliczać i oceniać. Brak doświadczenia i nikła intuicja nie pozwala mu na to, aby oszczędzać czas i energię – zwłaszcza w momentach, gdy należy zagrać naturalny, logiczny ruch.

Mistrz myśli, to znaczy, iż nastała pozycja w której dość trudno jest odróżnić jedną możliwość od drugiej – wymaga to głębokiego wniknięcia w pozycję i umiejętnego wyciągania wniosków wraz z dokładną oceną pozycji. Natomiast amator zwykle wie lepiej, bo nawet nie ma pojęcia (często także ochoty), iż w danej pozycji trzeba „mocno wniknąć, aby ją przewiercić”. Jest bowiem święcie przekonany, że wszystko jest już tak proste, że nie wymaga żadnego wysiłku.

Mistrz w procesie znajdywania najlepszych ruchów – opiera się w bardzo dużym zakresie na swoim doświadczeniu, zaś amator – jedynie na obliczeniach. Doświadczenie nabyte przez mistrza sprawia, że pewne charakterystyczne pozycje są znacznie szybciej odrzucane bądź pogłębiane. Z kolei stałe obliczenia prowadzone przez amatora bardzo często kończą się jednym wielkim chaosem w głowie.

Mistrz przed ostatecznym podjęciem decyzji co do swojego ruchu – poszukuje obalenia tego co znalazł. Próbuje odnaleźć coś, co sprawi, że jego zakładany ruch (oraz obrany plan) zostanie przez przeciwnika obalony. Natomiast amator znajduje tylko potwierdzenia tego, że w końcu znalazł najlepszą możliwość. Brak krytycznego podejścia do swojej oceny i wybranej kontynuacji powoduje, że bardzo często jego przeciwnik wykonuje ruch, który niweczy zamiary amatora. Niekiedy tak szybko i skutecznie, że już po kilku ruchach pozycja jest natychmiast do poddania.

Mistrz stale poszukuje różnych sposobów na poprawianie swojej pozycji. Nie wystarcza mu to, że wyprowadził figury czy to, że piony kontrolują centrum, a wieże otwarte linie. Stara się znajdywać optymalne miejsca na to, aby figury i piony wypełniały jak najlepiej swoje funkcje. Natomiast amator ma tak dobrą pozycję, że robi ruchy „byle do przodu” i nie wnika w to gdzie ma słabości i jak się ich pozbywać, systematycznie polepszając pozycję.

Mistrz wykonuję ciężką pracę, by wyciągać wnioski i je stosować w kolejnych partiach (oraz pozycjach, które w nich uzyskuje i do których dąży). Stara się o to, aby znaleźć pewne schematy, reguły czy też zasady, które pozwolą na jeszcze lepsze i efektywniejsze znajdywanie optymalnych ruchów. W przypadku amatora zwykle mamy do czynienia z tym, że znajduje on jedynie rozwiązania poszczególnych problemów na szachownicy. Rzadko kiedy ma on ochotę i siłę na to, aby wyciągać wnioski i znajdywać pewne uniwersalne reguły rozgrywania danych grup pozycji.


Warto na koniec podkreślić, że używane tutaj słowo "mistrz" odnosi się do pewnej postawy charakteryzującej się dążeniem do mistrzostwa. Nie zawsze jest ono tożsame z uzyskanym poziomem gry czy też tytułem. Często może się to pokrywać, ale niekiedy mogą zdarzać się przypadki w której osoba nosząca tytuł mistrza - wcale nim nie jest - ma jedynie nadany szachowy tytuł.

7 komentarzy:

  1. Czyli nie da się być mistrzem bez bycia amatorem.

    OdpowiedzUsuń
  2. od czegoś trzeba zacząć :)
    hajdzik

    OdpowiedzUsuń
  3. Można powiedzieć, że w zależności od tego czy:
    1) rodzimy się ze specjalnymi predyspozycjami
    2) mamy inne podejście do szachów
    ... wówczas można "przeskoczyć" pewne etapy na drodze "od amatora do mistrza". Niemniej często się mówi, że NIKT nie rodzi się mistrzem, tylko staje się nim dzięki (efektywnej) wytrwałej pracy. Dlatego w dużej części można zaryzykować stwierdzenie, że zanim będziemy mistrzem - najpierw przechodzimy drogę amatora. Jak szybko i skutecznie - to zależy od w/w 2 elementów oraz tego jak dużo efektywnej pracy wykonamy. W końcu mistrz to ekspert, zaś poziom eksperta nie bierzę się z powietrza czy też nie zostaje osiągnięty dzięki ładnym oczom.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dodałbym jeszcze, że oprócz poprawiania własnej pozycji, mistrz potrafi również wykorzystać słabości pozycji przeciwnika, jak również zmuszać go do wytwarzania takich słabości.
    Amator poradzi sobie może z wykorzystaniem "dziury", na której może ładnie uplasować figurę (zwłaszcza jak jest to głęboko w obozie przeciwnika, np. taki skoczek na e6). Niemniej jednak już kwestia osłabienia czarnych pól zwykle przerośnie jego umiejętności (chyba że chodzi o atak matowy po słabych czarnych polach)
    Niektóre słabości zna z książek: wie np. że słaby jest skoczek na bandzie albo izolowany pionek. Co więcej, czasami nawet zmusi przeciwnika do wytworzenia tego rodzaju słabości - i na tym się kończy. Nie wie, jak dalej wykorzystać defekt w pozycji przeciwnika, ale niemal automatycznie podwyższa ocenę swojego ustawienia - bo przecież oponent ma słabość...

    Nie wyssałem tego z palca, tylko opieram na własnym doświadczeniu - gdy byłem początkującym amatorem (bo teraz to przynajmniej amatorem z kategorią centralną i 2 normami na tytuł), unikałem jak ognia wariantów debiutowych, w których zostałbym z izolowanym pionkiem - bo przecież od razu robię sobie słabość. Obronę Tarrascha doceniłem dopiero po długim czasie, kiedy zrozumiałem, jak wiele dynamicznej gry dają takie pozycje.

    świrus

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadza się kolego Swirusku. Zwykle wykorzystywanie słabości przez mistrza jest czymś normalnym, zaś dla amatora jedynie zostaje "poczucie, że przeciwnik ma słabość", ale już umiejętność jej wykorzystania raczej nie wchodzi w rachubę.

    Tak naprawdę to nikt nie napisał czegoś co wielokrotnie pojawia się w książkach na wyższy poziom: umiejętność lepszej oceny tego czyje słabości są bardziej znaczące - odróżnia mistrza od amatora. Co z tego, że mam słabość jeśli przeciwnik nie może (lub nie zdąży) jej wykorzystać? To mniej więcej to samo jak w przypadku ataku matowego - przeciwnik ma figurę więcej, a od mata nie można się obronić (albo też obrona kosztuje tak dużo, że nie ma większego sensu znaczne przeciąganie gry).

    Tak więc umiejętność POŁĄCZENIA dynamicznej gry ze słabościami (obu stron) to już chyba mistrzostwo, które pojawia się na najwyższym poziomie.

    Być może warto jeszcze dać komentarz do tego, że nawet arcymistrzowie klasy światowej potrafią czasem przeżywać ciężkie chwile, gdy nie są w stanie zrobić czegoś co w normalnych warunkach robią bez wahania:


    Komentarz zawodników z turnieju Wijk aan Zee (2013):

    Ivan Sokolov: "I was completely winning. If I don't kill myself tonight I'm going to live thousand years".

    Hikaru Nakamura: "Frankly from the beginning of the game I played like an idiot and tried to be creative at the wrong time.

    Magnus Carlsen: "I thought I got an interesting position, but he outplayed me and I was pretty lucky to survive.

    Loek van Wely: "I was very happy with my game, I got a very nice and solid edge, but somehow I lost control over the game. Things were getting pretty bad and in the end it seems that I bluffed her and managed to get a draw."

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo mi się podoba. Czy ten blog nadal żyje?

    OdpowiedzUsuń
  7. Oczywiście, że żyje. Po prostu nastąpiła drobna przerwa w kolejnych wpisach. Być może do 1.6.2013 (gdy już zostanie całkowicie "zawieszony") coś jeszcze zostanie opublikowane. Na razie jednak mamy ferie, więc do 25.02 na pewno nie powinno nic nowego się ukazać. Niemniej od 1 marca warto zajrzeć czy blog żyje.

    Pozdrawiam - Tomasz

    OdpowiedzUsuń