czwartek, 22 sierpnia 2019

Bogdan Zerek: Końcówki szachowe cz.2 - czyli o tym że w szachach nie ma drogi specjalnie dla królów

Pora na recenzję kolejnej części końcówek, która należy do absolutnego minimum, które każda pierwsza kategoria znać powinna. Chodzi o drugą część trylogii, czyli "Końcówki szachowe - część II", której autorem jest Bogdan Zerek. Przyjrzymy się temu co w niej piszczy...

Bogdan Zerek: Końcówki szachowe cz.2

Drugi tom ma 160 stron (realnie 137, bo pozostałe to opisy innych książek). Wydany został w roku 2002, a więc możemy stwierdzić, że jest to już nieco starsza pozycja. Niemniej pamiętajmy o zasadzie "nie oceniaj książki po okładce" (która nota bene zupełnie nie kojarzy się z elementami sztuki szachowej).

Praca składa się z przedmowy, wstępu, czterech rozdziałów oraz bibliografii. Za chwilę zobaczymy co kryje się w środku.

Najpierw przyjrzymy się temu, co autor napisał w przedmowie do książki. A pisze w ten oto sposób:
Książka "Końcówki szachowe - cz. II" omawia końcówki lekkofigurowe - skoczkowe, gońcowe i goniec przeciwko skoczkowi. Jest przeznaczona dla szachistów od kategorii V-IV, aż do kandydata na mistrza włącznie i zawiera pewne kompendium wiedzy na ten temat. Pokazuje oraz tłumaczy typowe sposoby i metody rozgrywania tego typu końcówek. Jest ułożona tak jak część I - omówiony temat i ćwiczenia do samodzielnego rozwiązania.

Co zawiera ten podręcznik do nauki końcówek?

Pierwszy rozdział to końcówki skoczkowe. Tutaj w zasadzie zostały zebrane wszystkie najbardziej istotne pozycje, które pokazują koncepcje występujące w walce skoczka z pionami bądź skoczka z pionem (pionami) przeciwko podobnemu materiałowi po drugiej stronie. Powiem tylko, że to 114 pozycji zawartych na 55 stronach.

Druga część to końcówki gońcowe. I podobnie jak w poprzedniej, również niemal wszystkie rodzaje pozycji, które pokazują istotne koncepcje i metody walki przy gońcach - w tym wypadku tylko jednopolowe (jednobarwne). Przypomnę, że to fachowa nazwa na gońce, które u obu zawodników chodzą po takich samych kolorach pól. W tym przypadku to 95 pozycji i kolejne 46 stron lektury.

Z kolei trzecia część przedstawia walkę w której mamy ukazane gońce różnopolowe i walkę z ich udziałem. Tutaj jest już skromnie, bo 13 stron i tylko 24 pozycje. To zdecydowanie najkrótszy rozdział i relatywnie najłatwiejszy do przestudiowania.

Ostatni rozdział to walka gońca przeciwko skoczkowi. W tym przypadku moim zdaniem to najciekawszy rozdział i najbardziej praktyczny. Na zaledwie 23 stronach autor zaprezentował i ciekawie omówił 50 pozycji, które pokazują jak pozornie równa pozycja może szybko się rozsypać.

Cała merytoryczna zawartość drugiej części zajmuje zaledwie 137 stron (tekst w dwóch kolumnach). I licząc razem z ćwiczeniami do samodzielnego rozwiązania - mamy aż 283 pozycji (diagramy). Na pierwszy rzut oka może to wydawać się całkiem sporo, ale to tylko złudzenie. Autor nie tylko bardzo prosto i zrozumiale wyjaśnia wszelkie pozycje oraz plany gry, ale także przemyca sporo cennych uwag. Moje zalecenie jest takie - każda rada, która jest zaznaczona pogrubieniem, powinna być obowiązkowa zapisana do zeszytu (notatnika), do którego będziecie często powracać. Bogdan Zerek szkolił dzieci i młodzież przez ponad 20 lat, więc w tym czasie zdążył już wiele doświadczyć, zobaczyć jak też przemyśleć. I właśnie tymi refleksjami dzieli się na łamach swojej pracy.

Pozostała część (struktura i oceniane elementy) książki jest identyczna jak w poprzedniej części, więc nie będę się powtarzał.

Powstaje jednak pytanie na ile ten tom jest łatwy bądź trudny do przestudiowania. Otóż w moim odczuciu jest to najtrudniejsza część, bo na ile zdążyłem zobaczyć, w ostatniej części trylogii mamy do czynienia z maksymalnie praktycznymi przykładami. W tym tomie pozycje są wyjątkowo suche, więc bardzo trudno jest je studiować z radością w sercu oraz uśmiechem na twarzy. Owszem, są one ważne i mając 2 kategorię wypada je znać, ale podejrzewam, że niewielu amatorów samodzielnie zacznie pracę nad końcówkami. Mogę śmiało powiedzieć, że ten wolumin jest bardzo dobrym testem na wytrwałość w dążeniu do celu... i wykonywania pracy, która nie zawsze jest lekka, łatwa i przyjemna. Ci, którzy mają charakter i są w stanie wytrwale pracować, powinni być w stanie również i część ukończyć. Jednak dla mniej wytrwałych amatorów, zalecam zmianę kolejności. Lepiej przestudiować ostatnią część, a potem spiąć się w sobie i zagłębić się w lekturę tomu drugiego. W ten sposób jest większa szansa na ukończenie trylogii w czasie krótszym niż kilka lat.

Jaka jest moja ocena tej pracy? Uważam, że jeśli chodzi o polskie podręczniki do nauki gry końcowej, seria "Końcówki szachowe" Bogdana Zerka jest jedną z najlepszych na rynku (ocena 9/10). Bazuje ona bowiem na bogatym doświadczeniu autorów poprzedniej epoki szachowej teoretyków i praktyków, którzy zajmowali się analizą końcówek. Co warte podkreślenia - są w nim omawiane tak zwane proste pozycje, czyli te w których jest mało materiału na szachownicy. Dlatego tego typu lektura może być trudna do samodzielnej pracy. Niemniej szachiści, którzy chcą mieć pierwszą kategorię i nie mieć dziur w szachowej edukacji, powinni znać koncepcje występujące w zaprezentowanych przez autora pozycjach. Przyda się to zwłaszcza wtedy, gdy dojdzie do prostych pozycji (z niewielką liczbą bierek na desce) i okaże się, że zamiast wygranej osiągnęliśmy tylko remis, a w przypadku gorszej pozycji, którą można było zremisować - przegraliśmy. Dobrze jest przy okazji wracać do niektórych pozycji i je analizować jak też utrwalać metody i techniki walki szachowej. Najcenniejsze z lektury tego tomu jest dla mnie to, że znam coraz więcej metod walki w końcówkach, które można zastosować w różnego rodzaju pozycjach (zwłaszcza gry końcowej). Bo zapamiętanie samych pozycji nie jest aż tak ważne, chociaż na pewno przyspiesza i ułatwia grę, gdy akurat na desce stanie ta pozycja, którą mamy w jednym palcu.

No na koniec ponownie rada dla osób, które chcą wynieść jak najwięcej korzyści z lektury tej oto pozycji: standardowo zalecam naukę i analizę nie więcej niż 3-5 pozycji dziennie, tak aby wytrwać, gdy stopień trudności będzie coraz wyższy. W ten sposób można będzie całą książkę (283 pozycje) przestudiować w około 100-120 dni. Najlepszym rozwiązaniem dla mniej cierpliwych i wytrwałych szachowych pasjonatów, jest to, aby kontynuować pracę z tomem trzecim, a na koniec wrócić do lektury tomu drugiego. Tak przynajmniej ja bym zrobił, gdybym nie chciał zniechęcić czytelnika (zwłaszcza dziecko) do zgłębiania szachowych końcówek.

poniedziałek, 19 sierpnia 2019

Bogdan Zerek: Końcówki szachowe cz.1 - czyli o tym jak rozpocząć przygodę z końcówkami

Ostatnią omówioną książką poświęconą końcówkom była rosyjska pozycja Natalii Pietrusziny - Końcówki: 10 lekcji dla najmłodszych. Tym razem przyjrzymy się naszej rodzimej pracy, której autorem jest Bogdan Zerek. Mowa będzie o trzytomowej pracy poświęconej końcówkom. Na warsztat weźmiemy pierwszą część, czyli "Końcówki szachowe - część I". No to zaczynamy...

Bogdan Zerek: Końcówki szachowe cz.1

Tom pierwszy ma 160 stron (realnie 152, bo pozostałe to opisy innych książek). Wydany został w roku 2001, a więc możemy stwierdzić, że jest to już nieco starsza pozycja. Niemniej pamiętajmy o zasadzie "nie oceniaj książki po okładce" (która nota bene zupełnie nie kojarzy się z elementami sztuki szachowej).

Praca składa się z przedmowy, wstępu, czterech rozdziałów oraz bibliografii. Za chwilę zobaczymy co kryje się w środku.

Najpierw przyjrzymy się temu, co autor napisał w przedmowie do książki. A pisze w ten oto sposób:
Książka "Końcówki szachowe" - część I, którą macie przed sobą jest z założenia przeznaczona dla szachistów początkujących, chociaż nie jest to do końca prawdą. Jest to raczej praca zawierająca obowiązkowy zakres materiału dla szachistów od kategorii V-IV do I-ej, a w niektórych przypadkach nawet do kandydata włącznie. Proszę uwierzyć. Znam kandydatów szachowych, którzy nie mają pojęcia o znacznej części materiału przedstawionego w tej książce.

Osobiście polecam tę książkę wszystkim, którzy zaczynają przygodę z szachami i chcą poznać świat końcówek szachowych. Co ciekawe, duża część materiału będzie przydatna także tym, którzy mają pierwszą kategorię, ale nie zdążyli jeszcze poznać tak zwanych podstawowych końcówek. Generalnie jest taka moda, że końcówki często są pomijane, bo wielu szachistów (amatorów) uważa , że "wstyd, aby pierwsza kategoria musiała się uczyć takiego elementarza, przecież już w debiucie ogra każdego, mata postawi najpóźniej w grze środkowej... dlatego nie będzie konieczności grania końcówki". Jak błędne jest to założenie, to chyba każdy, kto osiągnął poziom co najmniej pierwszej kategorii i rozumie istotę szachowej walki... dobrze rozumie.

Co zawiera ten podręcznik do nauki końcówek?

Pierwsza część zawiera końcówki pionowe, końcówki wieżowe, oraz podstawowe maty i pozycje elementarne, które powinien znać początkujący szachista. A gdyby tak zerknąć nieco głębiej, to czego możemy się spodziewać?

W rozdziale pierwszym autor omawia podstawowe maty, czyli jak współpracuje w procesie matowania: hetman i wieża, dwie wieże, król i wieża oraz król z hetmanem.

Drugi rozdział to końcówki pionowe, a w nim oczywiście wszystkie najważniejsze pojęcia i koncepcje: opozycja, prawo kwadratu, pola krytyczne, kwadrat dwóch oddalonych pionów czy też tempowanie po trójkącie. Są poza nim również tematy takie jak: oddalony wolny pion, pionowy przełom (także przy obecności figur), gra na pata, przejście do końcówki pionowe jak też pozycje, które trzeba zapamiętać.

Z kolei trzecia część przedstawia tak zwane końcówki elementarne do których autor zalicza grę: hetmana przeciwko pionowi, króla przeciwko królowi z lekką figurą i pionem bandowym, króla z hetmanem przeciwko królowi z wieżą, mata dwoma gońcami czy też nawet mata gońcem i skoczkiem (ten akurat bywa często słabo opanowany nawet przez zawodników poziomu 2 czy 1 kategorii).

Ostatni rozdział to klasyka szachowa, czyli końcówki wieżowe. Najpierw są omówione sposoby walki na przykładzie wieży przeciwko pionom, a później wieża przeciwko wieży razem z pionami u jednej lub obu stron. Trzeba dodać, że ten rozdział jest na tyle obszerny, że zajmuje więcej niż połowę książki.

Cała merytoryczna zawartość pierwszej części zajmuje zaledwie 140 stron (tekst w dwóch kolumnach). I licząc razem z ćwiczeniami do samodzielnego rozwiązania - mamy aż 266 pozycji (diagramów). Na pierwszy rzut oka może to wydawać się całkiem sporo, ale to tylko złudzenie. Autor nie tylko bardzo prosto i zrozumiale wyjaśnia wszelkie pozycje oraz plany gry, ale także przemyca sporo cennych uwag. Moje zalecenie jest takie - każda rada, która jest zaznaczona pogrubieniem, powinna być obowiązkowa zapisana do zeszytu (notatnika), do którego będziecie często powracać. Bogdan Zerek szkolił dzieci i młodzież przez ponad 20 lat, więc w tym czasie zdążył już wiele doświadczyć, zobaczyć jak też przemyśleć. I właśnie tymi refleksjami dzieli się na łamach swojej pracy.

Diagramy w książce są niewielkie, ale dość wyraźne (chociaż użyte figurki są mało popularne). Każdy z nich jest numerowany, więc można dzięki temu łatwo odnaleźć interesującą pozycję, poprzez zapisanie jej numeru. Ponadto po każdym omówionym temacie są ćwiczenia do sprawdzenia - zarówno opanowanej wiedzy jak i stopnia zrozumienia. Co ważne - w książce nie ma podawanych wiele wariantów, które przytłaczają (zwłaszcza młodszego czytelnika), lecz tylko te najważniejsze. Jeśli jest kilka możliwości, wówczas autor albo je grupuje albo stara się je tak rozdzielać, aby nie tworzyły wrażenia zlewających się hieroglifów. Główny wariant zawsze jest podawany pogrubioną czcionką, więc łatwo można odróżnić go od pobocznych możliwości gry.

Bardzo mocną stroną tej pracy jest świetny dobór pozycji, omówienie ich w koniecznym zakresie oraz pokazywanie planów gry. Można powiedzieć, że autor nie leje wody, tylko skupia się na niezbędnym minimum, które gwarantuje zrozumienie danej pozycji. Warto jednak wspomnieć o tym, że poza elementarnymi pozycjami, większość z nich wymaga własnej, dodatkowej pracy. Przykładowo dział poświęcony końcówkom wieżowym wymaga co najmniej kilkukrotnego powtórzenia, tak aby materiał w nim zawarty mógł zostać dobrze przyswojony. Na tego rodzaju końcówki Bogdan Zerek poświęcił aż 80 stron, więc widać jak istotną rolę odgrywają popularne wieżówki w grze szachowej. Uprzedzam i przy okazji przestrzegam, że wieżówki bywają złudnie proste. Dlatego dobrym pomysłem jest analizowanie jednej pozycji przez pryzmat różnych możliwości w których strona broniąca się będzie poszukiwała innych dróg aniżeli te przytoczone przez autora. Dzięki temu jest szansa na to, że nasze zrozumienie będzie jeszcze pełniejsze, a to może przełożyć się na sukcesy na szachownicy - zwłaszcza, gdy podobna lub identyczna pozycja pojawia się na naszej desce.

Jaka jest moja ocena tej pracy? Uważam, że jeśli chodzi o polskie podręczniki do nauki gry końcowej, seria "Końcówki szachowe" Bogdana Zerka jest jedną z najlepszych na rynku (ocena 9/10). Bazuje ona bowiem na bogatym doświadczeniu autorów poprzedniej epoki szachowej teoretyków i praktyków, którzy zajmowali się analizą końcówek. Wystarczy wymienić kilku autorów (wymienionych w bibliografii), aby przekonać się, że to elita teoretyków zakończeń szachowych. Do tej grupy należą: Majzelis, Awerbach, Portisch, Rubinstein, Gawlikowski, Szulce, Panczenko czy bardziej współczesny - Dworecki. Natomiast Bogdan Zerek "stanął na plecach" koryfeuszy gry końcowej i podał na tacy wszystko to co niezbędne na pierwszym etapie poznawania tajemnic końcówek szachowych.

Podsumowując, uważam że praca Bogdana Zerka poświęcona końcówkom zasługuje na wyróżnienie. Zawiera ona absolutne podstawy, które każdy gracz poziomu 3 i 2 kategorii znać dobrze powinien. W przypadku końcówek wieżowych materiał będzie przydatny dla zawodników 2, a w niektórych wypadkach nawet 1 kategorii. Standardowo zalecam naukę i analizę nie więcej niż 3-5 pozycji dziennie, tak aby wytrwać, gdy stopień trudności będzie coraz wyższy. W ten sposób można będzie całą książkę (266 pozycji) przestudiować w około 100-120 dni. A potem oczywiście można pomyśleć o kontynuacji procesu nauki końcówek, czyli przyswajaniu materiału z kolejnej części. O tym jednak powiemy sobie innym razem.

niedziela, 23 czerwca 2019

Taktyka szachowa totalnie odlotowa: właśnie to chciałem wiedzieć (25)

Trzeci krok do szachowego mistrzostwa, to zbiór zadań, który wymaga nieco więcej pracy, więc tym bardziej cieszę się, że będę mógł w skrócie opowiedzieć jakie miałem wrażenia przy jego testowaniu. Tym razem nieco dłuższa recenzja jako, że chciałbym, aby był to dobry moment na chwilę odpoczynku od kolejnych części z cyklu droga do szachowego mistrzostwa.

Przód i tył okładki książki (zbioru) Trzeci krok do szachowego mistrzostwa (Maciej Sroczyński)

Oto przed nami kolejna książeczka serii - Trzeci krok do szachowego mistrzostwa (Macieja Sroczyńskiego), która pozwala sprawdzić stopień znajomości i biegłości jeśli chodzi o taktyczne motywy. W tym przypadku mamy możliwość przyjrzenia się 15 motywom, które bardzo często pojawiają się w szachowej bitwie.

Przykładowa strona zawierająca spis treści (po polsku i poniżej: angielsku oraz niemiecku)

Przykładowa strona zawierająca przykładowe zadania na wygrywanie materiału (motyw widełek)

Nieco zaskakujące jest to, że po spisie treści nie ma żadnego wprowadzenia czy też objaśnienia tego czym będziemy zajmowali się w tym zbiorze. Nie wiem czy to przeoczenie czy też celowe pominięcie, ale jednak uważam, że przynajmniej jedna strona byłaby więcej niż wskazana. Zwłaszcza, że przy niektórych motywach pojawiają się pytania na które uczeń samodzielnie może nie być w stanie sobie odpowiedzieć.

Następnie po spisie treści motywów (po polsku i angielsku) mamy grupę motywów, maty w 3 ruchach, sprawdzian oraz tradycyjnie rozwiązania zadań.

Każdy z motywów ma swoje objaśnienie oraz na tej samej stronie podane są 4 przykłady w których widać na czym opiera się jego konstrukcja. I to akurat bardzo dobra decyzja, ponieważ dzięki temu doskonale wiadomo czego poszukiwać w danej grupie zadań.

Jak wiele zadań składa się na każdy motyw? Zwykle mamy po 36 lub 42 zadania. Te nieco większe to: podwójne uderzenie, widełki, atak z odsłony oraz odciągnięcie i zaciągnięcie. Tematowi związania autor poświęcił aż 54 zadań i chwała mu za to! Na tym motywie opiera się niemal każda partia - dzięki jego zastosowaniu można zdobyć materiał (uzyskać dużą przewagę materialną). Natomiast od motywu rożen (ang. skewer) jest już tylko po 18 zadań, za wyjątkiem motywu uratuj remis (30).

Następnie możemy sprawdzić nasze umiejętności rozwiązywania matów - 138 zadań w których celem jest znalezienie drogi do mata w 3 ruchach. Nieśmiało przyznam, że część z nich może sprawić drobne problemy nawet zawodnikom z pierwszą kategorią. Są jednak bardzo praktyczne i warto je zapisać w pamięci długotrwałej na naszym umysłowym dysku szachowego mistrzostwa. Inaczej mówiąc, należy rozwiązywać je tak często (długotrwale), aż na każde z nich nie będziemy poświęcać więcej niż 5-6 sekund (razem z wyobrażaniem sobie wariantów prowadzących do mata).

I to wszystko razem stanowi 606 zadań - daje nam to średnią blisko 40 łamigłówek na jeden temat (mamy bowiem 16 motywów, razem z matowymi) zamieszczone na 117 stronach. A nad każdą z nich tradycyjnie nagłówek z opisem motywu - po polsku, angielsku i niemiecku. Przy okazji wspomnę, że trójkąt nad diagramem oznacza stronę (zawodnika), która zaczyna - jeśli trójkąt jest biały to białe, zaś w przypadku czarnego - oczywiście czarne.

Na koniec autor przygotował dla nas miłą niespodziankę. Jest nim krótki sprawdzian, który składa się z 28 zadań. Ich celem jest weryfikacja naszych umiejętności taktycznych. Maciej Sroczyński daje nam na ten test 60 minut, a także podkreśla, że maksymalnie można zdobyć 70 punktów. Ciekawym pomysłem jest określenie trudności zadania jako wartość punktowa (w nawiasie nad diagramem liczba punktów do zdobycia). Dominują zadania za 3 punkty, mamy po jednym zadaniu za 4 i 5 punktów (to za 5 punktów, to klasyka szachowa). Z kolei zadań najniżej punktowanych (1 punkt) jest zaledwie cztery. Tak czy inaczej jest pewna różnorodność i przy okazji mamy zadania niemal idealnie rozdzielone pod względem liczby - zarówno dla białych jak i dla czarnych.

Przykładowa strona zawierająca opisu sprawdzianu, punktację i kilka zadań

Teraz kolej na wrażenia z testowania przeze mnie tych łamigłówek. Może zacznę od końca. Najpierw to co mi się niezbyt podoba, a potem to co uważam, że można poprawić i dzięki temu ulepszyć (zwłaszcza kolejne części).

Sprawdzian składa się z różnych motywów (bez podpowiedzi o który motyw chodzi) i ma tylko 28 zadań. Myślę, że dużo lepszym pomysłem byłoby ułożenie co najmniej 60 lub 120 zadań, tak aby była możliwość sprawdzenia każdego z motywów w kilku zadaniach (oczywiście zadania pomieszane jeśli chodzi o motywy jak i skalę trudności). Przykładowo można byłoby zrobić to w ten sposób, że cały test składa się z czterech serii po 30 zadań. Na każdą serię dajemy sobie 60 minut. Po ukończeniu wszystkich serii sprawdzamy nasze rozwiązania i podliczamy punkty. Wtedy możemy coś więcej powiedzieć o tym, na ile opanowaliśmy motywy taktyczne i nad czym trzeba jeszcze popracować. Dzięki temu byłaby szansa, że taka zabawa miałaby znacznie większą wartość diagnostyczną.

Dlaczego o tym piszę? Otóż w moim odczuciu autor nieco za bardzo "przepchnął" granicę w której uzyskanie danego wyniku może świadczyć o osiągnięciu danego poziomu szachowego mistrzostwa (tak bowiem postrzegają szachiści tego typu testy - zwłaszcza młodzi). I w moim wypadku w teście osiągnąłem 67 punktów, zużywając na to aż 40 minut. Czemu nie wycisnąłem przysłowiowego maksa, a więc 70 punktów? Powód jest prosty: ponieważ odjąłem sobie 3 punkty za brak (pominięcie) istotnego wariantu w kilku zadaniach. Wychodzi na to, że według skali podanej przez autora... mam mistrzowski poziom taktyczny (z uwagi na osiągnięcie wyniku z najwyższego przedziału, czyli 65-70 pkt). Moje niezależne testy pokazują, że niestety jeszcze do niego nie dotarłem: obecnie moje umiejętności taktyczne raczej balansują na granicy pierwszej kategorii i kandydata na mistrza. Wiem to, ponieważ rozwiązuje różne zadania i zauważam, że mam problem z dostrzeganiem większego pola możliwych wariantów i ich wyboru (a nie tylko strzelanie byle szybciej).

Stąd właśnie proponuję przesunięcie w górę jednej poprzeczki w książce (usunięcie opisu "poziom mistrza" i dodanie "V kategorii"). Poniżej przedstawiam poprawioną punktację, w której te same punktowe przedziały znacznie lepiej odpowiadają realnym wymaganiom (oczywiście jeśli chodzi o szachowe umiejętności w zakresie taktyki).


Jeśli natomiast mowa o zadaniach w ramach motywów taktycznych, to moim zdaniem są one (ponownie!) znakomicie dobrane. Tak, to nie są losowo wybrane zadania, posklejane i wrzucone do jednego worka. Tutaj każde zadanie jest maksymalnie praktyczne i przy okazji część zadań jest również tak opracowana, że wymaga przełamywania schematów. Skąd o tym wiem? Otóż stąd, że testowałem je na sobie i w kilkunastu z nich musiałem mocno się napocić. A dotychczas rozwiązałem kilkanaście tysięcy tego typu zadań (do poziomu 1800), więc wydawało mi się, że niemal wszystkie będę w stanie bez problemu rozwiązywać. Dzięki temu wiem w których miejscach mam dziury do załatania.

Co należy jeszcze podkreślić jako silne strony tego zbioru zadań? Otóż jest kilka takich elementów. Pierwszym z nich jest to, że autor bardzo ładnie omówił różnicę między zaciągnięciem i odciągnięciem a przy okazji świetnie opisał to czym jest rentgen. I chodzi tu oczywiście o aspekt praktyczny, który najbardziej interesuje szachowych amatorów.

Następna perełka to umieszczenie działów: uratuj remis, zugzwang, cichy ruch i zaawansowany pionek. Ogromne wrażenie zrobił na mnie motyw cichego ruchu, bo jest on potężną (aczkolwiek niedocenianą) bronią na nieco wyższym poziomie (co najmniej 3 kategoria i wyżej). Trzeci element, który ponownie zrobił na mnie pozytywne wrażenie, to techniczna strona książki. Diagramy są wyraźne, wydrukowane na jasnym papierze, więc łamigłówki można spokojnie rozwiązywać bez rozkładania ich na szachownicy. Rozwiązania również zostały ładnie opracowane. Jedyne co powinno być dodane w rozwiązaniach, to nagłówek z napisem "sprawdzian". Dzięki temu natychmiast byłoby wiadomo od którego momentu zaczynają się rozwiązania tego właśnie testu.

Teraz kolej na ocenę końcową. Czego zabrakło tym razem do pełni szczęścia? Być może nasz autor - mistrz Fide Maciej Sroczyński chciałby w końcu osiągnąć maksymalną notę? W takim razie podpowiem, czego ja bym potrzebował, aby móc ją wystawić. W tym wypadku na pewno konieczny jest wstęp i krótkie wyjaśnienie tego czego można się spodziewać po tej książce (zbiorze zadań). Do tego dochodzi lepsze opracowanie sprawdzianu - więcej zadań jako serie mistrzowskie (co najmniej 60 lub idealnie 120) i niższa poprzeczka jeśli chodzi o maksymalny poziom jaki te zadania mogą określać (w tym wypadku maksymalny poziom to KM). No i coś co wiąże się nierozłącznie z powyższym - krytyka (powód) dokładnie ta sama co w poprzednich częściach. Co mam na myśli?

Opis i premiera książki oraz pakiet wszystkich trzech części. Grafika (zrzut ekrany) utworzona na podstawie treści pod (link): http://szachmistrz.pl/wydarzenie/trzeci-krok-do-szachowego-mistrzostwa-premiera-styczen-2019-r

Chodzi o to, że autor na swojej stronie (szachmistrz.pl) ocenia ten zbiór zadań jako poziom trudności w przedziale rankingowym 1400-2200. Moim zdaniem nie jest to najlepiej określony przedział (zbyt szeroki). Osobiście zdecydowanie lepszy zakres odbiorców, którzy jak najwięcej mogą z niego skorzystać, to jednak poziom 1600-2000. Dlaczego? Otóż dlatego, że dla zawodnika 1400 spora część zadań będzie zbyt trudna i tematy, które określiłem jako perełki będą dla niego zbyt abstrakcyjne (niepraktyczne). Z kolei zawodnik silniejszy niż pierwsza kategoria (2000) nie wykorzysta tego zbioru w więcej niż 5-10%, ponieważ jeśli ma już taki poziom, to musi świetnie znać tego typu zagadnienia. W przypadku zawodnika z tytułem (KM lub FM) to już jest przysłowiowa bułka z masłem.

Z tego wszystkiego wynika, że końcowa ocena tego zbioru to 8,5/10. I co więcej - uważam, że jest to w pełni uzasadniona ocena. Pomimo tej surowej oceny, uważam że jest to kolejna pozycja godna polecenia - szczególnie dla tych, którzy są na etapie znajdowania nieco trudniejszej taktyki i sprawdzenia tego na ile szybko dostrzegają maty w 3 posunięciach (zawodnicy przedziału 1600-2000). Takim zawodnikom ta publikacja będzie najbardziej przydatna. Zawodnicy mający poziom pierwszej kategorii (2000 i wyżej) zdecydowanie powinni poszukać trudniejszych (bardziej wymagających) publikacji.

W ten oto sposób udało nam się dotrzeć do końca trzeciej recenzji. Warto wspomnieć, że w sumie wszystkie opublikowane do tej pory zbiory zadań mają nieco ponad 2000 łamigłówek (odpowiednio tom 1: 702, 2: 702 i 3: 634). Przyznam, że taki pakiet może być dobrą pomocą dla osób, które potrzebują mieć pod ręką zadania na odpowiedni poziom (przykładem niechaj będzie instruktor szachowy czy też rodzic, który chce dziecku podsuwać kolejne części w miarę jego rozwoju szachowego).


Na tym etapie wstrzymujemy recenzje kolejnych części serii "droga do szachowego mistrzostwa", do czasu publikacji następnych wydań. Z nieoficjalnej rozmowy z autorem wynika, że czwarty tom będzie zdecydowanie trudniejszy niż poprzednie pozycje. Zacieram mocno ręce, bo nie ukrywam, że chciałbym za powiedzmy 2-3 lata mieć możliwość testowania (i recenzji) kolejnych trzech tomów (taktyka i kombinacje), które byłyby na poziomie 4: 1800-2200, 5: 2000-2200, 6: 2200-2400. 

Wierzę, że do tego czasu mistrz i trener szachowy Maciej Sroczyński mógłby opracować takie długo wyczekiwane zbiory zadań (polskiego autora i trenera). Dlaczego? Ponieważ byłaby to naprawdę wartościowa seria dla zdolnych juniorów oraz ambitnych seniorów. A potem to samo (czyli też po 6 tomów) jeśli chodzi o końcówki oraz grę środkową (strategia i plan gry). Wiem, wiem - to może być zbyt ambitny projekt, ale kto wie? Może ktoś w końcu pokusi się o takie opracowanie? Wtedy śmiało mógłbym powiedzieć: Polacy nie gęsi... i też swoje zbiory zadań mają! Być może jednak za bardzo się rozmarzyłem, czyż nie?

poniedziałek, 3 czerwca 2019

Taktyka szachowa totalnie odlotowa: właśnie to chciałem wiedzieć (24)

Książka Drugi krok do szachowego mistrzostwa jest kontynuacją serii "Kroki do szachowego mistrzostwa", więc można powiedzieć, że jej układ jest niemal taki sam jak jej poprzedniej części. Kto nie miał okazji przeczytać krótkiej recenzji części pierwszej, to nieskromnie podpowiem, że tutaj jest ona do zerknięcia: https://beginnerchessimprovement.blogspot.com/2019/05/taktyka-szachowa-totalnie-odlotowa.html


Przód i tył okładki książki (zbioru) Drugi krok do szachowego mistrzostwa (Maciej Sroczyński)

Jedyna rzucająca się w oczy różnica jest taka, że nie ma w niej podkreślania (przez znanych mistrzów i arcymistrzów) konieczności opanowania taktyki. Nadal są w niej różnorodne zadania - tym razem zaczynają zarówno białe jak i czarne (nie ma dyskryminacji koloru). A konkretnie jakie?

Książka zawiera również 702 zadania, a wśród nich znajdziemy:
a) 522 zadania jako maty w dwóch ruchach.
b) 180 zadania typu wygrywanie materiału - zdobądź: pionka, skoczka, gońca, wieżę lub hetmana.


Przykładowa strona zawierająca spis treści zadania na mata 2 ruchach i wygrywanie materiału

Jeśli chodzi o zadania dotyczące matów, to są one naprawdę bardzo zróżnicowane, ale jednocześnie niezwykle praktyczne. Niewielka część tych zadań jest na tyle sprytna, że dobrze jest sprawdzać alternatywne rozwiązania, bo może się okazać, że dzięki takiej pracy, unikniemy wpadek (podstawek) w realnej grze.

W przypadku zadań dotyczących zdobywania materiału, to są to zadania raczej w miarę proste, ale nie brakuje kilku perełek przy których trzeba będzie trochę mocniej się zastanowić. Dodam, że ostatnie 100 zadań jest na tyle ciekawie ułożonych, że nie tylko wywołały uśmiech na mojej twarzy, ale także nieco rozciągania mięśni umysłu.

Zarówno zadania pierwszego jak i drugiego rodzaju (maty i wygrywanie materiału) są bardzo bogate jeśli chodzi o pomysły i motywy. Są także niezwykle praktyczne i pokazujące bogactwo idei oraz potęgę współpracy bierek.

Przykładowa strona - zadania na mata w 2 ruchach (można sprawdzić swoje oko taktyczne)

 Przykładowa strona - zadania na wygranie materiału (można sprawdzić swoje oko taktyczne)

Tradycyjnie mogę powiedzieć, że najwięcej korzyści z tego zbioru zadań odniosą zawodnicy w przedziale 1400-1600. Generalnie mogę powiedzieć, że początek (czyli pierwsze 240 zadań) są dobre dla tych, których siła gry zawiera się w zakresie 1200-1400. Druga część to zadania na uzyskiwanie przewagi (kolejne 180 zadań) polecam dla tych mających 1400-1600, zaś ostatnia część (ostatnie 82 zadania) mogą być odpowiednie dla graczy 1600-1800. Uprzedzam jednak, że zawodnik z dobrą drugą kategorią (1800) raczej niewiele skorzysta z tego zbioru, chyba że jako odświeżenie oraz sprawdzenie szybkości rozpoznawania uderzeń taktycznych i matowych wzorców. I nie dlatego, że zbiór zadań jest zły, tylko dlatego, że zadania będą zbyt proste. Mnie rozwiązanie ich wszystkich zajęło około czterech godzin. Przyznam, że tylko 2% pozycji było dla mnie nieznanych oraz z 3-4 przykładami miałem spory problem.

Dodam jeszcze, że autor na swojej stronie (szachmistrz.pl) ocenia ten zbiór zadań jako poziom trudności w przedziale rankingowym 1200-2000. Moim zdaniem jest to niestety spora przesada, ponieważ zadania nie są trudniejsze niż poziom 1600-1700. Owszem jest kilkadziesiąt zadań pod koniec, które zawodnikowi z trzecią kategorią mogłyby sprawić nieco trudności, ale na pewno nie są to zadania na poziomie 1800-2000. Owszem, jest kilkanaście zadań w których trzeba wykonać tak zwany cichy ruch (bez bicia i szacha), ale ich rozwiązania są bez większych problemów do znalezienia dla ambitnej trójki i przyzwoitej dwójki. Dlatego podejrzewam, że autor albo nieco rozpędził się w oszacowaniu poziomu... albo po prostu pomylił.

Końcowa ocena tego zbioru to 8,5/10. Niestety muszę odjąć nieco więcej za ten błąd powyżej, bo jeśli szachista poziomu dobrej drugiej kategorii przypadkowo kupi ten zbiór (w nadziei, że "do 2000"), to się mocno rozczaruje. A wszyscy wiemy, że to nie o to chodzi, prawda? No i zmniejszam ocenę za to samo czego zabrakło w poprzedniej części - czyli za brak wyjaśnień tego jak znajdować mata w 2 ruchach. Owszem, jest to zbiór zadań, ale jednak uważam, że poświęcenie 2-3 stron ma opisanie tego na co zwrócić uwagę, byłoby więcej niż wskazane. Pomimo tej surowej oceny, uważam że to jest pozycja godna polecenia - szczególnie dla tych, którzy są na etapie znajdowania prostej taktyki i znajdowania matów w 2 posunięciach. Takim zawodnikom ta publikacja będzie najbardziej przydatna.

Podsumowując, mogę szczerze powiedzieć, że z niecierpliwością czekam na kolejne części (z tego co wiem, to na chwilę obecną zostały wydane trzy części), zwłaszcza na te od poziomu przyzwoitych amatorów (czyli 1800 w górę). Jeśli będą trzymać taką jakość jak te obecnie, to myślę, że będą ciekawą propozycją pomocną w treningu setkom a może i nawet tysiącom amatorów, którzy lubią w domowym zaciszu (lub w wolnych chwilach) rozwiązywać zadania z książki, bez konieczności klikania myszką na kolejne diagramy.

piątek, 31 maja 2019

Taktyka szachowa totalnie odlotowa: właśnie to chciałem wiedzieć (23)

Czy można i czy trzeba ćwiczyć maty w 1 ruchu? Czy zadania mogą być naprawdę dobrze dobrane, aby dzięki takim ćwiczeniom rozwijać swoje umiejętności? Zaraz się o tym przekonamy. Na warsztat weźmiemy bowiem książkę (zbiór zadań) pod tytułem Pierwszy krok do szachowego mistrzostwa, napisaną przez FM Macieja Sroczyńskiego.

Przód i tył okładki książki (zbioru) Pierwszy krok do szachowego mistrzostwa (Maciej Sroczyński)

Co znajdziemy w tej pozycji? Otóż na początku mamy krótki spis treści, a dalej rady 11 szachowych ekspertów (mistrzów oraz arcymistrzów), którzy w kilku słowach mówią o tym dlaczego rozwiązywanie zadań taktycznych jest konieczne do odnoszenia sukcesów szachowych. Następnie krótka przemowa Macieja Sroczyńskiego związana z tą książką, informacje dotyczące zadań oraz tego jak rozwiązywać i zapisywać zadania. Wszystko krótko, zwięźle i na temat. No i dodam, że te objaśnienia są najpierw w języku polskim, potem angielskim oraz dodatkowo niemieckim.

Jak wyjaśnia autor zbiór zadań ma zadanie wspomóc proces rozwoju początkujących szachistów. Przeznaczony jest dla dzieci, młodzieży i dorosłych, którzy znają już podstawowe zasady gry w szachy, a chcą osiągać lepsze wyniki na turniejach szachowych. Czyli w zasadzie każdy, kto dopiero zaczyna przygodę z szachami, a chce szybko nauczyć się dawać mata w 1 ruchu... powinien się zainteresować tą pozycją.

No dobrze. Teraz pytanie dotyczące jakości i doboru zadań. Należy zaznaczyć, że zadania zostały świetnie opracowane, ponieważ doskonale widać nie tylko ich praktyczną wartość, ale również pułapki, które czyhają na zbyt szybkich zawodników. Świetne jest to, że część zadań ma kilka rozwiązań, a to znaczy, że można dać mata na kilka sposobów. Natomiast spora część zadań (zwłaszcza w drugiej części) ma ukryte haczyki, czyli rozwiązania, które pozornie są poprawne.

Jaki jest poziom trudności? Otóż według autora w zakresie 1000-1600. I tutaj się z nim raczej zgadzam. Zadania nie są ani zbyt proste, ale też nie są przesadnie trudne lub abstrakcyjne. Co istotne, zadania są stopniowane, czyli zaczynamy od najprostszych przykładów na początku książki, a kończymy na najtrudniejszych na samym końcu. I to moim zdaniem ma jak najbardziej sens.
 
Poza tym warto zaznaczyć, że dostajemy do rozwiązania aż 702 zadania, więc dość spory arsenał. W każdym zadaniu białe zaczynają i dają mata w 1 ruchu, co mamy również podane w nagłówku każdej strony. Ostatnie 7 stron to rozwiązania podane w języku symboli szachowych (czyli małe figurki). Muszę również zaznaczyć, iż diagramy są bardzo wyraźne i całość bardzo ładnie wygląda. Książeczka ma wymiary niewiele większe od tradycyjnego zeszytu szkolnego. Do tego jest również dość cienka, bo zaledwie 136 stron, więc z łatwością zmieści się do plecaka.

Przetestowałem tę książkę w dość nietypowy sposób. Otóż włączyłem stoper i starałem się rozwiązać całość w czasie jednej sesji. Z uwagi na to, że za mną jest już kilkanaście tysięcy rozwiązanych zadań tego typu, więc spodziewałem się, iż owe 700 zadań pójdzie w ciągu 20-25 minut. Niemniej test zajął mi aż 40 minut, co daje średnio 3,5 sekundy na każde zadanie. Dodatkowo starałem się w czasie testu "crash testu" zapamiętywać skalę trudności zadań i to na ile są one praktyczne. I to co mnie najbardziej poraziło - to właśnie owa praktyczność zadań, czyli pozycje, które będziemy wiele razy spotykali w partiach amatorów.

Dla kogo ta książka? Myślę, że ta pozycja to idealny zestaw ćwiczeń do samodzielnej pracy ucznia. Trenerzy i instruktorzy szachowi znajdą tam wiele przykładów, które będą mogli wykorzystać na swoich zajęciach. Tak naprawdę to takie książki powinny być przerabiane kilkukrotnie. Chodzi bowiem najpierw o maksymalną poprawność, a potem o to, aby te pozycje zakodować trwale w naszej bazie szachowej, czyli w głowie. Dzięki temu będziemy w stanie nie tylko zauważać możliwość dania mata w 1 ruchu, ale również na kolejnych etapach treningu - wiedzieć do jakiej końcowej pozycji zmierzamy.

Jedyne czego mi brakuje, to krótkiego wyjaśnienia na kilku przykładach - w jaki sposób znajdować mata w 1 ruchu. Jest bowiem dość prosty sposób na to, ale rzadko kiedy jest on podawany w tego typu publikacjach. Tak więc za całość książki z radością daje 10, jednak za ten brak "metodyki mata" - odejmuję jeden punkt. Końcowa ocena zatem to 9/10, więc myślę, że ten zbiór zadań jest czymś co śmiało można polecić początkującym adeptom sztuki szachowej. Dla nich bowiem będzie to rozwiązanie na 2-3 miesiące. Zalecam, aby dzieciom dawać do rozwiązywania po 15-30 minut dziennie, wraz z zapisem. W ten sposób nie tylko można szybko przestudiować tę pozycję, ale również będzie możliwe wskoczenie na wyższy poziom szachowej sztuki.

Na koniec wypada powtórzyć za autorem: Rozwiązuj zadania szachowe, będziesz grał lepiej szachy!

sobota, 19 stycznia 2019

W 1000 dni do poziomu 2000: część 28 - pierwsza kategoria, czyli o wyciskaniu ostatnich kropel z cytryny

Od mojego ostatniego występu (artykuł z 11 sierpnia 2018) minęło 5 miesięcy i w tej chwili mam do zaprezentowania wyniki kolejnego eksperymentu.

Po poprzedniej publikacji w której opisywałem mój ostatni występ na turnieju (sierpień 2018, gdzie zdobyłem 6 punktów), pamiętamy, że pomimo braku treningu... do normy zabrakło jedynie 20 oczek (ranking uzyskany 1980).

Wiele osób po pierwszym eksperymencie (lipiec 2017) w którym wykosiłem konkurencję, uzyskując 9/9 i ranking 2100... poważnie zastanawiało się co by się stało, gdybym zagrał z trochę silniejszymi zawodnikami? Czy byłbym w stanie uzyskać chociaż 66% możliwych do zdobycia punktów? A co z rankingiem uzyskanym? Czy wówczas byłby na poziomie chociaż 2000?

Średni ranking przeciwników wynosił 1740, więc uzyskanie wyniku 9/9 dało mocno wykręcony ranking uzyskany 2100. Jednak natychmiast pojawiało się pytanie: a gdyby tak wziąć nieco silniejszych, to czy byłaby jakakolwiek szansa na to, aby ranking uzyskany osiągnął poziom co najmniej 2000?

Podkreślę, że o ile w turnieju rozegranym w lipcu 2017 roku na desce miałem: 6 dwójek (6x1800), 3 trójki (3x1600), to w ostatnio rozegranym turnieju w styczniu 2019 roku (tydzień temu), przetestowałem siebie z takimi oto przeciwnikami: 2 jedynki (2x1000), 3 dwójki z plusem/normą (3x1900), 3 dwójki (3x1800) i 1 trójka (1x1600).

Suma rankingów przeciwników: 15660 (lipiec 2017 roku)
Suma rankingów przeciwników: 16740 (styczeń 2019 roku)

Różnica między średnim rankingiem powyższych turniejów wynosiła 1080, więc według mnie jest już widoczna (znacząca). W takim wypadku do uzyskania ostatniej (drugiej) normy na pierwszą kategorię było potrzeba na pewno 7 punktów, zaś w wyjątkowym wypadku - to znaczy przy dobrej (odpowiednio wysokiej) średniej przeciwników... wystarczało jedynie 6,5 punktu.

Z uwagi na to, że kolega Artur poprosił mnie o udział w turnieju, to mając na uwadze fakt, że "wisi nade mną zrobienie jedynki" (do lipca 2020 roku) postanowiłem wybrać się na to szachowe wydarzenie.

Jak wyglądał turniej? Otóż na całość rozgrywek składały się 3 zjazdy (osobne dni), a na każdym rozgrywane było 3 rundy (sobota, kolejna sobota i niedziela). Można powiedzieć, że to taki szachowy maraton, gdyż rozgrywanie 3 partii codziennie to jak dla mnie naprawdę mocne obciążenie. Wymagane jest dobre rozłożenia sił, aby uzyskać oczekiwany wynik. Tempo gry wynosiło 60+30 (60 minut i dodawane 30 sekund za każdy ruch). Średnio moje partie trwały po 2,5 godziny, więc byłem w stanie wytrzymać wszystkie rundy.

Przypomnę pytanie zadane na wstępie: "Czy byłbym w stanie uzyskać chociaż 66% możliwych do zdobycia punktów? A co z rankingiem uzyskanym? Czy wówczas byłby na poziomie chociaż 2000?"

W tej chwili mogę napisać, że okazuje się, że jest to całkiem możliwe! Potwierdziłem to tydzień temu wynikiem 6,5 punktów z 9 partii, co stanowi 72% możliwych do zdobycia punktów. A z uwagi na wyższy średni ranking przeciwników, uzyskałem wynik rankingowy 2020, co oznacza, że druga (ostatnia) norma na pierwszą kategorię została zdobyta. Jak to możliwe?! Sam nie wiem! I to pomimo tego, że moim celem było sprawdzenie na ile jestem w formie (po ostatnim turnieju w sierpniu 2018 wynik 1980 był również bardzo dużym zaskoczeniem!). No i zupełnie nieoczekiwanie wbiłem jedynkę! Ach te szachy! Nigdy do końca nie wiadomo co w nich tak naprawdę piszczy...


Teraz najważniejsze informacje w formie pigułki. Mam nadzieję, że ta wiedza może być przydatna dla osób, które również zatrzymały się na poziomie drugiej kategorii i chciałyby osiągnąć pierwszą kategorię.

1. Zdobycie drugiej normy (wyniku rankingu uzyskanego po 9 rundach na poziomie co najmniej 2000) nie oznacza, że już gram na poziomie pierwszej kategorii. Dlaczego? Otóż mam zbyt duże braki w debiutach, a także gra środkowa musi zostać polepszona. O ile w grze środkowej jeszcze co nieco wiem jak przesuwać, to moje debiuty nie są tym czym powinna charakteryzować się szachowa jedynka. To musi zostać absolutnie jak najszybciej zmienione, bo wstyd jest grać tak słabo debiuty. Rzecz jasna są także inne elementy, które wymagają poprawy. Przykładowo umiejętność efektywnego znajdowania najlepszych rozwiązań w skomplikowanych taktycznie pozycjach i przede wszystkim dostrzeganie (branie pod uwagę) wszystkich ruchów kandydatów. W jedynej partii, którą przegrałem - zdarzył się moment ostrej taktycznej walki w której ruch przeciwnika kompletnie rozsypał wszystkie moje możliwości dociśnięcia pozycji.

2. Dobre rozłożenie energii (sił) na dystansie całego turnieju daje możliwość uzyskania oczekiwanego wyniku. W moim wypadku oznaczało to granie raczej szybko (również tempo gry było znacznie szybsze niż tradycyjnie) i nie tracenie sił na niepotrzebne liczenie wariantów. Zwłaszcza tam gdzie było konieczne znalezienie planu gry bądź zaproponowanie remisu, aby mieć siły na kolejne rundy. Dochodzi do tego także regeneracja sił pomiędzy rundami poprzez spacer jak też nie analizowanie swojej partii ani rozgrywanych partii na sali gry. Nie jest to wcale łatwe, ale konieczne, aby być w stanie w kolejnych rundach grać na możliwie najwyższym poziomie. Pamiętajmy również, że partie można zawsze przeanalizować w zaciszu domowym. Jedyne co można zrobić natychmiast po rozegranej partii, to jej odtworzenie na szachownicy w celu sprawdzenia i poprawienia błędów w zapisie.

3. Zaakceptowanie faktu, że porażki są nieodłącznym i niezbędnym elementem szachowego rozwoju. Nigdy wcześniej nie umiałem się pogodzić z tym, że przegrywając partie mogę grać naprawdę dobrze i rozgrywać następne partie tak jakby ta przegrana nigdy się nie wydarzyła. Po 20 latach (lepiej późno niż wcale!) doszedłem do tego poziomu, co jest chyba moim największych osiągnięciem. Dodam, że nie chodzi o to, aby kompletnie ignorować porażki i im zaprzeczać, tylko o to, żeby odcinać się od nich w momencie, gdy mamy rozgrywać kolejną partię. Porażka zapisana na blankiecie partii to nie zając, nie ucieknie! W domowej ciszy będzie można przyjrzeć jej się na spokojnie i wyciągnąć wnioski - co dobrze działa, a co warto zmienić, naprawić i polepszyć.

4. Dawanie z siebie wszystkiego na co mnie stać. Inaczej mówiąc, podchodzenie do każdej partii równie poważnie i z pełnym zaangażowaniem oraz koncentracją. I co najbardziej istotne: stawianie przeciwnikowi oporu nawet w trudnych lub bardzo trudnych momentach. W ten sposób uratowałem (zremisowałem) jedną partię, która już po debiucie była do poddania. Dzięki temu remisowi zdobyłem 6,5 punkta, co dało ostatnią normę na jedynkę. Gdybym zdobył dokładnie 6 punktów to normy by tym razem nie było (zabrakłoby około 20-30 punktów w rankingu uzyskanym). Z tego elementu jestem najbardziej zadowolony. Mogę szczerze powiedzieć, że zagrałem na 150% moich możliwości. Nie tylko pełne zaangażowanie, ale i twarda gra na desce oraz dystans do tego co się wokół działo (w tym także odnośnie zachowania kibiców i ich komentarzy). Przyznam, że przed turniejem marzeniem było dla mnie znaleźć się w okolicach 8-10 miejsca, a fakt że zająłem drugie... to właśnie wyraz tego, że dałem z siebie absolutnie wszystko. I to nawet pomimo tego, że jeszcze nie zdążyłem się za bardzo wziąć za trening.

5. Trening rozwiązywania zadań na czas jest niezbędną umiejętnością dobrego gracza. O co chodzi tym razem? Otóż w moich partiach zdarzało się tak, że często wpadałem w niedoczas (niewiele czasu na wykonanie ruchu). Jeśli dodamy do tego zmęczenie wynikające z rozgrywanej partii, to im szybciej potrafimy znaleźć dobre (niekoniecznie najlepsze) ruchy, tym większa szansa, że dociągniemy partię do szczęśliwego końca. Dobrze jest zatem trenować elementy szachowe takie jakie taktyczne uderzenia (czy też końcówki), z wykorzystaniem stopera. Ustawiamy limit czasu i trenujemy tak, aby pewne elementy były dla nas chlebem powszednim. Celem tego ćwiczenia jest to, aby wyeliminować proste podstawki i jednocześnie szybko rozpoznawać pozycje w których jest możliwe zdobycie przewagi. Jeśli będziemy w stanie systematycznie w ten sposób trenować, wówczas dzięki powtórkom mamy bardzo duże szanse, że w identycznej pozycji (lub mającej ten sam sens) natychmiast znajdziemy prawidłową drogę. Osobiście przez niemal 2 tygodnie (przed turniejem) trenowałem tego typu zagrywki na darmowej stronie: https://blitztactics.com

Myślę, że to najważniejsze spostrzeżenia na moim poziomie - przede wszystkim odnośnie walki o osiągnięcie ostatniej (drugiej) normy na pierwszą kategorię. Mam nadzieję, że powyższe przemyślenia mogą sprawić, że inni zawodnicy będą mogli odnieść je do siebie i zastanowić się nad tym na ile ich dotyczą. Jako, że uwielbiam testowanie i wyciąganie wniosków, to pozwolę sobie jeszcze dorzucić małe co nieco.


Co sprawdziłem i przy okazji potwierdziłem sobie (wnioski):

1. Można zdobyć pierwszą kategorię, nie mając opracowanego repertuaru debiutowego i grając debiuty na poziomie 1700-1800. Jedynym minusem jest to, że zajmuje to 5-10 razy dłużej aniżeli trening tradycyjną i prawidłową drogą. Zamiast standardowych 4-5 lat, mi zajęło aż 20. Różnica zatem jest bardzo znacząca. Dlatego warto już na poziomie czwartej lub najpóźniej trzeciej kategorii budować repertuar debiutowy. Im później, tym gorzej, bo pozycje z których będziemy wychodzili będą na tyle słabe, że postęp będzie bardzo mocno zahamowany. Jak to mawiają, z pustego i Salomon nie naleje.

2. Rozgrywanie dłuższych partii turniejowych i praca nad eliminowaniem błędów przynosi efekty. Nie zawsze są one natychmiastowe, ale jednak praca taka nie idzie na marne. Dobrym pomysłem jest zapisywanie tego, co stanowi problem i sposobu w jaki będziemy eliminowali nasze słabe strony i błędy. Wielu zawodników tego nie robi, a potem dziwi się, że tak długo schodzi im z przechodzeniem na kolejne poziomy i zdobywaniem wyższych kategorii. Coś za coś.

3. Granie w Internecie przeciwko silniejszym przeciwnikom i (na)uczenie się przegrywania oraz twardej gry, jest według mnie niezbędnym elementem sukcesu. Nie można być naprawdę dobrym zawodnikiem, nie umiejąc przegrywać a do tego rywalizować jedynie ze słabszymi graczami. Silny zawodnik szybko pokaże nam gdzie mamy zaległości i w którym miejscu mamy elementy sztuki szachowej do poprawy. Dzięki temu w partiach turniejowych nie będziemy musieli zaliczać kolejnej porażki.

4. Im efektywniej i częściej trenujemy, tym lepsze efekty naszej pracy. Warto zapamiętać i uświadomić sobie, że szachy w kontekście sportowym (zdobywanie kolejnych poziomów bądź wygrywanie turniejów) są na tyle wymagające, że od pewnego poziomu, konieczne jest wykonywanie solidnej pracy, aby pojawiały się oczekiwane efekty. Niektórzy uważają, że do poziomu 3 kategorii może dojść każdy, poziom kategorii drugiej wymaga co najmniej kilkudziesięciu godzin solidnej pracy, zaś osiągnięcie jedynki to już co najmniej 200 godzin treningu. W moim wypadku (od poziomu drugiej kategorii) było to przestudiowanie kilkunastu książek oraz rozwiązanie kilku tysięcy zadań taktycznych (kombinacji). Do tego również rozegranie na Internecie około 1000 partii szybkich (średnio 15-30 minut na zawodnika) i 500 partii długich (tempo 45 do 90 minut na zawodnika).


Podsumowanie: czasami droga do celu (poziomu 2000) zajmuje znacznie więcej niż 1000 dni, więc warto to mieć na uwadze. Dobrze jest jednak zawsze wyciągać wnioski i zastanawiać się nad tym czy nasz cel jest nadal dla nas istotny i czy chodzi o sam cel czy raczej proces. Niekiedy lepszym rozwiązaniem jest radość z podróżowania aniżeli osiągnięcie konkretnego miejsca.

Przy okazji dziękuję koledze Arturowi za informację o turnieju i zachęcenie do uczestnictwa w tym wydarzeniu, aby przekonać się na ile moja obecna forma jest przyzwoita. Dzięki temu powstał kolejny pretekst do sprawdzenia na ile jestem w stanie wycisnąć z siebie więcej niż mi się wydawało. Ale więcej informacji o tym wyzwaniu... dowiemy się w innej, nowej serii.


LINKI do moich artykułów, na które powołuję się w tekście:

1) Turniej rozegrany w sierpniu 2018 roku (W 1000 dni do poziomu 2000: część 27)
https://beginnerchessimprovement.blogspot.com/2018/08/w-1000-dni-do-poziomu-2000-czesc-27-czy.html

2) Turniej rozegrany w lipcu 2017 roku (W 1000 dni do poziomu 2000: część 24)
https://beginnerchessimprovement.blogspot.com/2017/07/w-1000-dni-do-poziomu-2000-czesc-24.html