Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kontrowersyjne tematy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kontrowersyjne tematy. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 25 marca 2012

Dlaczego szachy wcale nie są takie łatwe - czyli bardzo trudne zadanie dotyczące wykazania prostoty królewskiej gry

Spróbujmy zastanowić się nad takim zagadnieniem: dlaczego szachy wcale nie są takie łatwe. Zapewniam, że może to być naprawdę bardzo trudne zadanie dotyczące wykazania prostoty królewskiej gry.

Na początek krótko o tym dlaczego szachy są łatwe, proste i szybkie do opanowania:
1. Pozornie proste zasady, których można się nauczyć w ciągu 30-60 minut (w zależności od szybkości pojmowania ucznia).
2. Prosta plansza składająca się z 64 pól (pola 2 kolorów - białe i czarne)
3. Wszystkie informacje jawne - nie ma nic ukrytego (nie ma możliwości ukrycia "asa w rękawie").
4. Brak losowości czy elementu szczęścia (całość rozgrywki zależy jedynie od danego gracza - nie ma tutaj kostki lub ślepego losu).
5. Możliwość nauczenia się gry dla każdego chętnego (i to od wieku już 3-4 lat!)


Teraz o tym czemu szachy mogą być trudne, skomplikowane, głębokie i niesamowicie złożone:
1. Już po 5-6 ruchach obu stron może powstać około 100 milionów pozycji: słowem ilość możliwość rośnie szalenie szybko. Na tyle szybko, że człowiek musi stosować pewne pomysły, aby być w stanie "trafiać" w obszar możliwie optymalnych ruchów.
2. Szacuje się, że ogólna ilość możliwych (legalnych szachowo) pozycji (nie wariantów) na szachownicy waha się w granicach od 10^38 do 10^41. Na pewno jest to dość znacząca wartość. Z tego ogromu możemy wybierać te, które według nas są najbardziej obiecujące. Nie jest to wcale jednak takie proste.
3. W obecnych czasach niemożliwe jest przeliczenie szachów od/do spodu. Wymaga to potężnych mocy obliczeniowych i bardzo długiego czasu (do wykonania wszystkich obliczeń). Większość ekspertów jest zdania, że będzie to możliwe dopiero wówczas, jeśli pojawią sie tzw. komputery kwantowe (wtedy zajmie to zamiast trylionów lat... kilka sekund!). Na razie jednak nie mamy takich możliwości. Warto jednak dodać, że powstały już końcówki 6-bierkowe. Oznacza to, że dla 6 bierek (w tym obowiązkowo oba króle) można w ciągu ułamka sekundy mieć odpowiedź na pytanie: jaka jest ocena pozycji (remis, wygrana, przegrana) w zależności od tego kto jest na ruchu (jedyny warunek to legalna pozycja). Jest to idealna ocena, która nie może być już NIGDY zmieniona (zakładam, że programiści nie popełnili żadnego błędu, który wpłynie na to, że ocena może być niepoprawna). Tak więc część szachów mamy już "do dna" rozpracowaną.
4. W szachach niemożliwe (i w pewien sposób także niepotrzebne) jest przeszukanie i ocenianie wszystkiego (tzw. każdej pozycji). Dlatego trzeba stosować algorytmy, które będą nam pomagały w istotny sposób redukować niepotrzebne obliczenia. Nie trzeba chyba dodawać, że w obszarze szachów komputerowych OGROMNY postęp jaki został poczyniony (obecnie silniki grają z siłą ok. 3200-3300 ELO!), zawdzięczamy genialnym programistom i naukowcom, którzy udoskonalili swoje programy, tak aby natychmiast odrzucały potężne "drzewa wariantów", które nie są w ogóle brane pod uwagę (dla mistrza szachowego) jak też znacznie ulepszone algorytmy oceny pozycji. Na końcowy efekt składa się też bardzo duża moc obliczeniowa komputerów. Wystarczy powiedzieć, że program Deep Blue, który wygrał mecz z Kasparowem w maju 1997 roku... obecnie zostałby zmiażdżony (!) przez dowolny czołowy silnik świata (w tym także darmowe). Szacowany poziom ówczesnego programu to ok. 2650 (ELO), a dzisiejsze krzemowe potwory na przeciętnym laptopie "wyciągają" (zwłaszcza w trybie wieloprocesorowym) 3100-3200 ELO.
5. Szachy przetrwały setki lat właśnie dlatego, że są na tyle skomplikowane, iż nie da się ich do końca "rozgryźć". Owszem są pewne typy pozycji, których już nie sposób "poprawić" (głównie w końcowej fazie gry), lecz zdecydowana większość (zwłaszcza w debiucie) nie jest możliwa do definitywnego określenia. Z uwagi na to stosuje się oceny typu "białe stoją lepiej", a nie "białe mają wygraną pozycję". Jak wyżej zostało podkreślone - w końcowej fazie gry (6 bierkowe tablice końcówek) można już dawać definitywną ocenę (tzn. taką bez możliwości udoskonalenia) .

Podsumowując: szachy są bardzo złożoną grą. Wiele ludzi pyta - jak to możliwe, że komputery (silniki szachowe) grają tak solidnie? Jeszcze 10 lat temu nie wierzono, że do roku 2010 najsilniejszy szachista nie będzie tym białkowym, lecz krzemowym. Dziś nikt nawet nie kwestionuje tego, że programy są tak silne, że jedynie super eksperci są w stanie zremisować partie z takimi potworami. Dawniej (25-30 lat temu) wyzwaniem było to, aby komputer zremisował chociaż jedną partię z arcymistrzem, a teraz odwróceniu uległa perspektywa: poszukuje się śmiałków, którzy są w stanie zremisować przeciwko najsilniejszym na świecie silnikom. Jestem przekonany, że zgrana grupa szachistów korespondencyjnych byłaby w stanie tego dokonać - jednak wymagałoby to wiele wysiłku.

A teraz kolejne pytanie: jak to możliwe, że człowiek potrafi rozgrywać partie na tak wysokim poziomie? Co sprawia, że najlepsi na świecie odnajdują tę mityczną "nić Ariadny", dzięki której przechodzą "suchą nogą" przez ten niezgłębiony labirynt szachowych możliwości? Tutaj z ogromną pomocą przychodzą właśnie idee oraz ocena pozycji, która składa się z wielu elementów. Gdybyśmy nie doszli do odkrycia (stworzenia) pojęć typu: przewaga, słabość, atak, obrona, linia, punkt, inicjatywa czy też plan... to poziom naszych partii przypominałby poziom przedszkolaka grającego w wojnę (gra w karty). Sam przekonałem się o POTĘDZE związanej ze stosowaniem różnych algorytmów oraz pojęć typu: plan, przewaga, realizacja przewagi, strefa remisowa. Z pewnością musi robić wrażenie fakt, że dzięki ich stosowaniu możliwe jest szybkie i bezbłędne opracowanie (na podstawie wniosków) pewnych schematów, które mogą być wykorzystywane w całej strefie szachowej twórczości. Wystarczy wspomnieć jeden (dla wielu banalny) wniosek: jeśli przeciwnik nie ma możliwości zrealizowania osiągniętej przewagi, to jej wielkość nie ma znaczenia. Co to daje? Dzięki temu możemy dojść do pojęcia typu "twierdza" - czyli pozycja, w której jedna ze stron ma plan, który nie może zostać obalony - przykładowo pilnowanie kluczowych pól (pola) bez opanowania których wygrana nie będzie możliwa. I jeśli nie znajdziemy "dziury" w postaci pojęcia "zugzwangu", wówczas nie jest możliwe wygranie dowolnej pozycji spełniającej powyższy warunek.

Tak więc człowiek jako gatunek (w tym: miliony graczy, naukowcy, badacze, programiści, trenerzy, twórcy szachowej teorii, dyskusji, itd.) dali początek szachowej "wspinaczce". Obecnie poziom ten jest oceniany jako 2850 (jak na razie Kasparow określił go jako szachowy "Mont Everest" - niedaleko jego zdobycia jest szachowy Mozart - arcymistrz Magnus Carlsen). Natomiast poziom dla silników szachowych obecnie jest na wysokości 3400. Wielu chętnych podejmuje się próby określenia maksymalnej wysokości szachowej doskonałości - czy to poziom 4000, 5000 a może 10.000? Jak na razie nikt tego nie wie i nie bardzo wiadomo jak szacować taki poziom (ja się skłaniam, że jest to nie dalej niż 5000). Pamiętajmy, że dzięki wysiłkom wielu milionom pasjonatów szachowych (różnego kalibru) możemy dziś cieszyć się niespotykanym jak dotąd poziomem szachowej rozgrywki.


Niemiecki arcymistrz Robert Hubner - autor słynnego cytatu o tych, którzy sądzą, że posiedli sekret szachów

Na koniec tego krótkiego wstępu chciałbym jako drobną zachętę do przemyślenia tematu... zaproponować cytat niemieckiego arcymistrza Roberta Hubnera:

Those who say they understand Chess, understand nothing
Ci, którzy mówią, że rozumieją szachy, tak naprawdę nic nie rozumieją.

Osobiście jak najbardziej szczerze i jednoznacznie stwierdzić, że im bardziej zgłębiam tajemnice szachów, tym mniej je rozumiem. Nie wiem jak się nazywa to zjawisko (i czy ma w matematyce lub innych naukach jakieś określenie), ale na pewno im więcej poszukuję i odkrywam, tym więcej pojawia się nowych wątpliwości, hipotez i pytań. Nie jestem pewien czy ktoś z was ma podobnie a tym bardziej czy ktoś mi uwierzy albo chociażby zrozumie...

wtorek, 6 marca 2012

Szachy powinny także nas bawić i cieszyć, a czasem także zadziwiać i śmieszyć

Szachy nie muszą być brane śmiertelnie poważnie: czasem warto się nieźle pośmiać i podziwiać to co zwykle nie może się zdarzyć, gdy przykładamy naukowe oko i ucho do szachownicy. Niemniej czasami udaje się znaleźć lub stworzyć coś co wywołuje uśmiech na twarzy... mam nadzieję, że tutaj się on pojawi. W jaki sposób? Wystarczy przejrzeć partie i końcową pozycję matową - jak dla mnie to jest wyjątkowo śmieszna (i nietypowa przy okazji). A dla was?




Końcowy obraz mata. Zobaczmy jak śmiesznie stoją figury białych (skoczek i wieża) oraz czarnych (hetman i skoczek). Można powiedzieć, że przy niemal komplecie figur białe wpuściły hetmana, który dobrał się do króla, aż nie mógł oddychać. I co ważne - goniec na głównej przekątnej wykonuje wspaniałe zadanie!

niedziela, 22 stycznia 2012

Repertuar debiutowy – luksus, konieczność czy też niezbędny obecnie element gry

Repertuar debiutowy – luksus, konieczność czy też niezbędny obecnie element gry*

Partia szachowa składa się najczęściej z 3 faz: debiut (otwarcie), gra środkowa i końcowa. Jeśli w debiucie nie uzyskamy pozycji co najmniej równej, wówczas będzie trzeba się bronić. Z kolei jeśli jakość rozegranego debiutu będzie niska, wówczas strata będzie na tyle duża, że konieczne będzie jej odrabianie na następnych etapach. Natomiast od poziomu 1700+ lub 1800+ granie pozycji w których jesteśmy na skraju przegranej mija się z celem. Dlatego konieczne wydaje się być grywanie takich (typów) pozycji, które dobrze nam leżą, czujemy się w nich pewnie, komfortowo oraz wiemy co trzeba w nich grać i na co uważać.

Jeśli nie uwzględnimy cech zawodnika i zamiłowania do określonego stylu gry (np. gra taktyczna, manewrowa czy typowo strategiczna), wówczas pozycje, które zawodnik będzie otrzymywał mogą całkowicie nie odpowiadać jego gustowi (predyspozycjom). A w takich pozycjach nawet przewaga piona czy jakości na nic się zda, gdyż nie będzie wiadomo jak przejść grę środkową – do czego dążyć, jak zmieniać pozycje, co wymieniać, które linie zajmować, na jakie punkty zwracać uwagę. Tak więc trzeba grać pozycje, które nam pasują. A wiadomo, że z danego debiutu czy nawet systemu debiutowego – powstają określonego typu pozycje. Dopiero na tej podstawie warto określić jakie warianty (systemy) debiutowe chcemy mieć w swoim debiutowym repertuarze. No i na koniec jak już wiemy jakie debiuty i warianty chcemy grywać, wówczas trzeba ustalić w jaki sposób będziemy doskonalili swój warsztat debiutowy.
Warto zaznaczyć, że stworzenie repertuaru debiutowego i stosowanie go w praktyce (zwłaszcza w ważnych partiach turniejowych, ligowych, meczowych) ogromnie pomaga nam w tym, abyśmy mogli dawać z siebie wszystko. Przede wszystkim nie musimy tracić czasu na wymyślanie przy desce tego czy w 6 ruchu zagrać Gg4 czy też Sbd7 oraz czy dopuścić do wymiany czy nie. Kolejnym powodem jest to, aby dostawać pozycje w których będziemy mieli wiele okazji by się zdążyć wykazać. Na pewno repertuar trzeba stopniowo pogłębiać oraz na bieżąco uaktualniać (bazy danych – partii, które są rozgrywane w interesującym nas wariancie lub typie pozycji).

Jak stworzyć repertuar debiutowy? Pamiętajmy, że chodzi w maksymalnym stopniu o to, aby jak najmniejszym wysiłkiem oraz poświęceniu minimalnej (koniecznej) ilości czasu – otrzymywać pozycje, które będą w naszym stylu. Idealnie byłoby mieć jeden system, którym odpowiadamy na dowolną (logiczną) serię ruchów przeciwnika. W takim układzie będziemy w stanie dostawać pozycje, które rozumiemy, znamy i wiemy na co zwracać uwagę – jaki mamy plan realizować, do jakiego typu końcówki można przechodzić, na jakie punkty zwracać uwagę i do czego nie wolno dopuszczać.

W jaki sposób to zrobić? Sposobów jest wiele: każdy ma swoje zalety. Jedni kupują specjalistyczne książki (np. Jak grać partię włoską, Obrona skandynawska, itp.), inni zaś biorą na warsztat bazę partii wybranych pod kątem danego wariantu debiutowego i filtrują partie i pozycje, które są dla nich istotne. Następnie stopniowo zapoznają się z materiałem, aż do osiągnięcia pewnej minimalnej biegłości w danym wariancie. Istotne jest to, że w zależności od wariantu, a także ilości wolnego czasu – debiut można zgłębiać do poziomu 8, 12, 16 czy nawet 20 ruchu. Moje zdanie jest takie, że do poziomu 2000 (1 kategoria) wystarczy obecnie znać debiut do 14-16 posunięcia (za wyjątkiem forsownych kontynuacji, gdzie trzeba znać „aż do końca wariantu, zakończonego oceną”). Ważniejsze niż głębokość ruchów wydaje się poznanie planów i tzw. typowych (klasycznych) partii, które pokazują główne idee danego debiutu (wariantu). Jeśli jeszcze będziemy w stanie przejrzeć kilkadziesiąt najbardziej istotnych partii, wówczas powinniśmy nabrać podstawowego „czucia debiutu” – konieczne jest jednak  „ogranie” go w kilkudziesięciu partiach szybkich (15-30 min) i kilku dłuższych. Po takim zabiegu, a następnie poddaniu analizie ogólnej (w przypadku partii szybkich) oraz nieco głębszej (w partiach dłuższych), można szybko wychwycić błędy, które robimy rozgrywając dany wariant (debiut). Następnie konsultacja odejścia od teorii – z trenerem, instruktorem czy też książką lub bazą danych i znalezienie właściwej drogi. Stopniowo nasze zrozumienie debiutu powinno pogłębić się na tyle, aby spokojnie można było „odklepać” 8-10 ruchów w ciągu nie więcej niż 3-5 minut (jeśli przeciwnik gra zgodnie z debiutową teorią), a następnie zacząć myśleć o tym na ile powstała pozycja pasuje do ogólnie pojętych schematów i planów gry, które poznaliśmy (poznajemy), ucząc się danego debiutu.

Co jeszcze? Moim zdaniem warto poszukiwać takich narzędzi i metod pracy, które będą dla nas najbardziej odpowiednie. Osobiście preferuje poradniki typu „starting out”, w których ukazane są główne idee oraz podawane wskazówki na co zwracać uwagę, a czego nie wolno robić. Przy okazji oczywiście podane ogólne plany jak też zarys gry środkowej i końcówej – w oparciu o formację pionów (tzw. strukturę pionową). Wówczas nasza praca będzie o niebo szybsza (efektywniejsza?!), gdyż będziemy mieli wstępne rozeznanie dotyczące tego w jaką stronę zmierzać (plan, polepszanie pozycji, realizacja przewagi, obrona) jak i to, na które elementy pozycji (oraz punkty i obszary szachownicy) zwracać szczególną uwagę.

I na koniec jeszcze jedna uwaga: czy nie można grywać „wszystkiego po swojemu”? Oczywiście, można. Jednak stale wymyślanie po 3, 5 czy 7 ruchach co należy grać dalej i tracenie na pierwszych 10-12 ruchów 25-30 minut będzie skutkowało tym, że na dalszych etapach będzie brakowało czasu do namysłu, nie mówiąc o braku planu dalszego polepszania pozycji (na który będzie trzeba zużyć duuuuużo więcej czasu niż normalnie). Podsumowując: nie da się grywać wszystkiego, gdyż ilość wszystkich wariantów debiutowych jest ogromna. Dlatego trzeba się zdecydować – albo w poważnych partiach (w takich, które są dla mnie w pewien sposób ważne) gram według swojego repertuaru (wtedy można oczekiwać stałego wzrostu wyników), albo też rozgrywam partie „po swojemu” (za każdym razem to na co mam ochotę), lecz jednocześnie godząc się na to, że będziemy robili postęp tylko do pewnego poziomu (najczęściej „ścianą” jest poziom 1800, 1900 czy rzadziej 2000).

Moje blisko 10-letnie doświadczenie turniejowe (ok. 120 turniejów, w tym kilkanaście długich) jak też rozegranie kilkudziesięciu tysięcy blitzów - wykazało, że bez stworzenia (oraz stosowania) repertuaru debiutowego... postęp powyżej poziomu 1900-2000 jest bardzo trudny czy też niemożliwy. Zanim dojdziemy do gry środkowej, to będziemy bez piona albo w pozycji, w której zrealizowanie pozycyjnej przewagi to kwestia nie więcej niż 30-40 ruchów. W moim przypadku granie bez repertuaru było skuteczne do poziomu 1850-1950: przekonałem się, iż zbyt duże straty czasu oraz uzyskiwanie bardzo wątpliwych pozycji nie dają podstaw do realnego i trwałego przebicia poziomu 2000 (1 kategorii). I nie ma tu znaczenia czy będziemy "szli po swojemu" przez 2, 3, 5, 10 czy 20 albo 50 lat. Oczywiście są osoby, które naturalnie czują gdzie jakie figury mają stać, ale ja z pewnością do nich nie należę.
*PS. Osoby o słabych nerwach i te, które już mają opracowany swój repertuar debiutowy oraz znają temat o wiele lepiej... proszonę są o opuszczenie tego tematu. Nie jest moim celem, aby komuś się zbyt podniosło ciśnienie czy też zastawka w sercu zatrzymała ;).

piątek, 30 grudnia 2011

Bezbłędna albo idealna gra: nieistniejąca roz(g)rywka bez pomyłków jako niedoścignione marzenie – czyli o wielbłędach na wesoło słów kilka na (szczę)ście

Dziś spróbujemy nieco dobrego humoru przemycić: mam nadzieję, że przymrużenie oka będzie tu wysoce wskazane. Tematem będzie bezbłędna albo idealna gra: roz(g)rywka bez błędów jako niedoścignione marzenie – czyli o błędach na wesoło słów kilkanaście.

Błędy są na pewno po to, aby je popełniać. Bez błędu nie można wygrać partii szachowej. Błąd jest konsekwencją niewłaściwej oceny pozycji lub braku realnego planu. Na błędach się uczymy. Sztuką jest nie popełniać tego samego błędu po raz drugi. Ten, kto boi się popełnić błąd nie powinien zabierać się za granie w szachy. Błędna ocena pozycji spowodowała obranie złego planu gry. Gdyby nie popełnienie tego błędu, partia byłaby remisowa (lub wygrana). Bez błędu nie jest możliwe wygranie tej pozycji. Mój przeciwnik popełnił błąd, którego nie wykorzystałem. Partia pełna błędów jest jak obraz bez treści – niby wszystko gra, a nic głębszego nie można odkrywać ani się czym zachwycać. Gdyby nie błędy, które popełnia, byłby z pewnością mistrzem świata. Błędy pokazują nam, że jest jeszcze nad czym pracować. Takich błędów nie wolno popełniać. Jeśli uda się skonstruować szachowy ideał, będzie to maszyna grająca bezbłędnie. Błąd na błędzie, więc z partii na pewno nic nie będzie. A może jednak błędy są jedynie po to, aby ich unikać?


I na koniec kilka prostych za-gadek – jaki jest jeden z największych błędów możliwych do popełnienia?! Podstawienie mata, a może hetmana…?! Nie, to z pewnością… Wiel-błąd!
Jak się nazywa ten, kto nie popełnia błędów?! Heh, to banalne! Ten jegomość nazywa się… Chuck Norris, zwany z angielska „the avoid-mistake&error freefailurechessman”.
A co robi osoba, która bawi się w błędy?! Otóż ten kto błądzi, na pewno popełnia wiele błędów… albo poszukuje małych błądzików (czyli nie „wiel-błądzików”, lecz tych mini).

I na początek łyk matematyki (a może mat e-mat, i Ki?!). Zadanie, które niebawem pojawi się na teście gimnazjalnym (albo maturalnym – to zależy od komisji czy zdąży wyłapać błąd). Podkreślę, że jest to łamigłówka, która nawet zapalonym szachistom (logikom) sprawiała wyjątkowo dużo problemów i powodowała powstawanie wielu błądów… ups, błenduff!

Zadanie, którego bezbłędne rozwiązanie nie jest możliwe bez popełnienia błędu *.
Jeśli do wartości „błędu” dodamy element „mistake”, a potem pomnożymy jeszcze przez dwumian „error”, to wyjdzie nam błędny wynik oceny pozycji. Takiej w której jedynym prawidłowym ruchem jest zamatowanie króla… własnym królem, poprzez dorobienie (promocja!) go przez dojście pionem przeciwnika do przeciwnego rzędu (ostatniej lub pierwszej linii – zależy od koloru bierek). Oblicz jak wiel(ki) błąd popełni nieomylny szachista, który błędnie ocenia pomyłkę popełnioną przez nieprawidłową ocenę pozycji. Odpowiedź uzasadnij i wyjaśnij z czego powstał pierwotny błąd dotyczący nieprawidłowego zrozumienia pojęcia „mistake” jak też omyłkowego oszacowania terminu „error”. Pamiętaj, aby zrobić to jak najbardziej bezbłędnie, gdyż za każdy wykonany błont będzie dodawany minusowo-ujemny punkt dodatni na niekorzyść ucznia, mającego wartość pracy oszacowanej w kategorii ujemnych plusów bądź (tu mądry?!) dodatnich minusów.

* - jeśli nie jesteś w stanie rozwiązać tego zadania bezbłędnie, to spróbuj chociaż przeczytać je osobie, która będzie udawała, że je (z)rozumie... Po to, aby było ciekawej (tudzież trudniej), zrób to w ciągu 20-30 sekund, oczywiście nie popełniając żadnej pomyłki ani błędu. Nagrodą będzie satysfakcja związana z tym, że udało ci się dokonać sztuczki lepszej aniżeli tradycyjne łamańce w stylu "w czasie suszy szosa sucha" czy też "król Karol kupił królowej Karolinie..". Powodzenia w bezbłędnym wypowiedzeniu! Niechaj wyjątkowy brak logiki sprzyja twojej mowie!


Glurujatę sznercidee wkisstzym, kótrym ułado się prytzeaczć cośałć dsijszeegzio wktąu na bgolu!
Fajna sztuczka z tymi zymamnioniei lmeritai, prawda?

niedziela, 11 grudnia 2011

Emanuel Lasker czasem pogrywał z Einsteinem w szachy: o tym jak jeden z geniuszy opisał efektywny proces nauczania

Jak zapewne niektórzy wiedzą... mistrz świata Emanuel Lasker (który panował na tronie aż 28 lat!) wiele razy miał okazję grywać w szachy w genialnym fizykiem - Albertem Einsteinem.

Lasker twierdził, że w ciągu 100 (niektóre źródła podają, że 200) godzin jest w stanie z kompletnego amatora zrobić gracza, z który mistrz nie będzie w stanie wygrywać dając większe fory niż pion. Wielu twierdzi, że obecnie odpowiadałoby to poziomowi 2 lub 1 kategorii. Dodatkowo podkreślał także, że teoria szachowa dość mocno ruszyła, lecz nasze metody nauczania szachów - podobnie jak i fizyki - są bardzo nieefektywne (przy czym fizyka ponoć jest jeszcze bardziej "w piwnicy" i efektywność jej nauczania jest jeszcze mniejsza!).

Niestety muszę się z tym zgodzić, chociaż w ciągu ostatnich 10 lat widać poprawę - coraz więcj pojawia się prac poświęconych metodyce nauczania (podawania) szachów jak też różne programy nauczania. Warto także podkreślić nowoczesne narzędzie, które są dostępne dla coraz szerszej rzeszy szachistów - komputery, silniki szachowe (analizujące i grające), bazy danych (wiele milionów partii), bazy końcowek, książki elektroniczne, książki debiutowe i temu podobne. Problemem jednak jest ich efektywne wykorzystywanie - wbrew pozorom nie jest to wcale takie proste.

Należy żywić nadzieję, że kiedyś doczekamy się grupy naukowców, którzy opracują i przetestują uniwersalny program (wraz z metodyką) nauczania szachów - wraz z wnioskami i warunkami dotyczącymi optymalnego podawania szachów i treningu. Zanim to jednak nastąpi chciałbym się podzielić jednym z najlepszych obrazów jakie ostatnio miałem okazje zobaczyć. Jest on o tyle ciekawy, że nie tylko przedstawia geniusza, lecz także brutalną prawdę, której wielu (nauczycieli) unika... jak też bardzo się jej obawia! Niestety trzeba przyznać, że również i ja mam bardzo często ogromne problemy, aby coś naprawdę prosto objaśnić - nawet jeśli wydaje mi się, że wiem o co chodzi, to tak naprawdę hasło Alberta Einsteina pozostaje zaskakująco... aktualne!


Jeśli czegoś nie potrafisz wyjaśnić w prosty sposób, oznacza to, że tak naprawdę nie rozumiesz tego dostatecznie dobrze - Albert Einstein (jeden z najwybitniejszych fizyków wszechczasów)

wtorek, 1 listopada 2011

Czy o szachach można pisać w nieskończoność? Rozważania o tym jak długo i jak dużo można pisać o szachach

Dzisiejszy wątek będzie nieco dziwny. Przedstawię moje rozważania na temat tego ile można (ile ja jestem w stanie) pisywać o szachach. Skłoniło mnie ku temu pytanie jednej z osób, która naprowadziła mnie na kolejny temat: mianowicie - czy o szachach można pisać długo (i dużo), a jeśli tak to dlaczego?
Dawniej się zastanawiałem nad tym zagadnieniem: szachy są grą, która przenika różne płaszczyzny: nauki, sztuki, sportu, rozrywki, integracji, rywalizacji i temu podobne. Pytanie więc jak dużo można pisać o szachach? Czy szachy są niewyczerpywalne – czy jest może tak, że im więcej się wie, tym więcej chce się powiedzieć (podzielić z innymi)? A może po roku pisywania o szachach nadchodzi nieuchronny koniec? Jak to więc jest? Szczerze mówiąc nie wiem. Pamiętam jednak, że od czasu, gdy miałem dostęp do sieci Internet (około 11 lat temu), wówczas moim marzeniem było znalezienie naprawdę wielu materiałów, które opisują FENOMEN szachów w różnych perspektywach i płaszczyznach. Cieszę się, że znam w stopniu wystarczającym (poziom B1/B2) język angielski, więc bez problemu potrafię czytać wszelkie wiadomości na temat szachów.

Teraz pokrótce oszacuję jak dużo można napisać o szachach - przyjrzyjmy się źródłom dostępnych (możliwych) informacji, dzięki którym będziemy w stanie sami tworzyć:
1. Jeśli obecnie jest dostępnych kilka tysięcy książek (w formie papierowej jak też cyfrowej) w języku angielskim oraz rosyjskim, niemieckim, hiszpańskim, włoskim i francuskim.
2. Jeśli obecnie jest dostępnych kilka tysięcy magazynów szachowych (w formie papierowej jak też cyfrowej) w języku angielskim oraz rosyjskim, niemieckim, hiszpańskim, włoskim i francuskim.
3. Jeśli obecnie jest dostępnych kilka tysięcy artykułów szachowych (w formie papierowej jak też cyfrowej) w języku angielskim oraz rosyjskim, niemieckim, hiszpańskim, włoskim i francuskim.
4. Jeśli obecnie jest dostępnych co najmniej kilkaset badań szachowych (w formie papierowej jak też cyfrowej) w języku angielskim oraz rosyjskim, niemieckim, hiszpańskim, włoskim i francuskim.
5. Jeśli obecnie jest dostępnych kilka tysięcy postów (wypowiedzi) na forach, blogach i grupach szachowych (w formie papierowej jak też cyfrowej) w języku angielskim oraz rosyjskim, niemieckim, hiszpańskim, włoskim i francuskim.
6. Jeśli obecnie jest aktywnych kilkaset autorów (zarówno mam na myśli zawodowych jak też amatorów), którzy wypowiadają się na temat szachów za pomocą swoich lub cudzych stron w Internecie (a dane te są dostępne w formie papierowej jak też cyfrowej) w języku angielskim oraz rosyjskim, niemieckim, hiszpańskim, włoskim i francuskim.
7. Jeśli obecnie jest dostępnych kilka tysięcy materiałów (głównie w formie cyfrowej) w postaci audio i video (wywiady, relacje z turniejów, materiały szkoleniowe, analizy, itp.) na różnych stronach, forach, blogach i grupach szachowych w języku angielskim oraz rosyjskim, niemieckim, hiszpańskim, włoskim i francuskim.

Tak więc widzimy, że ilość dostępnego materiału na tematy szachowe i powiązane z szachami jest obecnie OGROMNA! Szacuję, że gdyby te wszystkie formy wypowiedzi można było w jakiś sposób przetworzyć na tekst w formacie PDF (na 1 stronie 1800 wyrazów), to z pewnością byłoby tego około kilka (2-3) milionów stron! Wystarczy policzyć, że książek jest dostępnych 10.000, a każda z nich ma (średnio) 150 stron. Daje to liczbę 1.500.000 stron! A należy do tego też dodać wszelkie inne źródła, które wymieniłem co z pewnością podwaja liczbę. Wychodzi nam do dyspozycji 3 miliony (!) stron tekstu. Teraz oczywiście trzeba zaznaczyć, że duża część materiałów będzie niskiej jakości (np. jałowe dyskusje w ciekawych tematach na forum) lub będą się powtarzały (np. realizacja przewagi w danej pozycji – zarówno w książce jak i na materiale treningowym w postaci filmiku). Tak więc robimy „mocne cięcie” i odrzucamy 50% materiałów, które nie nadają się do dalszej obróbki umysłowej lub są poza naszym kręgiem zainteresowań. Ile wówczas zostaje? Lekką ręką licząc jest to około 1,5 miliona! Dalej należy jeszcze zrobić dodatkowe cięcie, gdyż okaże się, że materiały w postaci „krzaczków” nie będą dla nas miały twórczej wartości. Mam na myśli przede wszystkim analizy pozycji debiutowych oraz encyklopedie, które podają pozycje i komentarze w postaci symboli. Tak więc odpada jeszcze ok. 30% z pozostałej liczby. Tak więc 1/3 z 1,5 miliona, a więc zostaje dokładnie 1 milion stron do obróbki!

A ile (do przerobienia) zostaje dla mnie? Oj naprawdę „mało”. Nie dość, że nie znam języka niemieckiego to na dodatek języka rosyjskiego używam w stopniu „do szachów”, a więc na pewno byłoby mi bardzo ciężko efektywnie i szybko przetwarzać materiały w tym języku. Niemniej na pewno bez problemu jestem w stanie 20% z tych materiałów zrozumieć jak i być w stanie poddać je dalszej umysłowej obróbce. Tak więc otrzymujemy liczbę 200.000 (stron). A do ilu z nich mam realny dostęp? Tutaj szacuję, że do około 20% z nich, czyli 40.000 stron. To jest REALNA liczba stron informacji związanych z szachami, które jestem w stanie przerabiać (powiedzmy w ciągu najbliższych 10-15 lat).

Teraz najważniejsze i najciekawsze pytanie? Ile z tej wartości już przerobiłem i jak dużo sam jestem z siebie w stanie dać coś nowego? (w sensie nie oryginalnej treści, lecz przetworzonej i opracowanej przeze mnie). Przerobiłem ok. 6000-8000 stron, a sam jestem w stanie dać z siebie (w ciągu następnych 10 lat) około 3-4 tysięcy stron (w przeliczeniu na książki po 150 stron, to byłoby to 20-30).

Warto podkreślić, że mam swoje ulubione tematy i nie poruszam wszystkich płaszczyzn szachowych. Przykładowo na temat kompozycji i sztuki szachowej (układanie zadań, solving, tematy i idee występujące w zadaniach, itp.) to temat mi dość obcy. Jednak jeśli chodzi o tematykę postępu szachowego i szkolenia (do poziomu 1800-2000) to tutaj mogę dużo czytać i pisać. Tak samo jak na temat rozwoju dzięki szachom, korzyściach z nich płynących, badaniach i interpretacji ich wyników czy też elementów, które pozytywnie wpływają na kształtowanie charakteru (osobowości) dzięki uprawianiu szachów.

Podsumowując: na pytanie ile można pisać o szachach – odpowiem nieco wymijająco: przez całe życie, zakładając że ktoś nie ma zamiaru żyć dłużej niż 80 lat i stale na bieżąco czytuje i poszerza swoją wiedzę na tematy, które mają bliski związek z dyscypliną, którą uprawia. Ja jestem pewien, że jestem w stanie pisywać o szachach przez co najmniej 5-10 lat: zakładając oczywiście, że będę ku temu miał możliwości i odpowiednie warunki. Moim marzeniem jest napisanie 3 do 5 tysięcy stron o szachach (w dowolnej formie) w ciągu następnych 20-30 lat. I w tym momencie nie jest dla mnie ważne czy osiągnę tę wartość czy nie: bardziej liczy się PROCES – to, że mogę tworzyć coś z czego jestem zadowolony, a dodatkowo innym może to być przydatne i mogą dzięki temu czerpać satysfakcję, radość czy też kroplę rozwoju siebie.

Myślę, że warto jeszcze dodać, że dla naukowców jedna uzyskana odpowiedź to kolejna możliwość zadania następnego (ciekawszego, trudniejszego, bardziej nietypowego) pytania.

środa, 5 października 2011

Dlaczego tak naprawdę zależy ci na tym, aby zrobić postęp w szachach?

Tym razem nieco kontrowersyjny i prowokujący temat, a w zasadzie pytanie. Mianowicie brzmi ono:

Dlaczego tak naprawdę zależy ci na tym, aby zrobić postęp w szachach?

Oto podstawowe pytanie! Powinieneś pomyśleć o tym zanim zdecydujesz jak bardzo chcesz wejść (wniknąć) w świat szachowy i jakim poziomem (siłą czy zrozumieniem szachowym) naprawdę jesteś zainteresowany.

Pamiętaj, że szachy wcale nie są łatwym, lekkim i przyjemnym sportem! Jeśli chcesz zrobić postęp od poziomu 1000 do 1600, to zajmie ci przeciętnie około 1-2 lat ciężkiej pracy (niektórzy dochodzą po pół roku, ale nie mówię o wyjątkach, tylko przeciętnie zdolnych i pracowitych osobach). Jednak jeżeli jesteś zainteresowany tym, aby dojść do poziomu 2200 (oznaczającego siłę gry na poziomie kandydata na mistrza) i posiadasz poziom 1800 (2 kategorii), to musisz być świadomy tego, że to zadanie jest o WIELE BARDZIEJ trudne aniżeli poprzednie. Jednakże jeśli nie odpowiesz sobie na pytanie DLACZEGO chcesz być „dość dobry” w szachach… to szanse na to, że osiągniesz zamierzony cel są raczej marne.

Nie ukrywajmy tego, że większość ludzi chce grać lepiej, ponieważ chcą oni ogrywać swoich przeciwników (nie ważne jak silnych). Jednak tylko kilku z nich jest naprawdę zainteresowanych tym, aby CIĘŻKO (a raczej nieco precyzyjnie – efektywnie) trenować! Bądź ostrożny jeśli chcesz osiągnąć wysoki poziom (cel) szachowy i nie jesteś gotowy na wniknięcie w szachy bardzo intensywnie i na co najmniej kilka lat! Szybki i trwały postęp jest możliwy, jednak tylko wówczas, gdy ćwiczysz efektywnie i systematycznie – pytanie jak wielu z nas jest w stanie to robić? Obawiam się, że tak naprawdę niewielu (a osoby, które mają poziom ponad 2000 nie muszą tego czytać, bo same wiedzą ile pracy wymaga dojście do tego poziomu i co się wiąże z osiąganiem kolejnych stopni).

Prawdopodobnie jednym z kluczowych czynników sukcesu (nie tylko w szachach) jest wytrwałość! Jeśli jesteś słaby i nie możesz pracować przez dłuższy okres czasu – to może to być pewna cecha i zarazem odpowiedź na pytanie dlaczego utknąłeś na pewnym poziomie. Większość ludzi ma po prostu zbyt dużo obowiązków i każdy z nich chce grać „znacznie silniej”, ale nikt z nich nie chce zapłacić ceny za odniesienie sukcesu (mam na myśli ciężką pracę nad szachami przez kilka dni w tygodniu na przestrzeni całego roku!). Jeden z najbardziej znanych szachistów wypowiedział się w tym temacie dość brutalnie aczkolwiek jasno: „Szachy nie są dla ludzi, którzy są duchowo słabi”. Warto także podkreślić, że niejaki Tomasz Edison (wynalazca żarówki), odniósł sukces dopiero po 10.000 próbach! Pytanie czy jesteś w stanie za każdym razem (po doświadczeniu porażki), mocno wniknąć w przyczynę niepowodzenia oraz eliminować błędy tak długo i wytrwale, jak długo okaże się to konieczne?

Większość ludzi sądzi (i wierzy w to!), że granie wielu partii jest kluczem do sukcesu: grywają oni po 20 lub 30 blitzów codziennie (wymaga to jedynie 2-3 godzin gry dziennie), a następnie są mocno zdziwieni, tym że ich poziom gry (jeszcze) nie osiągnął bardzo wysokiego poziomu! Być może po prostu zapominają o tym, co wielu trenerów mówi do swoich studentów: „im wyższy poziom gry, tym więcej powinieneś studiować, a mniej grać w szachy”.

Granie w szachy bez odpowiedniego podejścia oraz treningu (i odwrotnie) jest jak jechanie samochodem z nadmiernym obciążeniem. Dopiero wówczas, gdy zrozumiesz, że należy zrzucić niepotrzebny balast, wówczas będziesz w stanie jechać znacznie szybciej. Przekładając to na język szachowy: im wcześniej zdasz sobie sprawę, że poważne szachy wymagają poważnej pracy i podejścia… tym szybciej osiągniesz (albo raczej będzie w stanie) wysoki poziom gry.

Według mnie najbardziej trudną sprawą dla wielu (jeśli nie wszystkich) ludzi, jest to aby solidnie usiąść na 5 literach (krzesło ma 7 liter!), otworzyć książkę, czytać uważnie i przez cały czas MYŚLEĆ dlaczego pewne rzeczy są (były) możliwe i rozumieć „co będzie jeśli…”.

Następnym powodem dla którego ludzie nie mogą pokonać swoich barier szachowych, jest to, iż grają ZBYT DUŻO partii blitzowych. Bywają dość dobrzy na 3 minuty, ale jak już znajdą się na turnieju (a tam mają zagrać POWAŻNĄ partię – przykładowo po 2 godziny na zawodnika), wówczas wracają do domu zdruzgotani i załamani.

Jeśli więc chcesz wiedzieć DLACZEGO szachy wymagają (a raczej pochłaniają) “tak dużo” czasu, to odpowiedź znajdziesz poniżej:

Nawet jeśli uważasz, że rozgrywasz JEDNĄ partię szachów – prawda jest taka, że grasz (a przynajmniej powinieneś) kilka „partii” (czyli różnych wariantów wynikłych z danej partii) i sam DECYDUJESZ, która „partia” (dany wariant) ma być rozgrywana na szachownicy (reszta toczy się w głowie). Jeśli natomiast nie sprawdzasz jaka jest INNA możliwość (wariant) oraz jeśli nie robisz tego dość często (najlepiej za każdym razem, gdy to konieczne)… wówczas tak naprawdę nie grasz PRAWDZIWYCH szachów – grasz raczej coś w rodzaju „partii pamięciowej/intuicyjnej”.

Mam nadzieję, że niektórych postraszyłem, a innych upewniłem co do tego, aby nie robić sobie realnych nadziei na sukces: jeśli ktoś nie chce, nie może lub nie potrafi pracować efektywnie. W przeciwnym razie można się mocno rozczarować i przy okazji zniechęcić do szachów. Sukces w każdej dziedzinie, wymaga bowiem odpowiedniej postawy, wysiłku, wytrwałości oraz odrobiny szczęścia. Pamiętajmy, że nie wszyscy z nas muszą być profesorami, arcymistrzami czy laureatami nagrody Nobla. Warto, aby czasem zastanowić się nad tym, czy gramy w szachy dla zabawy czy też chcemy "coś więcej" osiągnąć. Jeśli zależy nam na sukcesie, to na pewno konieczna jest odpowiedź "za jaką cenę" oraz "po co mi to w ogóle potrzebne". Można w ten sposób zaoszczędzić sporo czasu życia, nerwów, wysiłku... oraz złudzeń.

wtorek, 4 października 2011

Czy szachy umrą "śmiercią naturalną" z powodu wyczerpania możliwości? Martwić się czy czerpać korzyści z wartości szachów?

Pytanie czy szachy (klasyczne) są grą remisową. Kolejne pytanie: czy szachy (jak przewidywał Capablanca) umrą śmiercią remisową?! No i pytanie: czy się tym martwić czy raczej wykorzystywać korzyści oraz wartości jakie zapewniają szachy (przy odpowiednim wykorzystaniu).

Obecnie trudno jest obalić hipotezę, która zakłada, że przy poprawnej grze obu stron wynik rozgrywki to remis. Zauważmy, że gracze czołówki światowej zwykle remisują: wyjątek stanowi słaba forma sportowa i/lub nowinka debiutowa wraz ze znakomitym przygotowaniem. Czy to zatem oznacza, że udowodnienie tego, iż w szachach nie da się wygrać bez błędu przeciwnika... sprawi, że ludzie odejdą od szachów?! Moim zdaniem na pewno nie. Racją jest to, że dużo systemów i wariantów debiutowych jest mocno rozpracowanych (niektóre nawet do 30 czy 40 ruchu!). Niemniej na pewno jest jeszcze sporo możliwości, aby odkrywać nowe idee, plany czy też wzmacniać istniejące rozwiązania. Pamiętajmy jeszcze o jednym czynniku, o którym zdają się zapominać osoby, które wszem i wobec wieszczą "koniec szachów", dodając przy tym, że "zostałe one zniszczone przez komputery". Tym czynnikiem jest dobrze znany niektórym graczom - blef! Michał Tal znakomicie wykorzystywał ten element wraz z efektem zaskoczenia oraz złożonością pozycji, które tworzył. Według mnie jest on jeszcze niedostatecznie zbadany, a na pewno - mało rozumiany i wykorzystywany. Nie zawsze bowiem najlepsze obiektywnie zagranie (oceniane przez silniki szachowe) musi się równać z najlepszych zagraniem w partii szachowej przeciwko człowiekowi. Tak więc moim zdaniem czołówka świata musi się ogromnie pocić, aby wyciskać coś więcej niż remis z najsilniejszymi na świecie, jednak pozostają MILIONY szachistów, którzy nie poświęcają swojego życia na to, aby posiadać tytuł szachowy i być w pierwszej setce światowych szachów. Takim pasjonatom wystarczy to, aby szachy dawały im radość, satysfakcję, wysiłek intelektualny oraz emocjonalną nagrodę w postaci adrenaliny w czasie trudnej pozycji, niepoprawnego poświęcenia czy też wygrania (a nawet zremisowania!) trudnej partii. Nie zapominajmy o osobach, które cieszą się szachami rozwiązując czy też tworząc zadania, organizując turnieje, rozgrywki czy też zapewniając szkolenie wszystkim chętnym. Dla nich szachy też mogą być ważne i sprawiać radość.

Mnie pasjonuje to, że szachy posiadają wartości rozwojowe dzięki którym można uczyć i rozwijać bardzo wiele cech i właściwości, które szczególnie przydają się młodym ludziom. Wystarczy wymienić chociażby umiejętność logicznego myślenia, rozwiązywania problemów, porównywania, ocenienia, dokonywania wyborów, podejmowania decyzji czy też ryzyka.

Uważam, że pozornie proste zadania, które są odpowiednio przygotowane mogą naprawdę w istotny sposób wpływać na rozwój krytycznego (logicznego) myślenia. Zauważmy, że takie zadania (przy pewnej pomocy ze strony rodzina, opiekuna czy nauczyciela) mogą rozwiązywać już dzieci w wieku 5-6 lat. Co prawda mogą być one dla nich trudne, ale właśnie o to chodzi. Pamiętajmy, że wraz ze wzrostem zrozumienia podstaw (ruchy, bicia, zagrożenia, atak, obrona, sposoby ataku i obrony, itp.), należy stopniować trudność zadań. Poniżej jeden przykład "labiryntów myślenia":


Zadanie dla dziecka 5-6 letniego, któremu chcemy dać umiejętność myślenia związaną z wnioskowaniem (jeśli "nie można..." to "wtedy trzeba").

Zadanie polega na tym, aby:
1) pobić wszystkie bierki białą wieżą, ale w taki sposób, aby samemu nie stanąć na zagrożonym polu (czyli na polu atakowanym przez dowolną bierkę)
2) wykonać to zdanie w nie więcej niż 15 ruchów (ideałem jest 13)
3) uzasadnić, że jest już zakończone (tzn. dlaczego nie jest możliwe wybicie wszystkich bierek)

Jeśli macie dzieciaczki w wieku 5-8 lat i chcecie ich nieco "rozgrzać", a akurat szachy są dla nich czymś ciekawym... to spróbujcie tego typu zadania. Gwarantuję, że przy odpowiednim podaniu, wyjaśnieniu celu, zachęcaniu dziecka do myślenia, popełniania błędów (tak, tak!), chwalenia, motywowania do dalszej pracy i do poszukiwania lepszych rozwiązań oraz wyjaśniania swojego procesu myślenia... zadanie takie da dużo radości i satysfakcji dziecku. Nie bez powodu dodam, że dzięki takim zadaniom będziecie wspierać także dzieci w "poczuciu sprawstwa". Jest to coś co oznacza, iż dziecko jest PEWNE, że potrafi wykonać dobrze dane zadanie. I nie tylko wykonać, ale także zrobić go SAMODZIELNIE, jak też dochodzić do tego dlaczego tak a nie inaczej. Zapewniam, że dzieci mają iskry (a niektóre nawet ogień!) w oczach, gdy po kilku (czasem wielu) próbach... w końcu odkryją w jaki sposób należy tego dokonać. Im więcej sukcesów dziecka, które niekoniecznie muszą przychodzić zawsze "szybko, lekko i przyjemnie", tym łatwiej dziecko uwierzy w siebie, będzie chciało rozwiązywać coraz ciekawsze i trudniejsze zadania. W ten sposób dajcie dziecku coś co może być przydatne w jego całym dalszym życiu. Owszem, to jedynie kropla w morzu potrzeb (i możliwości), ale w myśl zasady "ziarnko do ziarnka... a zbierze się miarka" oraz bardzo znanej "trening czyni mistrza"!

Jeśli chcecie jeszcze pokazać dziecko jak rozwinąć "bystre oko", to być może warto zastanowić się nad tego typem zadania:

diagram nr 1 (po lewej) oraz  diagram nr 2 (po prawej)

(1): wskaż (wypisz) WSZYSTKIE pola na jakich można ustawić czarnego hetmana, aby zaatakował daną grupę pionów (np. piony a3,b4,a5); grup pionowych jest 6: za każdym razem ściągamy wszystkie bierki z szachownicy (poza 1 grupą pionów).

(2): wskaż (wypisz) WSZYSTKIE pola jakie atakuje hetman: przykładowo H z pola a8 kontroluje 21 pól; są nimi: a7, a6....a1, b8, c8....h8, b7, c6....h1. Następnie wybieramy hetmana z pola b3, c7, d2, itd.

diagram nr 3 (po lewej) oraz diagram nr 4 (po prawej)

(3): grupy 2 figur zaznaczone kolorami: ustawiamy jedną grupę figur (najpierw tak jak stoją, a potem można już samemu wymyślać kolejne ustawienia) - np. grupę niebieską (G+S): gdzie należy ustawić wieżę, aby jednocześnie atakowała obie figury, a sama nie była atakowana? Następnie to samo pytanie dotyczące grupy zielonej i żółtej. Na koniec pytamy o grupę czerwoną (2W): gdzie należy ustawić gońca, aby atakował obie wieże (i sam nie był atakowany). Za każdym razem pytam dziecko o wszystkie rozwiązania.

(4): zabawa ze skoczkiem: wybieramy 1 z ukazanych na diagramie pionów. Przykładowo najpierw stawiamy piona c6. Pytamy dziecko: w ilu najmniej ruchach skoczek może pobić tego piona? Następnie to samo robimy z pionem a7, a4, itd. Skoczek za każdym razem zaczyna z tej samej pozycji - czyli z rogu.

Mam nadzieję, że przekonałem was, że szachami można się WSPANIALE bawić - zarówno z dziećmi jak i z młodzieżą czy starszymi. Konieczne jest jednak to, aby odpowiednio wymyślać i przygotowywać różne formy aktywności związanych z szachami: im bardziej różnorodne i ciekawej... tym lepiej! Oczywiście wyżej ukazane przykłady to tylko kropla w morzu możliwości, jednak na pewno może pokazać w jaki sposób warto bawić się szachami dziecka wykorzystując jego umysł oraz zapewniając wysiłek wraz z elementami zabawy i nagrody w postaci sukcesu oraz radości! :)

wtorek, 27 września 2011

Jak drastycznie zmniejszyć swój poziom gry w każdej partii

Ostatnio zastanawiałem się w jaki sposób dochodzi do tego, że zawodnik, który normalnie gra naprawdę solidne partie... nagle zaczyna grać tak słabo, że trudno poznać, iż to naprawdę on. Przyjrzyjmy się temu zagadnieniu.

Jak drastycznie zmniejszyć swój poziom gry w partii?

1) wykonuj ruchy szybko - to gwarancja tego, że nie zdążysz ich właściwie ocenić, sprawdzić i porównać. Wyjątek stanowi sytuacja w której masz JEDYNY prawidłowy ruch (wszystkie inne są niezgodne z zasadami gry). Wówczas oczywiście nie ma się co zastanawiać - należy go wykonać i dopiero później się zastanawiać. Innym wyjściem jest poddanie partii (jeśli widzisz, że po tym jedynym ruchu za chwilę będzie mat albo powstaną duże straty).
2) nie sprawdzaj swojego posunięcia (przede wszystkim pod kątem prostych wymian i taktyki). Wymyśl swój ruch i nie patrz na sytuację w której przeciwnik dokona pobicia danej bierki (lub nastąpi seria wymian). Wtedy masz bardzo dużą szansę, że wymyślony przez ciebie ruch będzie miał "dziurę".

Ostrzegam, że nie stosowanie wyżej wymienionych zasad może spowodować, że twoja gra nabierze sensu, będziesz trudniejszym przeciwnikiem do pokonania i nie będzie ci nikt zwracał uwagi, że "ciągle podstawiasz".
Oczywiście rozgrywanie tzw. długich partii w których konieczne jest wymyślenie, obliczenie, porównanie i sprawdzenie (danego planu i ruchu) wymaga jednak pewnego czasu (na pewno nie jest to wartość 3, 5 czy 20 sekund).

Z mojego doświadczenia (kilkaset partii długich - łącznie z gry w realu i na Internecie) wynika, że im częściej sprawdzam swoje ruchy i poszukuję błędów przeciwnika (głównie taktycznych), tym częściej poziom mojej gry mogę określić jako "dobry, solidny". I to nawet wówczas jeśli przegrywam.

Tak więc już wiecie jaka jest tajemnica tego, aby grać słabo, często podstawiać oraz przegrywać. Zapewniam, że szybkie granie bez sprawdzania posunięć, to raczej loteria niż gra w szachy. Nawet Kasparow przy drastycznie krótkim czasie do namysłu ma problemy, aby grać dokładnie. Dlatego warto się sobie przyjrzeć i zastanowić się jak często w partii robimy "puste ruchy" (czyli bez sprawdzania oraz robione "od ręki"). Im więcej takich "dziurawych" ruchów, tym nasza siła gry (a także wyniki) powinna zbliżać się do minimum.

poniedziałek, 19 września 2011

Jeśli potrafisz solidnie grać końcówki, wówczas śmiało możesz stwierdzić, że umiesz grać w szachy

Tym razem mottem są końcówki. Już dawno temu wielki mistrz świata Capablanca zalecał, aby zaczynać naukę gry w szachy od końcówek (oczywiście to taki skrót myślowy, bo wcześniej jeszcze trzeba poznać podstawowe motywy taktyczne i kombinacyjne). Uważam, że jest w tym bardzo dużo sensu. Dlaczego? Otóż dlatego, że najpierw uczymy się operować bierkami w niewielkiej ilości (3-4 nasze bierki i podobna ilość u przeciwnika). Z czasem, gdy załapiemy harmonię oraz najważniejsze metody gry oraz plany, wówczas należy stopniowo przechodzić do gry środkowej. Natomiast na samym końcu można już uczyć się debiutów, gdyż wiadomo później jakiego rodzaju plany mogą być realizowane i które z figur należy wymieniać, a które zachować. W jakim celu? Oczywiście po to, aby można było końcówkę zagrać poprawnie i z ciut lepszej pozycji wycisnąć wygranej (a jeśli przeciwnik się będzie znakomicie bronił, wówczas zasłuży na remis).

Moje obserwacje wskazują na to, że wiele amatorów i pasjonatów szachowych nie ma zbyt dużego pojęcia (ale także i wiedzy!) na temat tego jak należy grać w końcówce. Wiele osób (moim zdaniem nie do końca słusznie!) uważa, że końcówki są nudne, trudne i nic się w nich nie dzieje. A ja osobiście od pewnego czasu zakochałem się w końcówkach i staram się je coraz lepiej poznawać i rozumieć, a następnie stosować w partii. Z uwagi na to, że może być problemem to, iż nie wszyscy wiedzą, które końcówki są istotne i w jaki sposób należy się ich nauczyć, więc proponuję drobne rozeznanie. Na tej podstawie będę chciał (już od kolejnego numeru) utworzyć rubrykę dotyczącą nauki podstawowych końcówek (czyli do poziomu 1400). Jak już się to uda, wówczas będzie drugi etap nauki - czyli "średnia szkoła końcówek". Obejmie ona poziom od 1400 do 1800. Wierzę, że przy dobrym tempie uda się oba te kursy przeprowadzić w ciągu 12 miesięcy. A tymczasem zobaczmy jak będzie wyglądała "podstawowa szkoła końcówek"....

 
PS. Szkoła końcówek jest dedykowana wszystkim, którzy chcą się zorientować w podstawach gry końcówej oraz koledze Wojtkowi, który jeszcze nie do końca uświadamia sobie, że bez nich nie będzie w stanie przekroczyć poziomu 1600.

czwartek, 30 czerwca 2011

Partia trudna do podrobienia czy też dokładnie odtworzona?

Pojawia się pytanie: czy to partia grana samodzielnie czy też ruchy odtwarzane (przenosze) z programu szachowego (np. Houdini) na szachownicę jako symulacja własnego myślenia? Zapraszam do dzielenia się spostrzeżeniami, bo niebawem chcę napisać na temat tego po czym można poznać oszukiwanie (granie programem), a kiedy nie jest to możliwe (albo jak kto woli pewne).

Poniżej partia, której zgodność możecie sprawdzić z takimi silnikami jak Houdini czy Stockfish (oba darmowe i jedne z najsilniejszych na świecie)

1) Silnik StockFish (strona główna i link do ściągnięcia programu) (obecna wersja 2.11)
http://www.stockfishchess.com/
http://www.stockfishchess.com/download/

2) Silnik Houdini (strona główna i link do ściągnięcia programu) (obecna wersja 1.5)
http://www.cruxis.com/chess/houdini.htm
http://www.cruxis.com/chess/download/Houdini_15a.zip

wtorek, 24 maja 2011

Nauka szachów: mam się uczyć tego co muszę, chcę czy czego powinienem?

Tym razem napiszę krótko o nauce szachów.
Zauważmy, że jest przynajmniej kilka możliwości uczenia się szachów:
1) uczenie się tego co muszę
2) uczenie się tego co powinienem
3) uczenie się tego co chcę

W tym momencie przychodzi na myśl CEL takiej nauki. W przypadku braku chęci uzyskiwania wyników wystarczy uczyć się tego co się chce (#3). Jeśli ktoś jednak chce mieć przyzwoity poziom gry, to warto uzupełniać braki w edukacji szachowej, a wtedy trzeba się uczyć tego co powinniśmy (#2). Natomiast jeśli ktoś rozważa szachy w aspekcie profesjonalnym (czyli wyniki, efekty, rankingi, turnieje, nagrody, itp.), wówczas jedynym wyjściem jest uczenie się tego co się musi umieć (#1).

Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że w dowolnym okresie (życia oraz kariery szachowej) można się przełączać między tymi celami nauki. Można także wypróbować jak będziemy funkcjonować, gdy narzucimy sobie pewien reżim treningowy (ew. wyniki, które chcemy osiągnąć - np. osiągnięcie 1 kategorii) oraz przez pewien czas - jak nam się pracuje (i jak się z tym czujemy), gdy uczymy się wyłącznie tego co chcemy (czyli typowe granie dla przyjemności).

Gdyby schematycznie rozrysować wszystkich szachistów jako całość (100%), to największa grupa będzie typowych zapaleńców, amatorów i pasjonatów szachowych (#3), następnie kolejno ci, którzy chcą się czegoś o szachach dowiadywać i czasem grywają w turniejach (z różnymi wynikami, ale na pewno uczestniczą w życiu szachowym) (#2) oraz na samym końcu zawodowi szachiści (#1).

Podobnie jak ze skalą trudności: najwięcej energii, czasu oraz poświęcenia wymaga podejście nr 1 (zawodowcy), następnie nr 2 (półzawodowcy i silni amatorzy) a na końcu podejście nr 3 (typowi amatorzy, pasjonaci i zapaleńcy szachowi).

Można też podzielić proces uczenia się szachów (mowa o nauce teorii) na materiał, który lubimy (A) i taki, którego nie lubimy (B). Nie wnikam w przyczynę tego dlaczego pewne elementy szachowej teorii jedni lubią a inni nie lubią - po prostu: każdy ma swoje podejście do szachów i to co bardziej i mniej lubi (czy wręcz niekiedy nawet to czego nie cierpi).

Moim zdaniem należy uczyć się przede wszystkim tego co nam sprawia radość, przyjemność i zadowolenie. Niemniej jeśli komuś zależy na rezultatach i (coraz wyższej) jakości gry, to konieczne jest także przyswajania tego czego nie lubimy. Zwykle istnieje "dziwna" zależność, że gracze, którzy nie lubią danej części teorii... bywają zadziwiająco w niej słabi. Przykładowo ja nie cierpię debiutów, więc jestem w nich najsłabszy. Natomiast bardzo lubie końcówki, więc jestem w nich najsilniejszy. Niemniej teraz zamierzam nadrobić nieco moje zaległości poprzez naukę tego czego nie lubię (albo to czego się przez lata nie uczyłem, chociaż obiecałem sobie, że "od jutra się za to wezmę").

Teraz pytanie w jaki sposób podchodzić do materiału, który mamy opanować, a go nie lubimy? Moim zdaniem warto stosować różne triki i sztuczki. Jedną z nich może być to, aby uczyć się nielubianego materiału małymi dawkami. Kolejnym sposobem może być "przeplatanka". To znaczy - uczymy się tego czego nie lubimy przez 20-30 minut, a w nagrodę później uczymy się tego co najbardziej lubimy (np. kombinacji) przez kolejną godzinę albo półtorej.

Na koniec zapamiętajmy coś co stale powtarzają trenerzy i instruktorzy: NIE MOŻNA STAWAĆ SIĘ MISTRZEM (tzn. coraz silniejszym szachistą) jeśli ma się (zbyt) duże braki w poszczególnych elementach sztuki szachowej! Oto przyczyna dla której mistrzowie szachowi są równie trudni do ogrania w każdej fazie partii: debiucie, grze środkowej i końcowej.
Ponadto warto się także sprawdzać i doskonalić: nie tylko w szachach, ale i życiu... stawania sie mistrzem nie polega wyłącznie na robieniu rzeczy, które sprawiają nam przyjemność. Często bywa tak, że pewna dawka rzeczy nielubianych może nam bardziej pomóc aniżeli 10x większa dawka tych, które sprawiają nam przyjemność i wprawiają w stan zadowolenia! Najczęściej bywa tak, że dopiero wtedy, gdy jakość naszej sztuki szachowej nas nie zadowala.... to wtedy dopiero mobilizujemy się do tego, aby "coś z tym zrobić", prawda? :). Dlatego ważne jest to, aby starać się także uczyć tego co niewygodne, trudne czy też nie do końca przez nas lubiane. Zwłaszcza mówię o rzeczach, które przyniosą nam korzyści! Jak pisał bowiem jeden z arcymistrzów szkockich - GM Johnatan Rowson (w książce "Chess for Zebras"):
Postęp (szachowy) zaczyna się (dopiero) po przekroczeniu strefy komfortu ("Improvement begins at the edge of your comfort zone").

Mam nadzieję, że przekonałem was co do tego, że nie chodzi jedynie o samą przyjemność, lecz także o to, aby pracować nad tym co potrzebne i konieczne do odnoszenia sukcesów i rozwijania się dzieki szachom, prawda? :)

poniedziałek, 16 maja 2011

Systematyczne granie poważnych partii na FICS: uzyskane efekty po 14 miesiącach

Po nieco ponad roku grania (dokładnie 14 miesięcy) poważnych partii zauważam, że moja praktyczna siła zaczyna się nieco podnosić, a co najważniejsze zaczyna być widoczna TWARDOŚĆ w grze, stawianie dobrego oporu oraz dużo myślenia oraz liczenia! Jak z powyższych wykresów i danych wynika od marca 2010 do maja 2011 mój poziom na FICS wzrósł o jakieś 90-100 punktów. Jest to bardzo duża zasługa rozgrywanych trudnych pojedynków z różnymi graczami. Gram bowiem w lidze (obecnie w 3 drużynach) jak i w Powolniaku oraz w 2 turniejach (STC Bunch oraz Rainbow Warriors). To gwarantuje mi, że zwykle w tygodniu zagram 5-6 partii poważnych. Może wydawać się to niewiele, niemniej jeśli porównamy to do tego, że w ciągu 14 lat rozegrałem ok 240 partii klasycznych (w tym 200-210 na zapis jako oficjalnie w turnieju lub lidze szachowej).
 
Natomiast w ciągu ostatnich 14 miesięcy już 90... to widać DUŻĄ różnicę, prawda?! Na serwerze FICS udaje mi się osiągać ranking w granicach 1900-1950. Gram na 95% mocy, więc teraz kolejny wzrost poziomu będzie związany nie tylko z graniem, lecz z dodatkowym przyswajaniem wiedzy.

Szczerze mówiąc to podejrzewałem, że po roku efekty samego grania (niestety jeszcze nie zacząłem treningu poza 1 zbiorem zadań przerobionym w ostatnim roku i jednej książeczce) będą oscylowały w ramach +50 do +60 punktów (tzn. 1830 na 1890). Niemniej po 90 partiach i maksymalnym wysiłku z mojej strony poziom mojej gry wzrósł od 1830 do 1930! Czyli aż 100 oczek! Rzecz jasna nie jest on jeszcze maksymalnie stabilny, niemniej jeśli się poważnie skupię, bo zwykle jestem w stanie nawiązywać walkę z zawodnikami nawet poziomu 1900-1960 (rok temu ledwie 1820-1860).

W tym momencie czuję, że dalej ranking raczej już sam nie urośnie (max do 2000-2020), gdyż brakuje zasobu wiedzy oraz rozwiązywanych zadanek (kombinacje i końcówki zwłaszcza, ale strategia i plany oraz debiuty też by się przydało w końcu ruszyć).

Dlatego jeśli jesteście ambitnymi pasjonatami i amatorami szachowymi i chcecie się sprawdzić z POWAŻNYMI zawodnikami (a za takich uważam tych w granicach 1800-2200), to koniecznie pomyślcie o rozgrywkach na FICS. Dla mnie to jedyna realna droga dzięki której mogę czuć, że moja gra coraz bardziej zawiera plany, ocenę, liczenie oraz dużo myślenia i walki! :). Coś czego dawniej nie było, bo w blitzach nie było na to czasu, zgody oraz chęci ;).

Zapraszam do komentowania - jeśli macie ochotę :)

PS. Na kurniku rzadko już grywam, bo szkoda mi czasu: wolę zamiast 10 blitzów zagrać 1 lub 2 poważne partie. Obecnie to moje priorytety (poza zabraniem się za czytanie książek oraz jakieś zadanka w końcu).

czwartek, 31 marca 2011

Rezygnacja z katowania się treningami oraz stałym podnoszeniem poziomu

Oto moja szachowa decyzja (podjęta w dniu 2011-03-29) i krótki jej opis.

acidity napisał(a):...samo słowo "trening" kojarzy się z koniecznością ciężkiej pracy w celu odniesienia korzyści w postaci sukcesów sportowych i zwyciężania. Można jednak do tego podchodzić na zasadzie pasji. Otwierać książkę, nie po to, aby trenować, ale aby zaspokoić głód wiedzy, aby zgłębić tajniki szachów.
...Żadnych dramatów i żadnych wyskoków radości. To 100% przeciętny hobbysta, który książki szachowe czyta bo lubi szachy, a nie po to, aby komuś zaimponować, odegrać się itd. Dodam - czyta, nie o wyznaczonych porach i w konkretnym limicie czasu, aby odbębnić odpowiednią liczbę godzin, tylko gdy ma chęci w wolnym od obowiązków czasie.

Jeśli ktoś mówi o stracie czasu, to oznacza, że prawdopodobnie obarczył się wcześniej zbyt ambitnymi zadaniami. Jego plany i marzenia przerosły możliwości własnej natury (np brak zacięcia do regularnej pracy, jakieś wady charakteru itd.). W rzeczywistości dla naszego ego taka "porażka", to ciężka pigułka do przełknięcia i najczęściej prowadzi do zniechęcenia.

...Od tamtej pory zacząłem pracować ze swoimi dziećmi, a później też w klubie. Lubię rozwiązywać zadania i czytać książki szachowe, ale nie śpieszno mi stawać do boju. Po prostu to jak teraz traktuję szachy, jest dla mnie satysfakcjonujące.

POWAŻNIE zastanawiam się nad tym samym: czy całkiem nie odpuścić konieczności i presji na samym sobie dotyczącej stałego, lepszego grania w szachy i osiągania wyników, rankingów, poziomów. Skoro przez kilka lat próbowałem i nic z tego nie wyszło i nawet wyszydzania (niestety słuszne) nie sprawiły, że POWAŻNIE zacząłem ćwiczyć (nie 1-3x na miesiąc tylko regularnie) nie dały żadnych efektów... to chyba czas sobie odpuścić. Zwłaszcza, że bez treningu już nic więcej nie osiągnę, a wmawianie sobie, że "w końcu zacznę pracować" po kilkudziesięciu próbach (i kilkuset dniach) nie daje żadnych efektów.

Może zacząć nieco czytać i pisywać o szachach (dla siebie - w formie bloga) oraz jeśli będzie możliwość to przekazywać szachowego bakcyla i pasję... innym pokoleniom jeszcze nieświadomych tego co się takiego kryje w szachach.

Mam dziwne poczucie, że zabijam (duszę, morduję, dławię, krępuję, unicestwiam) w sobie pasję szachową próbując sobie i innym udowodnić, że dam radę grać znacznie lepiej niż obecnie. Zamiast cieszyć się grą, czytać książki te które chce i kiedy chce oraz pisać sobie bloga, zaś pomysł na "wskoczenie wyżej" traktować jako nierealną (niespełnioną) możliwość (hipotetyczną).

Nie wiem czemu, ale zupełnie nie mam zapału w sobie do pracy (treningu) i nie potrafię go wykrzesać. A im bardziej na siłę próbuję tym bardziej się to na mnie odbija (presja psychiczna, że "musisz, bo inaczej...").


Żal będzie mi się rozstawać z tymi wszystkimi, których miałem okazję męczyć szachowo na kurniku (ew. FICS) przez te niemal 10 lat! Niemniej myślę, że pasja na siłę to największe katowanie i oszukiwanie się jakie można sobie zafundować. Powstaje jedynie pytanie "po co"?

PS. Książek szachowych nie oddaje ani nie sprzedaje: po prostu będę sobie je czytywał tak jak będzie mi się podobało, bez konieczności monitorowania czy robię te właściwe i czy ranking rośnie czy maleje.


Co o tym myślicie? Dobry pomysł?. W końcu jak ktoś nie chce pracować nad szachami (a dziesiątki razy się zmuszał i tak nic z tego nie wychodziło), to jaki jest sens, aby myślał realnie o podwyższaniu poziomu swojej gry? Myślę, że spróbuję także przy okazji mocniej ograniczyć ilość rozgrywanych partii oraz spędzanego czasu na kafejkach i serwerach szachowych. W końcu jeśli mam mieć czas sobie czytywać książki (których jest naprawdę dużo do przeczytania i delektowania się nimi), to coś kosztem czegoś, prawda?

Tak więc w końcu podjąłem dość trudną decyzję, że nie chce już więcej się katować szachami - na własne życzenie. Mogę mieć ranking 1000, 1300, 1900, 2700 - to bez znaczenia. Mogę ćwiczyć po 1g rocznie albo 1g na 20 lat - to też bez znaczenia. KOCHAM SZACHY, a nie tylko to czy mój poziom (albo ranking) rośnie czy nie. Nie kocham trenować (zwłaszcza systematycznie, wytrwale i ciężko) i nie cierpię męczyć się z silnymi zawodnikami. Uwielbiam za to "machnąć sobie partyjkę" tak jak inni kochają wypić sobie filiżankę pysznej kawy z mlekiem, lody z bitą śmietaną oraz posłuchać dobrej muzyki.

Nie wiem kto zrozumie, a kto zaakceptuje MOJĄ decyzję. Niemniej nie obchodzi mnie to tak bardzo, ponieważ bardziej pragnę tego, aby cieszyć się szachami, a nie katować. Robić to co chce, kiedy chce i jak chce - a nie tak jak trzeba, kiedy trzeba i ile trzeba. To mniej więcej tak jak z artystą, który musiałby codziennie malować bez względu czy by się czuł na siłach czy nie. W końcu stajemy się katem samego siebie. Ja już więcej nie chcę i nie będę się katował szachami - w końcu nie to po tyle się o nich uczyłem i czytałem, aby się nimi ograniczać oraz dusić.

Wszystkim, którzy czują, że nie chcą grać w szachy, ale dobrze się czują w ich towarzystwie (bez względu czy oglądając jak inni grają czy też na turnieju albo rozwiązując zadanie czy czytając relacje szachowe albo czasopismo)... radzę przemyśleć W JAKIM CELU robią to co robią. Inaczej może się okazać, że szachy staną się narzędziem zniewolenia a nie radości, przyjemności i satysfakcji!

poniedziałek, 22 listopada 2010

Postęp szachowy: jak ciężko pracować i nic nie osiagnąć?

Tym razem podam "ZŁOTE RADY", dzięki której NIKT z Was chętnych nie będzie w stanie dojść w szachach tam gdzie zamierza (w domyśle poprawienie swojej gry o 2-3 klasy mając poziom 1800 lub wyżej, zaś o 5-6 klas mając poziom 1000-1600).

Jeśli NIE CHCESZ zrobić postępu szachowego (tzn. takiego, który byłby odpowiednio współmierny w stosunku do włożonego przez Ciebie wysiłku) to musisz rygorystycznie trzymać się następujących zasad:
  1. Nie układaj żadnego PLANU pracy. Szkoda na to czasu, więc czas zaoszczędzony będziesz mógł przeznaczyć na to, aby grać, grać, grać.... a potem znowu grać! Plan pracy tylko ogranicza zawodnika, bo musi on się go trzymać i nie ma miejsca na radosną twórczość! Dlatego powiedz stanowcze "nie!" każdemu, kto zechce ci pomóc w grze i powie, że konieczny jest PLAN działania.
  2. Nie pracuj nad szachami tylko GRAJ. Graj często i dużo. Najlepiej na 3minuty, ponieważ wówczas będziesz mógł rozegrać tysiące partii rocznie (zwykle do ok. 10 tysięcy nawet!), więc po 10 latach będziesz mógł się pochwalić, że rozegrałeś tyle partii ile Twoja cała rodzina wspólnie nie rozegra do końca życia (zakładając, że grają partie na 15 czy 30minut).
  3. Nie stawiaj sobie żadnych CELÓW. Takie stawianie sobie celów jest szkodliwe, ponieważ musisz się mocno starać, żeby je osiągać! Jeśli nie będziesz stawiał sobie celów, wówczas będziesz mógł grać jak ci się podoba, z kim chcesz i nie będziesz się musiał martwić żadnymi wynikami czy też tym czy realizujesz cel czy nie. Wolność wyboru przede wszystkim!
  4. Unikaj TEORII szachowej jak ognia! Nie czytaj żadnych książek i nie rozwiązuj żadnych zadań. Szkoda na to czasu, a poza tym jest to szalenie nudne! W zamian za to graj dużo i często - najlepiej na 3minuty, abyś mógł rozegrać jak najwięcej partii w jak najkrótszym czasie! Każdy trener ci to powie, że najważniejsza jest praktyka, więc pamiętaj: z dala od jakichkolwiek książek, zadań czy też artykułów szachowych!
  5. Nie grywaj z silniejszymi przeciwnikami! Unikaj SILNIEJSZYCH zawodników na tyle ile tylko możesz. Wiadomo przecież, że granie partii z takimi "gladiatorami szachownicy" nie należy do lekkich, łatwych i przyjemnych.... więc po co się męczyć? Poza tym grając z silniejszymi narażasz się na to, że będzie widać jak słaby jesteś, a to już byłby wstyd, prawda? Dlatego grywaj ze słabszymi i nie wysilaj się za bardzo, bo przecież oni słabi to szkoda ich ogrywać, nie? Jeśli zauważysz, że jeden z zawodników z którym grywasz sprawia ci kłopoty i zaczynasz przegrywać częściej niż ostatnio... to natychmiast przestań z nim grać! Napisz, że nie jest godnym dla ciebie przeciwnikiem i szukaj innych słabszych, aby móc się dowartościować oraz mieć wysoki ranking i bardzo dobrą statystykę wygranych partii!
  6. Nie grywaj DŁUGICH partii! Staraj się grywać jedynie krótkie partie, ponieważ w długich partiach będziesz się nudził i nie będziesz miał okazji pokazać jak szybko potrafisz myśleć i zbijać bierki przeciwnika! Dlatego ogranicz się do grania na 3 i 5minut na zawodnika, z tym, że partie na 3min traktuj jako podstawowe, a te na 5min jako "dlugie". I uważaj, aby długich nie grywać za często bo to spowolnia cię i doprowadza do tego, że nie tylko będzisz musiał się męczyć czekając na ruch przeciwnika, ale i dodatkowo tracisz w ten sposob dużo czasu!
  7. Nie ANALIZUJ swoich partii! Po każdej rozegranej partii graj następną! Nie ma czasu na analizę, a poza tym szkoda na to czasu. Jeśli już musisz "poanalizować" to ogranicz się do tego, że "miałeś lepszą pozycję, ale nie wykorzystałeś". Poza tym nie zapisuj swoich partii i nie przeglądaj tego co w nich się działo. Po prostu szkoda na to czasu!
  8. Nie graj partii z PEŁNYM ZAANGAŻOWANIEM! Staraj się nigdy, ale to przenigdy nie grać na przysłowiowego "maxa". Graj na 2, 3 ewentualnie 5% swoich maksymalnych możliwości, bo inaczej będziesz musiał borykać się ze stałym zmęczeniem i bólami głowy. Wiadomo przecież powszechnie, że "myślenie boli"! Dodatkowo jeszcze masz zawsze (!) obronę jeśli przegrasz partię i ktoś zarzuci ci, że jesteś słaby graczem: "chłopie grałem na 2% moich możliwości, więc gdybym chciał to zdmuchnąłbym cię w następnych partiach jak świeczkę trąba powietrzna". Dlatego absolutnie nie wysilaj się i nie traktuj ŻADNYCH partii poważnie i graj lekko i bez wysiłku, tak aby się przypadkiem nie męczyć graniem! Wtedy zobaczysz, że codziennie można spokojnie rozgrywać nawet po 50-60 partii na 3minuty przez kolejne kilkanaście lat!
  9. Nie słuchaj rad innych - zwłaszcza trenerów, instruktorów i zawodników, którzy mają poziom 3-4 klasy wyższe od ciebie! Pamiętaj, że oni się wymądrzają, żeby cię zniszczyć i pokazać, że są niedowartościowani i chcą ci dokopać pokazując, że niczego nie osiągniesz poprzez brak systematycznej pracy, planu, analiz, itp. Dlatego zawsze słuchaj siebie i nawet jeśli ktoś pokazuje ci w analizach, że grałeś zbyt słabo, to oznacza to tyle, że sam lepiej nie umie i dlatego obnaża Twoje słabości, które tak naprawdę są Twoją siłą! Dlatego po przegranych partiach unikaj analiz czy też tzw. "dobrych rad". Sam grasz i sam dojdziesz tak gdzie tylko zechcesz kiedy tylko będziesz tego chciał, prawda? A reszta nie się ciebie nie czepia, bo TYLKO Ty wiesz najlepiej czego potrzebujesz i co masz robić!
  10. Pisz że dużo pracujesz i że dużo potrafisz, ale ABSOLUTNIE pod żadnym pozorem nie ćwicz i nie analizuj oraz nie rozwiązuj żadnych zadań! Zawsze odpowiadaj na każdy post na każdym forum szachowym jakie spotkasz (pamiętaj, że na Internecie są także obcojęzyczne fora szachowe!), stale doradzaj innym co zrobić, żeby mieć "taki fajny i wysoki ranking" jak masz Ty! Chwal się wysokim rankingiem i tym, że masz najwięcej postów na forum i pisz, że ciężko pracujesz: zobaczysz jakie zdobędziesz uznanie innych szachistów! Będziesz dla nich expertem i wyrocznią szachową! To, że inni będą cie krytykować i zarzucać, że "piszesz już od kilku lat, że zrobisz poziom XXXX, a zrobiłeś postęp jedynie 30 punktów w czasie ostatnich 8-10 lat", to tylko oznaka tego, że zazdroszczą ci tego, że jesteś taki dobry i masz taki wspaniały ranking! Sami nie potrafią nic zrobić, więc cie krytykują i się czepiają! Dlatego pamiętaj: dużo mów, pisz oraz rób wszystko na co masz ochotę (albo na co nie masz, ale nie potrafisz się uwolnić), ale absolutnie pod ŻADNYM POZOREM nie ćwicz w taki sposób w jaki ćwiczą inni, którzy są w klubie czy też tacy, którzy stale podnoszą swój poziom gry (poprzez wytrwałe ćwiczenia, czytanie książek oraz analizowanie partii i granie z silniejszymi zawodnikami poważnych długich partii). Pamiętaj, że sam decydujesz jak i kiedy będziesz ćwiczył! Najpierw więc rozegraj 100.000 partii na 3min i dodatkowo napisz 100.000 postów szachowych, a później (np. w wieku lat 50-60) pokaż im jak z 5, 4 czy 3 kategorii możesz "wystrzelić" do IM czy GM w ciągu 1 czy 2 lat (tylko kaleki muszą tracić kilkanaście lat na to, a Ty jesteś już superPROFesjonalistą jak masz takie OGROMNE doświadczenie szachowe za sobą, prawda?)


Osobiście znam jednego zawodnika, który w ten sposób trenował 12 lat i znakomicie zrobił postępy (według tego planu)! Dlatego uwierz mi: jest to jeden z NAJBARDZIEJ skutecznych sposobów (programów), aby nie dojść wyżej niż poziom 1600 (III kategorii) czy też 1800 (II kategorii). Ten wspaniały program treningowy jest dlatego tak efektywny, ponieważ ma jedno niesamowicie silne założenie: "Nie ważne jak długo i jak ciężko będziesz trenował, gdyż dalej niż do poziomu III czy II kategorii NIKT nie jest w stanie dojść! A na pewno nie Ty!"

Dodam, że udało mi się ten wspaniały program treningowy opublikować dopiero dzisiaj, gdyż jest on ŚCIŚLE TAJNYM dokumentem, który był pilnie strzeżony i nikt (oprócz trenerów) nie mógł go widzieć ani o nim pisać. Ja natomiast się odważyłem przekazać ów "tajemny sekret postępu szachowego", gdyż uważam, że każdy ma prawo do tego, aby mieć równe szanse z innymi, prawda? Oczywiście każdy trenuje po swojemu, ale teraz KAŻDY kto zapozna się z tym wspaniałym tajemnym programem szkolenia... będzie SAMODZIELNIE mógł zdecydować czy zechce go używać czy też nie, prawda?

Jeśli masz jakieś pytania czy komentarze - to serdecznie zapraszam do wpisywania się :)

wtorek, 2 listopada 2010

Rozpoczęcie bloga szachowego po polsku: od listopada 2010

Witam wszystkich na szachowym blogu :)

Postanowiłem, że od dziś (2.11.2010 roku) będę pisywał bloga po polsku (być może od czasu do czasu po angielsku - jednak tylko jeśli będzie taka potrzeba), tak aby osoby, które chcą poczytać nie musiały męczyć się z moim specyficznym językiem angielskim :).