poniedziałek, 30 maja 2011

Najlepszy sposób na szachowy postęp według wielkiego Capablanki

What is the best way to improve?

"There is only one recipe. First all there must be the willingness* to study. Secondly, practice diligently and make it a point to meet stronger opponents. If that does not work give it up. Be content to be a wood shifter. That, too, has its joys and compensations."

Jaki jest najlepszy sposób, aby robić postępy w szachach?

Jest tylko jeden przepis. Przede wszystkim musi być chęć do studiowania. Po drugie, należy wiele praktykować (czyli grywać) i stale mieć cel, aby spotykać się (w celu rozgrywania kolejnych partii) z silniejszymi przeciwnikami. Jeśli to nie będzie działało (przynosiło sukcesów), to odpuść sobie (zrezygnuj z tego). Bądź po prostu zwykłym grajkiem ("przesuwaczem drewna"). To również ma swój urok oraz rekompensatę.

Taką radę dał Capablanka (były mistrz świata - uznawany za jednego z geniuszy szachowych, który miał niemal intuicyjne wyczucie szachów).

* słowo "willingness" - oznacza dosłownie: gotowość do zrobienia czegoś; osobiście bym to nazwał jako "świadomy wybór związany z realizacją danego celu". Często się mawia, że ktoś dojrzał do pewnych spraw. Jest to moim zdaniem właśnie połączenie "dojrzałości" oraz "chęci zrealizowania celu" - czyli gotowość do poświęcenia się czemuś. Tak, tak - aby odnosić (znaczące) sukcesy, konieczne jest przynajmniej częściowe poświęcenie się danej materii. Przy okazji warto dodać, iż bez umiłowania ("uwielbiam to co robię, nawet jeśli bywa trudne"), wytrwałości ("tak, będę to robił przez następne 10-20 lat") oraz determinacji ("jeśli będzie trzeba, to ograniczę inne aktywności i więcej czasu oraz energii poświęce na to co zdecydowałem") nie będzie możliwe uzyskiwanie (zbliżanie się do) poziomu mistrzowskiego oraz osiąganie znacznych postępów (wraz z wynikami naszej pracy).

Moim zdaniem jest to bardzo ogólna rada, niemniej zawiera całą esencję tego co obecnie jest rozkładane na czynniki pierwsze. Omawiają to współcześni autorzy szachowi (zwykle trenerzy i instruktorzy, a niekiedy we współpracy z praktykami - zawodowymi szachistami), ujmując to w kategoriach szachowego treningu, metod przygotowania, rozwoju szachowego, pracy nad błędami oraz systematycznego kursu lub programu szachowej nauki (edukacji). Obecnie jest co najmniej około 30-50 podręczników (w języku angielskim i rosyjskim), które omawiają tego typu zagadnienia. I co ważne: są one naprawdę coraz wyższej jakości, chociaż niektóre z nich są raczej przewodnikami, a kilka z nich typowymi "samouczkami" (np. od poziomu 1000 do 1600, czy też od 1800 do 2100).

Jeśli będziecie chcieli, abym opisywał tego typu książki (co zawierają, dla kogo są przeznaczone i jakie zawierają zagadnienia), to proszę o komentarze (potwierdzenie). W tym momencie mam co najmniej kilka takich pozycji, więc co jakiś czas mógłbym prezentować tego typu opisy (recenzje) pozycji typowo szkoleniowych (mam na myśli te, które zawierają znacznie "postęp" czy też "polepszenie gry" w swojej treści).

wtorek, 24 maja 2011

Nauka szachów: mam się uczyć tego co muszę, chcę czy czego powinienem?

Tym razem napiszę krótko o nauce szachów.
Zauważmy, że jest przynajmniej kilka możliwości uczenia się szachów:
1) uczenie się tego co muszę
2) uczenie się tego co powinienem
3) uczenie się tego co chcę

W tym momencie przychodzi na myśl CEL takiej nauki. W przypadku braku chęci uzyskiwania wyników wystarczy uczyć się tego co się chce (#3). Jeśli ktoś jednak chce mieć przyzwoity poziom gry, to warto uzupełniać braki w edukacji szachowej, a wtedy trzeba się uczyć tego co powinniśmy (#2). Natomiast jeśli ktoś rozważa szachy w aspekcie profesjonalnym (czyli wyniki, efekty, rankingi, turnieje, nagrody, itp.), wówczas jedynym wyjściem jest uczenie się tego co się musi umieć (#1).

Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że w dowolnym okresie (życia oraz kariery szachowej) można się przełączać między tymi celami nauki. Można także wypróbować jak będziemy funkcjonować, gdy narzucimy sobie pewien reżim treningowy (ew. wyniki, które chcemy osiągnąć - np. osiągnięcie 1 kategorii) oraz przez pewien czas - jak nam się pracuje (i jak się z tym czujemy), gdy uczymy się wyłącznie tego co chcemy (czyli typowe granie dla przyjemności).

Gdyby schematycznie rozrysować wszystkich szachistów jako całość (100%), to największa grupa będzie typowych zapaleńców, amatorów i pasjonatów szachowych (#3), następnie kolejno ci, którzy chcą się czegoś o szachach dowiadywać i czasem grywają w turniejach (z różnymi wynikami, ale na pewno uczestniczą w życiu szachowym) (#2) oraz na samym końcu zawodowi szachiści (#1).

Podobnie jak ze skalą trudności: najwięcej energii, czasu oraz poświęcenia wymaga podejście nr 1 (zawodowcy), następnie nr 2 (półzawodowcy i silni amatorzy) a na końcu podejście nr 3 (typowi amatorzy, pasjonaci i zapaleńcy szachowi).

Można też podzielić proces uczenia się szachów (mowa o nauce teorii) na materiał, który lubimy (A) i taki, którego nie lubimy (B). Nie wnikam w przyczynę tego dlaczego pewne elementy szachowej teorii jedni lubią a inni nie lubią - po prostu: każdy ma swoje podejście do szachów i to co bardziej i mniej lubi (czy wręcz niekiedy nawet to czego nie cierpi).

Moim zdaniem należy uczyć się przede wszystkim tego co nam sprawia radość, przyjemność i zadowolenie. Niemniej jeśli komuś zależy na rezultatach i (coraz wyższej) jakości gry, to konieczne jest także przyswajania tego czego nie lubimy. Zwykle istnieje "dziwna" zależność, że gracze, którzy nie lubią danej części teorii... bywają zadziwiająco w niej słabi. Przykładowo ja nie cierpię debiutów, więc jestem w nich najsłabszy. Natomiast bardzo lubie końcówki, więc jestem w nich najsilniejszy. Niemniej teraz zamierzam nadrobić nieco moje zaległości poprzez naukę tego czego nie lubię (albo to czego się przez lata nie uczyłem, chociaż obiecałem sobie, że "od jutra się za to wezmę").

Teraz pytanie w jaki sposób podchodzić do materiału, który mamy opanować, a go nie lubimy? Moim zdaniem warto stosować różne triki i sztuczki. Jedną z nich może być to, aby uczyć się nielubianego materiału małymi dawkami. Kolejnym sposobem może być "przeplatanka". To znaczy - uczymy się tego czego nie lubimy przez 20-30 minut, a w nagrodę później uczymy się tego co najbardziej lubimy (np. kombinacji) przez kolejną godzinę albo półtorej.

Na koniec zapamiętajmy coś co stale powtarzają trenerzy i instruktorzy: NIE MOŻNA STAWAĆ SIĘ MISTRZEM (tzn. coraz silniejszym szachistą) jeśli ma się (zbyt) duże braki w poszczególnych elementach sztuki szachowej! Oto przyczyna dla której mistrzowie szachowi są równie trudni do ogrania w każdej fazie partii: debiucie, grze środkowej i końcowej.
Ponadto warto się także sprawdzać i doskonalić: nie tylko w szachach, ale i życiu... stawania sie mistrzem nie polega wyłącznie na robieniu rzeczy, które sprawiają nam przyjemność. Często bywa tak, że pewna dawka rzeczy nielubianych może nam bardziej pomóc aniżeli 10x większa dawka tych, które sprawiają nam przyjemność i wprawiają w stan zadowolenia! Najczęściej bywa tak, że dopiero wtedy, gdy jakość naszej sztuki szachowej nas nie zadowala.... to wtedy dopiero mobilizujemy się do tego, aby "coś z tym zrobić", prawda? :). Dlatego ważne jest to, aby starać się także uczyć tego co niewygodne, trudne czy też nie do końca przez nas lubiane. Zwłaszcza mówię o rzeczach, które przyniosą nam korzyści! Jak pisał bowiem jeden z arcymistrzów szkockich - GM Johnatan Rowson (w książce "Chess for Zebras"):
Postęp (szachowy) zaczyna się (dopiero) po przekroczeniu strefy komfortu ("Improvement begins at the edge of your comfort zone").

Mam nadzieję, że przekonałem was co do tego, że nie chodzi jedynie o samą przyjemność, lecz także o to, aby pracować nad tym co potrzebne i konieczne do odnoszenia sukcesów i rozwijania się dzieki szachom, prawda? :)

piątek, 20 maja 2011

Oszukiwanie siebie jako nienajlepszy sposób na robienie postępów w szachach

Niestety. Kolejny raz widzę, że zamiast POWAŻNIE podchodzić do partii to gram "na strzały" i kompletnie jak partacz. Na szczęście przeciwnicy mnie prostują i pokazują, że jeszcze dużo muszę się nauczyć, aby zacząc wygrywać. Przede wszystkim konieczne jest wzięcie się za PORZĄDNY szachowy trening i POWAŻNE podchodzenie do rozgrywanych partii. To jest dokładnie to co stale piszę Wam, a sam nie stosuje (tak, wstyd się przyznać!). Szlag mnie trafia, że przegrywam w tak prosty sposób (podstawiając pionki nawet jak nie jest to konieczne), ale niestety w tej chwili jeszcze nie dojrzałem szachowo do tego, aby dawać z siebie wszystko co na co mnie stać. Myślę, że jeśli wewnętrznie popracuję nad sobą, a dodatkowo nad szachowymi słabościami (debiut, gra środkowa, końcowki oraz taktyka!) to będzie widać efekty pracy (w postaci jakości partii, ale być może także i lepszych wyników). Nie może tak być, że gram, "aby zagrać".

No i chyba jedno z najtrudniejszych rzeczy, które są konieczne, aby stać się silnym amatorem szachowym: znosić porażki z godnością oraz pokorą. Wyciągać wnioski, pracować nad eliminowaniem słabości i stale sprawdzać się z lepszymi. To nie ma końca, ale tylko w ten sposób można coś osiągnąć. Nawet jak dzięki szachom widzimy, że czasem zagraliśmy jak osoba upośledzona szachowo. Tyle, że upośledzeni nie zdają sobie z tego sprawy, a ci, którzy marzą o sukcesach... tak!

Moim celem na kolejne 2-3 lata będzie rozegranie ok. 500-600 partii poważnych - wtedy powinienem dojść do mojego maxa (tzn. 90-95% możliwości realizacji potencjału szachowego). Wiele razy udowadniałem sobie, że potrafię pewne rzeczy zrobić. Najtrudniejsze jednak jest to, aby zrobić coś setki razy powtarzając te same czynności i tysiące razy godząc się z porażkami, bólem, cierpieniem i tym co sprawia, że osiągnięcie mistrzostwa w szachach jest "zarezerwowane" dla nielicznych. Niemniej trening czyni mistrza, natomiast bez wytrwałej, ciężkiej i efektywnej pracy.... nie będzie długotrwałych efektów. Nie sztuka zagrać kilka partii na poziomie 2200-2300. Sztuka jest STALE potrafić grać na tak wysokim poziomie. Niemniej nic za darmo: pracujesz - zyskujesz; oszukujesz (siebie) - dostajesz (oszukane) marne efekty.
 
I na koniec: nie można stać się prawdziwym mistrzem (ekspertem) bez tysięcy godzin spędzonych na doskonaleniu siebie i materii w której chcemy być naprawdę najlepsi. Tak samo jak nie można się nauczyć robienia czegoś na bardzo wysokim poziomie, gdy nie doświadczymy tysięcy porażek. Sztuką jest bowiem wyciąganie z każdej z nich (!) wniosków oraz nie popełnianie dwa razy tego samego błędu. Sukces jest dużo prostszy niż się wydaje, ale wymaga POWAŻNEGO podejścia. Zwłaszcza jeśli to ma być trwały sukces, a nie chwilowe samozadowolenie!

poniedziałek, 16 maja 2011

Systematyczne granie poważnych partii na FICS: uzyskane efekty po 14 miesiącach

Po nieco ponad roku grania (dokładnie 14 miesięcy) poważnych partii zauważam, że moja praktyczna siła zaczyna się nieco podnosić, a co najważniejsze zaczyna być widoczna TWARDOŚĆ w grze, stawianie dobrego oporu oraz dużo myślenia oraz liczenia! Jak z powyższych wykresów i danych wynika od marca 2010 do maja 2011 mój poziom na FICS wzrósł o jakieś 90-100 punktów. Jest to bardzo duża zasługa rozgrywanych trudnych pojedynków z różnymi graczami. Gram bowiem w lidze (obecnie w 3 drużynach) jak i w Powolniaku oraz w 2 turniejach (STC Bunch oraz Rainbow Warriors). To gwarantuje mi, że zwykle w tygodniu zagram 5-6 partii poważnych. Może wydawać się to niewiele, niemniej jeśli porównamy to do tego, że w ciągu 14 lat rozegrałem ok 240 partii klasycznych (w tym 200-210 na zapis jako oficjalnie w turnieju lub lidze szachowej).
 
Natomiast w ciągu ostatnich 14 miesięcy już 90... to widać DUŻĄ różnicę, prawda?! Na serwerze FICS udaje mi się osiągać ranking w granicach 1900-1950. Gram na 95% mocy, więc teraz kolejny wzrost poziomu będzie związany nie tylko z graniem, lecz z dodatkowym przyswajaniem wiedzy.

Szczerze mówiąc to podejrzewałem, że po roku efekty samego grania (niestety jeszcze nie zacząłem treningu poza 1 zbiorem zadań przerobionym w ostatnim roku i jednej książeczce) będą oscylowały w ramach +50 do +60 punktów (tzn. 1830 na 1890). Niemniej po 90 partiach i maksymalnym wysiłku z mojej strony poziom mojej gry wzrósł od 1830 do 1930! Czyli aż 100 oczek! Rzecz jasna nie jest on jeszcze maksymalnie stabilny, niemniej jeśli się poważnie skupię, bo zwykle jestem w stanie nawiązywać walkę z zawodnikami nawet poziomu 1900-1960 (rok temu ledwie 1820-1860).

W tym momencie czuję, że dalej ranking raczej już sam nie urośnie (max do 2000-2020), gdyż brakuje zasobu wiedzy oraz rozwiązywanych zadanek (kombinacje i końcówki zwłaszcza, ale strategia i plany oraz debiuty też by się przydało w końcu ruszyć).

Dlatego jeśli jesteście ambitnymi pasjonatami i amatorami szachowymi i chcecie się sprawdzić z POWAŻNYMI zawodnikami (a za takich uważam tych w granicach 1800-2200), to koniecznie pomyślcie o rozgrywkach na FICS. Dla mnie to jedyna realna droga dzięki której mogę czuć, że moja gra coraz bardziej zawiera plany, ocenę, liczenie oraz dużo myślenia i walki! :). Coś czego dawniej nie było, bo w blitzach nie było na to czasu, zgody oraz chęci ;).

Zapraszam do komentowania - jeśli macie ochotę :)

PS. Na kurniku rzadko już grywam, bo szkoda mi czasu: wolę zamiast 10 blitzów zagrać 1 lub 2 poważne partie. Obecnie to moje priorytety (poza zabraniem się za czytanie książek oraz jakieś zadanka w końcu).

piątek, 13 maja 2011

Efekty grania poważnych partii - krótkie podsumowanie

Od marca 2010 roku gram POWAŻNE (jak dla mnie) partie, które są typu standard. Oznacza to, że jest minimum 30 minut na zawodnika. Najczęściej jest to tempo 45+45 lub 60+10 (ew. 60+30).

Grywam na FICS w takich rozgrywkach jak: 6 edycja Powolniaka (kilkanaście partii w ciągu pół roku); ligowe rozgrywki na FICS: T44, i obecnie T45 (w 3 drużynach); uczestniczę w turnieju STC Bunch i Rainbow Warriors. Prócz tego od czasu do czasu (2-4 partie tygodniowo) na FICS grywam z kolegami na 45 lub 60 minut na FICS.

Jak widać od końca marca 2010 do połowy maja 2011 (czyli w 14 miesięcy) z początkowego poziomu 1840 udało mi się uzyskać dość stabilny poziom 1940 (obecnie).

Wymagało to ode mnie rozegrania 82 partii (!). Dawniej rocznie rozgrywałem (w realu (na necie grywałem jedynie na 5 lub 7 minut, czasami na 10) rocznie około 15 partii typu standard (45 lub 60 minut). Obecnie jestem ABSOLUTNIE przekonany o tym, że konieczne jest praktyczne doświadczenie oraz przynajmniej ogólna analiza tego co rozegraliśmy. Dzięki analizie bowiem jesteśmy w stanie dowiedzieć się tego co robimy nieprawidłowo i jak (dzięki ćwiczeniom) to poprawić. Tak więc KLUCZEM do sukcesu (mistrzostwa) szachowego z pewnością jest rozgrywanie poważnych partii, ich analiza oraz poprawianie błędów dzięki diagnozie na podstawie partii.

Dawniej nie zdawałem sobie sprawę, że praktycznego doświadczenia (z poważnych partii) nie da się wyczytać z książek. Teraz jestem o tym absolutnie przekonany i rozumiem dlaczego osiągnąłem jedynie (jak dla mnie to "aż"!) 2 kategorię.

Poniżej przedstawiam wykres moich statystyk: (ranking jaki mam na przestrzeni 14 miesięcy oraz odpowiednio z jakimi przeciwnikami uzyskuje osiągnięcia rankingowe - rating performance):



wykres rozgrywanych partii na FICS typu standard i uzyskiwany ranking w danym okresie


Ranking przeciwników z różnych grup (przedziałów rankingowych) oraz uzyskiwane z nimi wyniki rankingowe (na zielono ilość przeciwników z danego przedziału, a obok po prawej na czerwono uzyskany wynik w danej grupie)


Podsumowując: jeśli NAPRAWDĘ zależy ci na stałym podnoszeniu poziomu gry... to rozgrywaj poważne partie! Takie w któych czas do na namysłu to przynajmniej 45 lub 60 minut dla zawodnika (oczywiście jeśli masz możliwość grania na 90 lub 120 minut i z silnymi przeciwnikami, to jest to idealne rozwiązanie).

Rozgrywanie partii długich sprawia, że masz szansę na to, aby w ciągu przeciętnie 40-60 ruchów (po tylu ruchach zazwyczaj partia jest rozstrzygnięta, chociaż niekiedy bywają także po 80-100) znaleźć najlepsze ruchy: ocenić pozycję, znaleźć odpowiedni plan, sprawdzić poprawność tego co sam zagrywasz i co przeciwnik zagrał. Bez przynajmniej 60 minut nie będziesz w stanie tego dokonać. Wyjątkiem jest sytuacja, gdy twój przeciwnik nie stawia odpowiedniego oporu (słowem jest zbyt słaby) - wtedy zwykle wystarcza nawet 20 czy 30 minut. Niemniej przy silnych przeciwnikach będziesz musiał bardzo dużo myśleć, liczyć, oceniać i sprawdzać - z uwagi na to, że szachy to bardzo skomplikowana gra (na poziomie mistrzowskim).