sobota, 23 kwietnia 2011

Bez grania wielu poważnych partii nie da się grać solidnie

Na początek, aby dyskusja nabrała rozpędu... trochę statystyk:

W sumie w ciągu 13 miesięcy (w okresie od 2010-03-27 do 2011-04-22) rozegrałem na serwerze FICS aż* 70 poważnych partii (2 partie rozegrane na czas 15+0 nie uznaje za poważne). Za takie uznaję bowiem partie rozgrywane tempem minimum 30 minut na zawodnika (najlepiej to 45, a idealnie to 60 minut). 

* - aż oznacza, że wcześniej na Internecie nie grywałem tego typu partii w ogóle. Wydawało mi się, że nikt nie gra tak długich partii (mit nr 1) oraz że ja po kilkunastu tysiącach blitzów nie będę w stanie grywać na tak długi czas (30 lub 45 minut na zawodnika dla blitzkarza to wieczność, a partie typu 60 lub 90 minut to coś jak dobry sen w czasie partii). Najkrótsza miała 12 ruchów, zaś najdłuższa 76. Najlepsze osiągniete wyniki to remis z 2210 i 2026 oraz wygrana z 1997, 1995 i 1964. Jeśli chodzi o długość partii to kilka z nich trwały po 3 do 3,5 godzin! Proszę sobie wyobrazić jaki to ogromny wysiłek, gdy przez 3 godziny stale rozwiązuje się problemy widoczne na szachownicy (najlepiej porównać to z pisemnym egzaminem maturalnym z matematyki, chociaż o ile się orientuje to obecnie trwa on około 2 lub 2,5 godziny).

Pewnie wielu z was zastanawia się w jakim celu o tym piszę. Może chce się pochwalić? A może raczej chce na coś znowu zwrócić uwagę? Jeśli wybraliście wariant nr 2 to trafiliście ;).

No i zobaczmy tytuł dzisiejszego wpisu: Bez grania wielu poważnych partii nie da się grać solidnie.

Co to w praktyce oznacza? Pisało o tym wielu autorów (m.in. Dan Heisman) oraz zaleca wielu trenerów oraz instruktorów. Co takiego? To, aby GRAĆ dużo partii poważnych! Jak dużo? Zwykle dawka gry w realu nie powinna przekraczać 80 partii. Czemu? Ponieważ jest to naprawdę duże obciążenie dla organizmu, a człowiek to nie maszyna! Musi mieć czas na odpoczynek, regeneracje oraz trening między graniem w szachy. Natomiast 80 partii to zwykle jakieś 9 turniejów (zwykle na turnieju rozgrywane jest 9 rund). Natomiast 9 turniejów oznacza cały rok grania w szachy "na okrągło". Oczywiście w czasie wakacji jak mamy wolne (mowa o uczniach i studentach), to wówczas można więcej rozegrać partii. Jednak w okresie pracy (czy to szkoła czy praca, gdy jest się już dorosłym) zwykle trudno jest rozegrać więcej niż 40-50 partii (wychodzi średnio rozgrywanie turnieju co 1,5 miesiąca!).

Co daje rozgrywanie partii poważnych? Przede wszystkim PRAKTYCZNE doświadczenie! Można bardzo dużo czytać, trenować z komputerem oraz rozwiązywać różnego typu zadania. Jednak jeśli nie grywamy partii poważnych (w realu czy na Internecie - ważne, aby były rozgrywane z odpowiednim nastawieniem, dłuższym czasem do namysłu oraz silnymi przeciwnikami), wówczas nasz poziom raczej nie będzie szybko miał okazji się zwiększać.

W Internecie (głównie na kurniku) rozegrałem ok. 25 tysięcy blitzów (3 i 5minutówek). Przeliczając to na doświadczenie to uważam, że 100 partii poważnych jest warte około 5 do 6.000 blitzów. Tak więc polecam rozgrywanie poważnych partii jeśli ktoś chce myśleć o tym, aby jego poziom szedł w górę (nie od razu, ale powoli i systematycznie do przodu). Zwłaszcza, że w tego typu partiach gdzie na zawodnika jest 60 lub 90 minut jesteśmy w stanie dać z siebie naprawdę dużo. Czemu? Ponieważ mamy czas, aby stworzyć plan swój, odkryć (i najlepiej jeszcze pokrzyżować) plany przeciwnika oraz sprawdzić różne kontynuacje gry i wybrać jedną z nich (w domyśle najlepszą na jaką się zdecydujemy). Wbrew pozorom partia trwająca 40 ruchów z odpowiednio silnym przeciwnikiem (1900 mający formę potrafi nas już naprawdę nieźle zmęczyć) daje dużo myślenia, sprawdzania, testowania, oceniania. No i co niezwykle ważne w mojej ocenie: w tego typu partiach czynnik losowy schodzi do zera. Nie ma bowiem konieczności wykonywania ruchu tylko dlatego, żeby nie przegrać na czas, lecz można się odpowiednio długo zastanowić, ocenić, przeliczyć, sprawdzić i dopiero potem wybrać najlepszą kontynuację. Pewnie lepiej sobie wyobrazicie to o czym myślę, gdy powiem, że tak naprawdę w takiej poważnej partii rozgrywamy niejako kilka partii na raz - przy czym jedną jako główną, a inne (jako sprawdzanie wariantów i ich ocena) jako krótsze, które po "przegranej" (tzn. ocenie pozycji na końcu danego wariantu, że nie jest tym co nas zadowala) natychmiast kończymy. I tak 20, 30 a niekiedy nawet i 50 razy w każdej partii! Z tego właśnie płynie siła szachowa! Nie tylko z tego, że "siedzimy dłużej". Dlatego właśnie wykorzystanie <80-90% czasu do namysłu w tego typu partii jest marnotrawstwem! Bo to zwykle oznacza, że nie wykorzystaliśmy wszystkich możliwości, aby sprawdzić najlepsze możliwości, które tkwią w pozycji! Zwykle analiza z trenerem lub instruktorem pokazuje to jak wiele znacznie lepszych możliwości uciekło naszej uwadze. Z kolei analiza silnikiem (obecne mają po około 3000 ELO na średnio mocnym komputerze!) pokazuje nam jak ogromne taktyczne możliwości zostały przez nas pominięte!

Wracając jeszcze do statystyk. Co dało mi rozegranie na FICS w ciągu okresu 13 miesięcy 70 poważnych partii? Otóż to, że powoli nabieram czucia związanego z tym jak należy grać w danych pozycjach, kiedy atakować, kiedy się bronić... oraz nawet po pobieżnej analizie - ile błędów (zwłaszcza taktycznych!) jest w moich partiach! Szczerze mówiąc, to przez kilkanaście lat w których rozgrywałem poważne partie w realu (na turniejach i w ramach ligii szachowej) nie zdawałem sobie sprawy z ich wartości. A tym bardziej z tego, że rozegrane w ciągu 11 lat zaledwie 200 partii to mniej więcej odpowiednik 3 lat poważnego grania! (średnio powinno się rozgrywać 60-70 partii poważnych).

Oczywiście nie muszę chyba dodawać, że rok temu, gdy zaczynałem rozgrywać poważne partie... to zamiast myślenia były wyłącznie odruchy (skutek kilkunastu tysięcy blitzów!). Obecnie odruchy blitzowe zanikają, niemniej jeszcze moja gra jest nie tylko zbyt szybka, ale przede wszystkim za płytka. Niemniej cieszy, że udało mi się osiągnąć i ustabilizować poziom 1900 na FICS. Nie jest to jakoś specjalnie dużo, ale jeśli wziąć pod uwagę to, że ranking nie spadał poniżej 1850 to myślę, że należy to uznać za sukces. Wielu moich kolegów, którzy także grywają na FICS nie osiągnęło jeszcze poziomu 1900 (lub wyższego) na stale, pomimo że rozegrali dużo więcej partii ode mnie. Osobiście doświadczam tego, że nie jest to takie łatwe jak się wydaje, zwłaszcza gdy gra się w ramach rozgrywek ligowych. Są one bowiem jednymi z najbardziej prestiżowych i najpoważniejszych rozgrywek, więc zdecydowana większość zawodników rozgrywa wówczas swoje partie "na 200% mocy".

Wniosek: jeśli zależy ci na solidnym rozgrywaniu partii oraz nauce zrozumienia szachów na coraz to wyższym poziomie... to granie POWAŻNYCH partii jest niezbędne! Dodam, że jeden z rosyjskich trenerów zalecił swojemu podopiecznemu rozgrywanie wyłącznie partii na co najmniej 45 lub 60 minut i po 1,5 roku takiego treningu z kandydata na mistrza uzyskał poziom (a z nim i tytuł) mistrza! Tak więc chyba jest w rozgrywaniu poważnych partii jest coś więcej, prawda? ;) :).

PS. Mój ranking i poziom na długich partiach ma dość duży związek z tym, że w taktyce szukam ratunku: zarówno gdy pozycja jest równa jak i znacznie częściej - gdy jest gorsza. Jeśli bowiem odpowiednio długo stawia się bardzo silny opór, to często przeciwnik nie wytrzymuje i w końcu popełnia błąd, a tym sposobem "wracamy do gry". Oczywiście także końcówki są bardzo ważne bo dzięki nim można zremisować pozycje, które na pierwszy rzut oka wydają się naprawdę mało sensowne do uratowania!

sobota, 16 kwietnia 2011

Osiągnięcia i postęp w szachach - oczekiwania, plany i ich realizacja, czyli o tym jak mierzyć siły na zamiary

Ostatnio nieco myślałem nad tym, co powoduje sytuacje "ściany", czyli takie w których "stoimy w miejscu i nie wiadomo co ćwiczyć". Uważam, że takie zjawiska mają miejsce gdy:

1) nie robimy analiz, więc nie do końca wiadomo w których elementach odbiegamy znacznie bardziej
2) nie mamy określonego celu, który chcemy osiągnąć
3) przeskoczyliśmy na poziom w którym można powiedzieć, że "już coś gramy" - zwykle jest to poziom w granicach 1600-1800


No i teraz czemu tak się dzieje, że dalszego postępu nie widać, a my nie do końca wiemy "nad czym teraz trzeba pracować".

1) Na samym początku, gdy zaczynamy szachową edukacje zrobienie postępu jest stosunkowo najłtawiejsze i najszybsze. Dojść od poziomu 1000 do 1800 można w 12 do 18 miesięcy ciężkiej, systematycznej, wytrwałej i efektywnej pracy. Jeśli zaś pracuje się "losowo" to zwykle zajmuje to wtedy 4 do 8 lat.

2) Gdy już osiągniemy poziom 1700-1800, wtedy "gra sama się nie poprawia". Można dużo grać, ale zwykle nie będzie większych zmian na plus w naszym zrozumieniu gry i/lub sile praktycznej. Dlaczego? O tym za chwilę.

3) Osiągnięcie poziomu "końca automatycznego postępu" powoduje, że kolejne wskakiwanie na wyższe poziomy wymaga przemyślanego planu i jego realizacji. Bez nie raczej będzie to trudne, a niekiedy nawet niemożliwe. Zobaczcie wokół i popytajcie jak wielu jest graczy, którzy nie pracują nad szachami planowo i systematycznie (zwykle mając do dyspozycji trenera czy instruktora oraz będąc członkiem klubu szachowego) oraz mają ranking wyższy niż 1900-2000. Zapewniam, że to zwykle nie więcej niż 7-8% wszystkich pasjonatów i amatorów szachowych.


No i teraz mam nadzieję, że powoli widać, iż w szachach od poziomu 1800 (odpowiednik 2 kategorii szachowej męskiej) POSTĘP WYMAGA ZAPLANOWYCH DZIAŁAŃ i ICH REALIZACJI. Słowem - ten kto nie pracuje odpowiednio (w domyśle planowo oraz systematycznie i efektywnie) ten zwykle "nie przechodzi do następnej klasy". To układa się mniej więcej podobnie do tego jakbyśmy mieli do czynienia z czymś w rodzaju edukacji szkolnej.

Analogicznie w szachach można wyróżnić pewne etapy (kolorem zaznaczyłem ostatni etap, którego ukończenie daje możliwość bycia ekspertem - o tym niżej):

a) żłobek (wiek około 4-5 lat i okres 1-2 lat przebywania), to szachowe 900-1050.
b) przedszkole (wiek około 5-6 lat i okres 1-2 lat przebywania) to szachowe 1051-1200.
c) szkoła podstawowa (wiek około 6-7 lat i okres 6 lat przebywania) to szachowe 1201-1600.
d) szkoła gimnazjalna (wiek około 12-13 lat i okres 3 lat przebywania) to szachowe 1601-1900.
e) szkoła średnia (wiek około 15-16 lat i okres 3-4 lat przebywania) to szachowe 1901-2100.
f) szkoła wyższa [licencjat] (wiek około 19-20 lat i okres 3 lat przebywania) to szachowe 2101-2300.
g) szkoła wyższa [magister] (wiek około 22-23 lata i okres 2 lat przebywania) to szachowe 2301-2400.
h) szkoła wyższa [doktorat] (wiek około 24-25 lat i okres 3 lat przebywania) to szachowe 2401-2600.


Oczywiście nie są to konkretne dokładne wyliczenia z badań na dużej grupie, lecz myślę, że mogą pomóc LEPIEJ zrozumieć te idee, które chcę przekazać. Powyższy schemat jest czymś na kształt wzorca pokazującego jaki poziom powinien osiągać zawodnik, który ma swój plan pracy oraz systematycznie (optymalnie) pracuje nad szachami i zalicza kolejne egzaminy semestralne i końcowe. Dla amatorów i pasjonatów szachowych, którzy nie pracują "na poważnie" (czyli planowo, systematycznie, wytrwale, itp.) zwykle te poziomy są obniżone o około 100-200 oczek (w zależności od tego na ile profesjonalnie pracuje dany zawodnik - im bardziej tym mniejsze odchylenie od wzorca).

Zobaczmy wokół i popytajmy znajomych (można także samego siebie oceniać):

1) jaki % z nich wszystkich (100% to wszyscy, a 0% to nikt) kończy szkołę podstawową, gimnazjalną
2) jaki % z nich wszystkich kończy szkołę średnią,
3) jaki % z nich wszystkich kończy szkołę wyższą:
a) na poziomie licencjata (3 letnie studia)
b) na poziomie magistra (3 letnie studia + kolejne 2 lata)
c) na poziomie doktoratu (3 letnie studia + 2 lata + kolejne 3 lata)

W moim przypadku 90% znajomych kończy szkołę średnią, 80% z nich kończy licencjata, 60% skończyło magistra, a doktorat to już tylko 10%. Tak więc widać, że "ścianą" w przypadku moich znajomych jest poziom (zdobycia) magistra.

Według mnie szachowo odpowiada to mniej więcej amatorom i pasjonatom szachowym, którzy bez odpowiedniej edukacji szachowej osiagają "ścianę" na poziomie 1900-2000. 95% graczy, którzy mają poziom wyższy niż 2000 to osoby, które grywają lub grywały w wielu turniejach, ligach szachowych, chodzą lub dłuższy czas chodziły do klubu i pobierały formalne szkolenie oraz analizowali (analizują) swoje partie. Dodatkowo są to osoby, które co najmniej 8-10 lat grywają w szachy (w tym przynajmniej 6 lat "na poważnie").

I teraz wracając do wyjściowych naszych rozważań - zobaczmy JAKI procent naszych znajomych (i my sami) zaczyna SAMODZIELNIE studiować szachy oraz "robi studia szachowe" (w sensie edukacji). Z moich spostrzeżeń wynika, że zdecydowana większość (90-95%) kończy edukację na poziomie szkoły średniej. Czy to coś złego? Absolutnie nie. Po prostu pokazuje to, że od poziomu skończenia szkoły średniej nie jest możliwe (albo jest bardzo trudne jak kto woli) robienie postępów w takim tempie jak poprzednio bez PROFESJONALNEGO podejścia - a z tym się wiąże plan pracy i jego realizacja.

Dlatego zadajmy sobie sami pytanie - czy jestem gotowy na to, aby samodzielnie realizować plan i zakres studiów (bez względu na to jakiej dziedziny). Czy być może wystarczy mi jak skończę szkołę średnią? A może też jedynie gimnazjum? Nie każdy musi być mistrzem, nie wszyscy muszą być doktorami czy magistrami. Oczywiście nie oznacza to, że nie można próbować "na własną rękę", ale pamiętajmy o tym, aby "nie wyskakiwać z motyką na słońce" i aby nasze oczekiwania (zamierzenia) były adekwatne do naszych możliwości (tych tak do końca nie sposób zmierzyć, ale na pewno można szacować wszelkimi testami oraz wynikami osiągniętymi oraz umiejętnościami posiadanymi wraz z zasobem wiedzy i doświadczenia) połączonej z odpowiednim podejściem (postawą) i pracowitością. Większość sukcesów (nie tylko w szachach) to przede wszystkim systematyczna praca nad realizacją planu. Jednym zajmuje osiągnięcie go 2 lata, innym 10 czy 20, a jeszcze inni ustawiają zbyt wysoko poprzeczkę, a później dziwią się, że "stale próbuje, ale nigdy nie mogę tego osiągnąć". Być może warto zastanowić się nad tym czy odpowiednio pracuje i czy zamierzony (zaplanowany) cel jest realistyczny. No i nie bez znaczenia: za jaką cenę chcę osiągnąć dany cel? Wszystko bowiem co CENNE wymaga zwykle większego lub mniejszego POŚWIĘCENIA. A mówiąc prostszym językiem: "(wieloletni, systematyczny i efektywny) Trening czyni mistrza" oraz "bez pracy nie ma kołaczy".

Mówi się, że aby zostać ekspertem w dowolnej dziedzinie (nauki, sportu, itp.) konieczne jest zrealizowanie tzw. zasady "10.000 godzin". Zwykle prosto jest sobie wyobrazić jak długo i cierpliwie oraz wytrwale trzeb pracować na status "eksperta" - zakładając codzienną pracę po 3 godziny, rocznie wychodzi ich 1000 (333x3, czyli mamy 30dni na odpoczynek i chorowanie). Natomiast jeśli w ten sposób (codziennie 3 godziny pracując) będziemy pracowali przez okres 10 lat, wtedy jest gwarancja, że staniemy się ekspertami wdanej dziedzinie (mistrzami jak kto woli).

Być może teraz głębiej zrozumiemy szachową analogię w oparciu o edukację szkolną. Zobaczymy wówczas, że szachowy ekspert to zwykle szachista, który ma poziom zrozumienia co najmniej na poziomie 2300 (Mistrz Fide lub mistrz krajowy jak ktoś nie chce mieć międzynarodowego). A to oznacza, że trzeba co najmniej mieć ukończony poziom szkoły wyższej na poziomie co najmniej licencjata (szachowe 2101-2300). A teraz policzmy ilu godzin nauki to wymaga (analogicznie biorąc nasz system edukacji jako łatwy i zrozumiały system). Policzmy od rozpoczęcia żłobka do ukończenia licencjata. Wychodzi nam: 4 lata (żłobek + przedszkole) + 9 lat (podstawowa i gimnazjalna szkoła) + 7 lat (szkoła średnia i licencjat). Razem daje nam to około 20 lat nauki (nie liczę tzw. powtarzania klasy). W ciągu roku szkolnego uczymy się (odliczam wakacje i wszelkie święta, ferie oraz innego typu wolne od nauki dni) dokładnie pół roku, co daje nam 26 tygodni; chodzimy do szkoły 5dni (razy) w każdym tygodniu i średnio uczymy się w szkole po 4,5 godziny (liczę "czystą" naukę bez przerw), więc wychodzi (rok szkolny "szachowy" jako): 26x5=130dni nauki, 130x4,5=585 godzin. No i ucząc się w ten sposób przez 20 lat wyjdzie nam: 20x585=11.700 godzin. Jeśli teraz weźmiemy pod uwagę to, iż ok. 10% czasu, zwykle nie jest efektywnie wykorzystany (jesteśmy wszak ludźmi a nie maszynami), to wyjdzie nam 11.700 - 1.170 = 10.530 godzin.

Tak więc tym oto "dziwnym trafem" (niektórzy zarzucają mi, że "z kosmosu biorę obliczenia", które są zupełnie w oderwaniu od realiów) wyszło nam, że rzeczywiście poziom eksperta szachowego może być osiągnięty po dłuższym okresie systematycznej, wytrwałej oraz efektywnej nauki.

Zauważmy również, że uczniowie, którym zależy na osiągnięciu sukcesu (tzw. kujony) zaczynając się uczyć angielskiego (od pierwszej klasy szkoły podstawowej) pod koniec szkoły średniej zwykle osiągają bardzo wysoki poziom (co najmniej B2 lub C1), gdyż nie traktują nauki na zasadzie "byle zdać", lecz na bieżąco ćwiczą oraz stale polepszają swoje umiejętności i wiedzę. Przy okazji zwykle uczęszczają na korepetycje, więc nie uczą się dziennie angielskiego po 5 godzin, lecz na pewno średnio po 2-3 godziny (zarówno w szkole, jak i na korkach oraz samodzielnie - biorąc łącznie wszystkie sposoby pod uwagę), więc kończąc szkołę średnią zdają maturę z angielskiego na tzw. rozszerzonym poziomie. Potem już tylko 3 (lub 5) lata studiów i stają się ekspertami (mistrzami) w języku angielskim (oczywiście wymagana jest codzienna praktyka, aby nie tylko mieć teorię w głowie, lecz stale szlifować umiejętności). Zwykle poziom mistrza nazywany bywa "magister". Być może nie od parady ;-).

Osobiście uczę się angielskiego (niestety nie systematycznie, lecz tak jak mi się podoba) ok. 20 lat. Natomiast od 10 lat stale czytuję materiały w języku angielskim: czy to wydanie gazety szachowej (Chessbase news) czy też różne materiały w książkach oraz artykułach. Przy okazji od kilku dobrych lat pomagam także innym w edukacji z języka angielskiego zwykle na poziomie gimnazjum i także szkoły średniej. I teraz słuchając szachowych audycji czy też oglądając filmy zwykle w 90% wyłapuję sens tego co się dzieje. Miałem także praktykę w postaci możliwości rozmawiania z kilkoma osobami z całego świata (z krajów takich jak: Niemcy, Francja, Anglia, Japonia, Hiszpania, Grecja, Ukraina, Norwegia, itp.) i ze wszystkimi z nich bez większych problemów dogadywaliśmy się (najgorszy jest stres i obawa, że "a co jak się zatnę i nie będę wiedział co powiedzieć"). Tak więc potwierdzam "zasadę 10.000 godzin" - bez odpowiednio długiego okresu stałej nauki i utrwalania, powtarzania... nie sposób osiągnąć wysokiego (eksperckiego) poziomu. Proces ten można jednak przyspieszyć poprzez maksymalnie efektywną i systematyczną oraz planową naukę. Jeśli zaś posiada się wyjątkowe cechy (zwykle nazywa się to talentem), wówczas wszystko jeszcze bardziej przyspiesza. Dlatego niektórzy dochodzą do poziomu mistrza (od zera) w ciągu 6-7 lat, co teoretycznie mogłoby wydawać się niemożliwe. Niemniej "w teorii nic nie ginie", więc pamiętajmy, że wtedy, gdy my odpoczywamy albo się bawimy, to inni mogą ciężko pracować. Więc ile muszę pracować, aby być ekspertem? Nie dzień, nie tydzień, nie rok czy aż dwa lata. Jednak po 5, 8, 10 czy 15... stanie się ekspertem jest możliwe jeśli tylko odpowiednio będziemy na to gotowi (i solidnie się do tego przygotujemy). Dlaczego? Ponieważ....


"Mastery is only possible if you prepare to grow"
(Mistrzostwo jest możliwe jedynie wtedy, gdy jesteś na to gotowy/dojrzały do tego) - Josh Waitzkin (bohater filmu "Szachowe Dzieciństwo"; mistrz szachowy i wielokrotny mistrz świata w sztukach walki, tzw. martial arts)


PS. Ja postanowiłem, że szachowo zakończę swoją edukację na poziomie szkoły średniej (jestem w ostatniej klasie), a zakres studiów będę sobie czasami "dziubał", ale nie idę na studia szachowe i nie potrzebuję mieć licencjata czy magistra szachowego :). Zdaje sobie bowiem sprawę z tego, że wymaga to odpowiedniego podejścia oraz poświęcenia. A na to się nie zgadzam. Znacznie bardziej kręci mnie to, aby się przyglądać, badać i obserwować jak inni to realizują i co o tym piszą oraz własna twórczość (dowodem ten oto blog z radami, wskazówkami i przemyśleniami szachowymi).
PS. Jeśli wszystko dobrze pójdzie to za 2 tygodnie powinienem ukończyć prace nad książkami szachowymi. Jak wszystko będzie zakończone to poinformuję tutaj wszystkich zainteresowanych.

wtorek, 5 kwietnia 2011

Jak często trzeba wygrywać i o tym czy zbyt rzadkie wygrywanie może być nie najlepsze

Tym razem chciałem z Wami się podzielić tym jak często wygrywać.

Otóż wszyscy wiemy, że ranking zaczyna się od 1000, a kończy na 3000 (to taki model, tak naprawdę nikt jeszcze nie przekroczył 2850 - rekord Kasparowa sprzed kilku dobrych lat). Jeśli więcej wygrywamy z silniejszymi (przynajmniej rankingowo) zawodnikami, to szybciej nam ranking rośnie. Natomiast gdy przegrywamy więcej ze słabszymi, to szybciej spada.
Z kolei procent zwycięst jest obliczany jako ilość zwycięstw na 100 partii (wynik %). Przykładowo jeśli na 100 partii wygrywamy 70, to nasz wskaźnik % wygranych wynosci = 70%. Słowem - im więcej wygrywamy (bez względu na to z jak silnymi czy słabymi przeciwnikami) tym wyższy wskaźnik uzyskujemy.

Teraz zastanówmy się czy może być coś w rodzaju optymalnego i zbyt wysokiego lub niskiego wskaźnika. Przykładowo - czy posiadając wskaźnik na poziomie 90% rozwijamy się optymalnie czy nie? A co jeśli nasz wskaźnik utrzymuje się na poziomie 15-20%? To dobrze czy źle? A w ogóle ma to jakiekolwiek znaczenie? Otóż moim zdaniem ma. Dlaczego? O tym poniżej.

Jeśli chcemy się rozwijać szachowo to konieczny jest proces, który zawiera co najmniej dwa czynniki:
1) przegrywanie z zawodnikami silniejszymi (nauka na błędach, które wykorzystują przeciwnicy)
2) wygrywanie z równymi sobie i słabszymi (ćwiczenie i sprawdzanie zdobytej wiedzy i jej wykorzystywanie)

Jeśli zabraknie któregokolwiek z tych czynników (elementów), wówczas nasz rozwój nie będzie optymalny. Oczywiście ważna jest też proporcja obu z nich. Zakładamy, że razem tworzą one całość (100%). Teraz zobaczmy kilka układów i spróbujmy je krótko omówić:

Rozkład A:
Czynnik 1 (przegrywanie) ma wartość 10%, Czynnik 2 (ćwiczenie) osiąga wartość 90%. Co wtedy? Wtedy wychodzi na to, że zawodnik dobiera sobie (albo są mu przydzielani - jeśli to nie od niego zależne) takich przeciwników, którzy nie wpływają na niego pozytywnie. Czemu? Z uwagi na to, że prawie w ogóle (tylko 1/10 przypadków, bo to 10%) nie uczy się niczego nowego, a stale utrwala sobie (wygrywając) zdobytą już wiedzę. Jeśli taki stan będzie trwał dłużej to można szacować, że taki zawodnik będzie stał w miejscu ze swoim postępem. Oczywiście pewnie radość z gry będzie nadal, ale rozwój szachowy raczej będzie zahamowany (a przynajmniej mocno opóźniony w stosunku do optymalnego).

Rozkład B:
Czynnik 1 (przegrywanie) ma wartość 90%, Czynnik 2 (ćwiczenie) osiąga wartość 10%. Co wtedy? Wtedy wychodzi na to, że zawodnik dobiera sobie (albo są mu przydzielani - jeśli to nie od niego zależne) takich przeciwników, którzy również nie wpływają na niego pozytywnie. Czemu? Z uwagi na to, że prawie w ogóle (tylko 1/10 przypadków, bo to 10%, różnica między 100 i 90) nie uczy się niczego nowego, tylko stale przegrywa. Teoretycznie dobrze, bo na błędach się uczymy, prawda? Jednak nie do końca (wyjaśnie poniżej). Natomiast utrwala sobie (wygrywając) zdobytą już wiedzę jedynie w co 10 partii. Jest to zdecydowanie zbyt rzadko, więc tak naprawdę wiedza, którą powinien mieć "w małym paluszku" nie będzie u niego na poziomie automatu (nawyku bez świadomego wysiłku). Jeśli taki stan będzie trwał dłużej to można szacować, że taki zawodnik także będzie stał w miejscu ze swoim postępem (chociaż jeśli będzie ciężko pracował i szybko poprzez analizę wyłapywał błędy oraz je eliminował - to wtedy może "przebić" się wyżej). Oczywiście pewnie radość z gry będzie nadal, ale rozwój szachowy raczej będzie zahamowany (a przynajmniej mocno opóźniony w stosunku do optymalnego).

Teraz krótko o tym, czemu nie możemy za często przegrywać. Otóż są ku temu ważne powody:
a) jeśli przegrywamy za często - nie mamy możliwości utrwalać tego co się nauczyliśmy
b) jeśli przegrywamy za często - zwykle spada nasza wiara w sukces i rodzi się frustracja
c) jeśli przegrywamy za często - to może oznaczać, że albo się nieefektywnie uczymy albo niedostatecznie angażujemy w to co robimy
d) jeśli przegrywamy za często - to może oznaczać, że przegrywamy nie do końca wiedząc w którym miejscu już pozycja była nie do uratowania

Jakie są więc idealne proporcje? Myślę, że takich nie ma, bo KAŻDY zawodnik jest indywidualny oraz każdy jest na innym poziomie. Czasem więc będzie trzeba wskaźnik "podkręcić" (czyli zwiększyć ilość zwycięstw, a więc czynnik sprawdzania i utrwalania zdobytej wiedzy i doświadczenia), a niekiedy konieczne będzie "podkręcenie" wskaźnika nauki (na błędach, czyli popularne "zebranie batów, aby zobaczyć w czym jeszcze jesteśmy słabi/najsłabsi").

Niemniej jeśli nie ma konieczności podkręcania wskaźnika nr 1 czy 2, to moim zdaniem należy starać się, aby wskaźnik zwycięstw utrzymywał się w granicach 45-60%. Czemu taki przedział? Z uwagi na to, że w zależności od naszego poziomu oraz formy (sportowej) wówczas trzymamy się "złotego środka" (teoretycznego) w postaci 50-50. I zauważmy, że odchylenie nie jest takie samo, ponieważ znacznie lepiej (w perspektywnie rozwojowej) jest nieco więcej przegrywać aniżeli wygrywać. Jednak z uwagi na to, że jesteśmy ludźmi (z naszymi potrzebami, pragnieniami, lękami, oczekiwaniami oraz emocjami i umysłem jak i całym charakterem czy też osobowością), to musimy zwracać uwagę na to, aby się często nagradzać. Zwykle najprostszy i najskuteczniejszy ku temu sposób to poprzez zwycięstwa (oczywiście niezbyt łatwe, bo wtedy raczej będzie znużenie, zniechęcenie oraz rozczarowanie).

Podsumowując: starajmy się nieco częściej wygrywać, a nie katujmy się zbyt częstymi (stałymi!?) porażkami czy też zwycięstwami. Oba rozwiązania na dłuższą metę będą niekorzystne dla naszego szachowego rozwoju. Analizowałem przez dłuższy czas statystyki graczy i doszedłem do wniosku, że utrzymywanie wskaźnika powyżej 70% oraz poniżej 30% zwycięstw z reguły powoduje, że nasz rozwój zostaje poważnie (!) zahamowany. Dlatego jeśli mamy taką okazję [a zwykle na kurniku jest taka informacja w statystykach w postaci: "zwycięstw: 4128 (73.4%)"], to co jakiś czas sprawdzajmy (wystarczy 1-2 razy w miesiącu) na jakim poziomie się on kształtuje. Pozwoli to na lepsze dobieranie odpowiednich partnerów do gry (zarówno tych silniejszych jak i tych słabszych).


Na koniec mały przykładzik (często prosicie, aby była nie tylko teoria, więc proszę bardzo):


Zawodnik X: (ranking: 1213)
liczba partii: 1291
zwycięstw: 511 (39.6%)
porażek: 708
remisów: 72

    Widać, że wskaźnik zwycięstw jest zbyt niski (powinien być co najmniej 45%, a jest tylko niecałe 40). Będzie to powodowało, że ten zawodnik nie będzie miał wystarczająco dużo okazji, aby ćwiczyć utrwaloną wiedzę. W tym przykładzie dany zawodnik zdecydowanie za często przegrywa, więc powinien "podkręcić" (podwyżyć) wskaźnik wygranych (do poziomu ok. 55%). Za kilka tygodni, gdy już uzyska wskaźnik w granicach 55-60 to wówczas może znowu wziąć się za dużo silniejszych zawodników i zbierać od nich "szachowe lanie". 


    Zawodnik Y: (ranking: 1712)
    liczba partii: 5622
    zwycięstw: 4128 (73.4%)
    porażek: 1184
    remisów: 310

      Widać, że wskaźnik zwycięstw jest zbyt wysoki (powinien być na poziomie nie wyższym niż 65%, a jest prawie 75). Będzie to powodowało, że ten zawodnik nie będzie miał wystarczająco dużo okazji, aby zdobywać nową wiedzę (uczyć się na błędach, które będą wykazywali mu silniejsi przeciwnicy). W tym przykładzie dany zawodnik zdecydowanie za często wygrywa, więc powinien "podkręcić" (obniżyć) wskaźnik przegranych (do poziomu ok. 55%). Za kilka tygodni, gdy już uzyska wskaźnik w granicach 55-60 to wówczas może znowu wziąć się za nieco słabszych (lub równych sobie) zawodników i sprawdzać na nich zdobytą wiedzę poprzez uzyskane od silniejszych "szachowe lanie".

      niedziela, 3 kwietnia 2011

      Wstęp do polepszania swojej gry - przyczyny porażek i ich eliminowanie

      Każdy robi błędy kiedy gra w szachy - jednak silni gracze nie robią tego samego błędu dwa razy.


      Możemy wyróżnić takie kroki do polepszania swojej gry jak:

      1) Samokrytycyzm. Nie chodzi tutaj o stałe obwinianie się o granie "głupich ruchów" (czy też partii), lecz raczej o to, że jeśli rozgrywasz partię (nie jesteś chory czy też poważnie wyczerpany) to nie powinieneś szukać usprawiedliwień swojej porażki. Zamiast tego w dłuższej perspektywie jest lepiej, abyś poszukał przyczyn porażki - przeanalizował partię i znalazł wszystkie błędy, które popełniłeś (zwłaszcza, te największego kalibru).

      2) Post-mortem. Taka fachowa nazwa określa "analizę partii po zakończeniu" (dosłownie post-mortem znaczy "po śmierci"). Jeśli masz możliwość przeanalizowania partii od razu ze swoim przeciwnikiem czy też chętnymi ku temu osobami (trener, instruktor, silny gracz, szachowi analitycy, itp.) to na pewno będziesz mógł zobaczyć to co widział twój przeciwnik i porównać swoje analizy z jego ocenami. I najważniejsze: nie próbuj "wygrywać" takich analiz. Nie chodzi o to, żeby jedna ze stron miała rację, lecz o to, aby obie strony nauczyły się czegoś nowego i na nowo spojrzały na to co się działo w partii. Tak więc: jeśli jest okazja - analiz i wymieniaj się swoimi wskazówkami na temat partii!

      3) Rozpoznawanie przyczyn porażek i ich eliminowanie. Wśród nich mogą być takie jak: niedoczas, powody psychologiczne, powody techiczne.

      W przypadku niedoczasu to najczęściej scenariusz jest następujący: zawodnik nie gospodaruje czasem w sposób optymalny i pod koniec partii wpada w niedoczas. Następnie potrzeba jeszcze wykonać 20 lub 30 ruchów, aby partia zakończyła się remisem, jednak na każdy z nich potrzeba pewnej ilości czasu, a zawodnik ma go coraz mniej. W efekcie musi ruszać coraz szybciej (dochodzi też zdenerwowanie i czasem nawet panika!) i jego dokładność ruchów już nie jest taka jak być powinna. W rezultacie po 8-10 ruchach podstawia piona albo figurę... i potem przeciwnik spokojnie może "wyklepać" naszego bohatera. Morał? Nie wpadaj w niedoczasy (nie da się tego zawsze unikać, ale warto, aby nie była to reguła, lecz wyjątek) i przy okazji naucz się w nich grać przyzwoicie.

      Jeśli mowa o powodach psychologicznych to można wyróżnić chociażby takie: rozgrywanie pozycji, których się nie lubi, zbytnia pewność siebie, strach przed porażką, strach przed zawodnikiem z wyższym rankingiem (czy też silniejszym od nas), granie pod presją ("muszę wygrać, bo.."), załamanie się porażkami, brak wiary we własne umiejętności, rozbicie psychiczne i emocjonalne. W takich warunkach rozgrywanie partii najlepiej jak tylko potrafimy może być bardzo trudne lub też niemożliwe. Tak więc miejmy świadomość tego, że w pewnych okolicznościach nie będziemy w stanie zagrać tak jak oczekujemy. Oczywiście warto się sobie przyglądać i eliminować wszystkie w/w probemy, które nam towarzyszą. Jeśli boisz się przegrać to pomyśl dlaczego przegrane są dla ciebie powodem do tego, aby się bać. Jeśli nie wierzysz we własne umiejętności (zwykle, gdy zbierzemy "niezłe baty", których nie oczekiwaliśmy i nie potrafimy zrozumieć czy zaakceptować), to pomyśl czy potrafiłeś dawniej grać dobrze czy też nigdy nie byłeś w stanie ograć nawet swojego ukochanego psa.

      Powody techniczne zwykle są związane z tym co się dzieje w czasie partii szachowej, ale jest to niemal całkowicie niezależne od nas. Przykładowo: zbyt wysoka lub niska temperatura, hałas, oświetlenie, bierki szachowe (i szachownica), które są mało estetyczne i jednolite, kibice, którzy nas rozpraszają. W tym przypadku znowu do dyspozycji naszej jest to, aby sprawdzić jaki mamy wpływ na zmianę tych niekorzystnych dla nas elementów. Trudno bowiem rozgrywać dobrą partię, gdy jest nam tak zimno, że musimy ręce trzymać w rękawiczkach czy też gdy słońce bezpośrednio świeci nam w twarz. Ponadto jeśli na sali gry panuje hałas albo wokół nas są kibice, którzy wyraźnie zachowują się zbyt głośno... to nie oczekujmy, że będziemy w stanie zagrać "idealnie". Co wtedy zrobić? Jeśli to możliwe to zmienić, a jeśli nie jest możliwe, aby to jakoś zneutralizować, to starać się tym nie przejmować i "grać swoje". Oczywiście na tyle na ile potrafimy, bo trudno nie przejmować się tym, że dobiega do nas hałas przy którym musimy się skupić i znajdywać stale jak najlepsze ruchy!


      Na dzisiaj jako wstęp mam nadzieję, że to wystarczy. Kolejnym razem spróbuję zająć się opisywaniem poszczególnych elementów o których pisałem poprzednio. A na teraz - polecam przyjrzeć się sobie i zapisywać sobie (w zeszycie, aby mieć pod ręką źródło notatek) te spostrzeżenia dzięki którym zobaczymy, że nasza gra wymaga poprawy. Pamiętajmy, że gra w szachy jest często porównywana do "umysłowego boksu", więc jeśli nie zadbamy o siebie przed wyjściem na "ring", to potem nie miejmy pretensji, że zostajemy za każdym razem poobijani (a niekiedy i nokautowani). Im lepiej rozpoznamy W SOBIE problemy i trudności, które hamują naszą grę i rozwój szachowy... tym wcześniej nasza gra ma szansę na to, aby mogła wspinać się na kolejne wyżyny! Powodzenia!