czwartek, 31 marca 2011

Rezygnacja z katowania się treningami oraz stałym podnoszeniem poziomu

Oto moja szachowa decyzja (podjęta w dniu 2011-03-29) i krótki jej opis.

acidity napisał(a):...samo słowo "trening" kojarzy się z koniecznością ciężkiej pracy w celu odniesienia korzyści w postaci sukcesów sportowych i zwyciężania. Można jednak do tego podchodzić na zasadzie pasji. Otwierać książkę, nie po to, aby trenować, ale aby zaspokoić głód wiedzy, aby zgłębić tajniki szachów.
...Żadnych dramatów i żadnych wyskoków radości. To 100% przeciętny hobbysta, który książki szachowe czyta bo lubi szachy, a nie po to, aby komuś zaimponować, odegrać się itd. Dodam - czyta, nie o wyznaczonych porach i w konkretnym limicie czasu, aby odbębnić odpowiednią liczbę godzin, tylko gdy ma chęci w wolnym od obowiązków czasie.

Jeśli ktoś mówi o stracie czasu, to oznacza, że prawdopodobnie obarczył się wcześniej zbyt ambitnymi zadaniami. Jego plany i marzenia przerosły możliwości własnej natury (np brak zacięcia do regularnej pracy, jakieś wady charakteru itd.). W rzeczywistości dla naszego ego taka "porażka", to ciężka pigułka do przełknięcia i najczęściej prowadzi do zniechęcenia.

...Od tamtej pory zacząłem pracować ze swoimi dziećmi, a później też w klubie. Lubię rozwiązywać zadania i czytać książki szachowe, ale nie śpieszno mi stawać do boju. Po prostu to jak teraz traktuję szachy, jest dla mnie satysfakcjonujące.

POWAŻNIE zastanawiam się nad tym samym: czy całkiem nie odpuścić konieczności i presji na samym sobie dotyczącej stałego, lepszego grania w szachy i osiągania wyników, rankingów, poziomów. Skoro przez kilka lat próbowałem i nic z tego nie wyszło i nawet wyszydzania (niestety słuszne) nie sprawiły, że POWAŻNIE zacząłem ćwiczyć (nie 1-3x na miesiąc tylko regularnie) nie dały żadnych efektów... to chyba czas sobie odpuścić. Zwłaszcza, że bez treningu już nic więcej nie osiągnę, a wmawianie sobie, że "w końcu zacznę pracować" po kilkudziesięciu próbach (i kilkuset dniach) nie daje żadnych efektów.

Może zacząć nieco czytać i pisywać o szachach (dla siebie - w formie bloga) oraz jeśli będzie możliwość to przekazywać szachowego bakcyla i pasję... innym pokoleniom jeszcze nieświadomych tego co się takiego kryje w szachach.

Mam dziwne poczucie, że zabijam (duszę, morduję, dławię, krępuję, unicestwiam) w sobie pasję szachową próbując sobie i innym udowodnić, że dam radę grać znacznie lepiej niż obecnie. Zamiast cieszyć się grą, czytać książki te które chce i kiedy chce oraz pisać sobie bloga, zaś pomysł na "wskoczenie wyżej" traktować jako nierealną (niespełnioną) możliwość (hipotetyczną).

Nie wiem czemu, ale zupełnie nie mam zapału w sobie do pracy (treningu) i nie potrafię go wykrzesać. A im bardziej na siłę próbuję tym bardziej się to na mnie odbija (presja psychiczna, że "musisz, bo inaczej...").


Żal będzie mi się rozstawać z tymi wszystkimi, których miałem okazję męczyć szachowo na kurniku (ew. FICS) przez te niemal 10 lat! Niemniej myślę, że pasja na siłę to największe katowanie i oszukiwanie się jakie można sobie zafundować. Powstaje jedynie pytanie "po co"?

PS. Książek szachowych nie oddaje ani nie sprzedaje: po prostu będę sobie je czytywał tak jak będzie mi się podobało, bez konieczności monitorowania czy robię te właściwe i czy ranking rośnie czy maleje.


Co o tym myślicie? Dobry pomysł?. W końcu jak ktoś nie chce pracować nad szachami (a dziesiątki razy się zmuszał i tak nic z tego nie wychodziło), to jaki jest sens, aby myślał realnie o podwyższaniu poziomu swojej gry? Myślę, że spróbuję także przy okazji mocniej ograniczyć ilość rozgrywanych partii oraz spędzanego czasu na kafejkach i serwerach szachowych. W końcu jeśli mam mieć czas sobie czytywać książki (których jest naprawdę dużo do przeczytania i delektowania się nimi), to coś kosztem czegoś, prawda?

Tak więc w końcu podjąłem dość trudną decyzję, że nie chce już więcej się katować szachami - na własne życzenie. Mogę mieć ranking 1000, 1300, 1900, 2700 - to bez znaczenia. Mogę ćwiczyć po 1g rocznie albo 1g na 20 lat - to też bez znaczenia. KOCHAM SZACHY, a nie tylko to czy mój poziom (albo ranking) rośnie czy nie. Nie kocham trenować (zwłaszcza systematycznie, wytrwale i ciężko) i nie cierpię męczyć się z silnymi zawodnikami. Uwielbiam za to "machnąć sobie partyjkę" tak jak inni kochają wypić sobie filiżankę pysznej kawy z mlekiem, lody z bitą śmietaną oraz posłuchać dobrej muzyki.

Nie wiem kto zrozumie, a kto zaakceptuje MOJĄ decyzję. Niemniej nie obchodzi mnie to tak bardzo, ponieważ bardziej pragnę tego, aby cieszyć się szachami, a nie katować. Robić to co chce, kiedy chce i jak chce - a nie tak jak trzeba, kiedy trzeba i ile trzeba. To mniej więcej tak jak z artystą, który musiałby codziennie malować bez względu czy by się czuł na siłach czy nie. W końcu stajemy się katem samego siebie. Ja już więcej nie chcę i nie będę się katował szachami - w końcu nie to po tyle się o nich uczyłem i czytałem, aby się nimi ograniczać oraz dusić.

Wszystkim, którzy czują, że nie chcą grać w szachy, ale dobrze się czują w ich towarzystwie (bez względu czy oglądając jak inni grają czy też na turnieju albo rozwiązując zadanie czy czytając relacje szachowe albo czasopismo)... radzę przemyśleć W JAKIM CELU robią to co robią. Inaczej może się okazać, że szachy staną się narzędziem zniewolenia a nie radości, przyjemności i satysfakcji!

niedziela, 27 marca 2011

Solidna i gramotna gra oraz lepiej jest znać, a nie wyważać otwarte drzwi

Tym razem parę słów na temat solidnej i gramotnej (przyzwoitej) gry oraz posiadaniu wiedzy na temat danego typu pozycji, a nie wymyślanie "na miejscu"

1) Solidna gra to partia szachów (może być i mecz, liga, turniej, itp.) w której są zachowane (przynajmniej) takie elementy jak:

a) cała partia - bez względu na to ile ruchów trwa - jest BEZ PODSTAWEK. Mam na myśli takie proste "niezaplanowane" podstawki, które rujnują DOWOLNĄ partię szachową. Maksymalny próg na błąd to podstawienie 1 pionka w całej partii. Przypominam, że jest to podstawka lub przeoczenie, a nie świadome oddanie w celu uzyskania dobrej (czy też praktycznie korzystnej) pozycji szachowej - nawet jeśli oddajemy jakość czy figurę lekką za 2-3 piony.

b) w całą partię wkładamy maksymalny wysiłek - chodzi o to, że poziom przeciwnika i stopień trudności rozgrywanej partii (a więc różnych pozycji) jest na tyle duży, że musimy mocno pracować nad tym, aby zagrać najlepiej jak tylko potrafimy

c) partia trwa co najmniej 40 ruchów i jej zakończenie jest WYŁĄCZNIE w fazie końcowej. Jeśli kończy się w debiucie lub grze środkowej to znaczy, że jedna ze stron nie stanęła na wysokości zadania. Oczywiście jeśli trafi się partia w której już 35 ruchów, ale już "nie ma gra" - czyli jak slangowo mawiają szachiści "wysuszyła się gra", to wtedy też można taką rozgrywkę zaliczyć do udanych (dobrych).

d) na partie przeznaczone jest co najmniej 60 min dla zawodnika (zakładając minimum 40 ruchów w partii) - bez względu czy będzie to z czasem dodawanym czy też bez. Przykładowo tempo 45+15 to w przeliczeniu na "nasze" będzie 45min + (15sek X 40 ruchów) = 45min + 10min = 55min. Czyli odrobinę brakło, aby partia była w pełni przyzwoita. Jednak już tempo 60min+10sek czy 45+45 (wtedy wychodzi po 40 ruchu w sumie 45min+30min = 75min) jest już w pełni spełnionym wymogiem "przyzwoitości czasowej".

Teraz zastanówcie się drodzy amatorzy i pasjonaci szachowi: ILE partii solidnych rozgrywacie w roku? (najlepiej w realu). Czy jest to 5, 10 czy 50 partii? Przypominam, że nie chodzi w tym miejscu o wynik, lecz o "formalne" spełnienie warunków przyzwoitej, solidnej partii.


2) A teraz wątek wyważania otwartych drzwi. Zdarzają się zawodnicy, którzy "wyważają otwarte drzwi". W jaki sposób? Otóż zamiast wcześniej nauczyć się tego jak grywać w danych pozycjach (najczęściej dotyczy to końcowek, ale i w grze środkowej też jest b.ważne!) to wymyślają oni to co już DAWNO wiadomo ... przy szachownicy. Abyście nie myśleli, że piszę o was, to powiem, że niestety, ale mówię z własnego doświadczenia. Wstyd się przyznać, ale jeszcze większy powiedzieć, że "nie no, Panowie! mnie to nie dotyczy!" ;-).

W przypadku gry środkowej przejawia się to w ten sposób, że gracz rozgrywa partię ZUPEŁNIE niezgodnie z tak zwanym duchem pozycji, lecz "gra tak jak uważa, że może być dobrze" (a niestety nie jest, chociaż dowiaduje się to dopiero po partii i zwykle podczas dokładnej analizy). Wystarczy wziąć końcówki wieżowe czy też W na G z dowolną ilością pionów u każdej ze stron. Często włos się na głowie jeży, gdy dany gracz po swojemu sobie próbuje "mieszać". Z kolei w grze środkowej natychmiast widać, że zawodnik zamiast dobrze ocenić pozycję i grać zgodnie z zasadami wymyślonymi już przez Steinitza... to "próbuje raz tu, raz tam" (Nimzo mówił o tym "pływanie w planach - jako strategiczny błąd!").

Dlatego dla ambitnych szachistów moja rada: uczcie się TYPOWYCH pozycji gry końcowej oraz środkowej. Dopóki nie zrozumiecie, że silniejsi gracze "widzą dużo wcześniej" to będzie wam się wydawało, że wygrywają, bo wy podstawiliście (np. lekką figurę albo mata w 2-3). Prawda jest natomiast taka, że tacy zawodnicy i tak by was LEKKO WYKLEPALI, tyle że sami wcześniej wbiliście sobie gwóźdź do trumny (poprzez podstawkę).

No i na koniec: jeśli nie cierpisz danej części szachowej (nie ważne czy chodzi o debiut czy końcówkę) to NA BANK jest pewne, że ta sfera będzie poważnie zaburzała twoje zrozumienie pozycji oraz uzyskiwane wyniki. Jak nie teraz to wtedy, gdy nieco się wzmocnisz. Nie chodzi o to, aby od razu wszystkiego się nauczyć, lecz raczej, aby nie mieć "czarnych dziur", bo będą one BEZLITOŚNIE wykorzystywane przez silniejszych zawodników. A nam się będzie wydawało, że "gdybym nie podstawił to bym nie przegrał". Niestety prawda jest znacznie mniej wygodna i kryje się głębiej. Dlatego zamiast "wymyślać wymyślone", to nauczmy się tego wcześniej.... zamiast wyważać otwarte drzwi! :-0.

piątek, 18 marca 2011

Po prostu wygrywaj oraz prosty chociaż dla wielu niemożliwy do realizacji sposób na postęp szachowy

Jeśli chcesz wygrywać (w sensie sportowym) to nie przejmuj się jakością gry przeciwnika. Nawet jeśli gra ruchy dziwne, niezrozumiałe, niedokładne czy też obiektywnie nie najlepsze. Jeśli zaś przeciwnika ogrywasz stale i nie czujesz, że stawia ci wystarczający opór, wówczas zmieniasz na innego (w domyśle - silniejszego).

Dlatego jeśli uważasz, że jesteś lepszy od przeciwnika, to "niestety" (ale i też na szczęście) udowadniaj to na szachownicy! Najprościej jest to udowodnić poprzez stałe wygrywanie. Jeśli zaś uważasz, że jesteś lepszy, a twój przeciwnik gra słabo (albo niezbyt silno), a Ty nie wygrywasz z nim (z jakiejkolwiek przyczyny poza taką na którą nie masz wpływu)... to chyba coś jest z Tobą nie tak jak być powinno. Zasada jest prosta: jesteś lepszy, więc wygrywasz. Jeśli zaś gorszy - przegrywasz. Proste?! Proste! :). I nie ma co kombinować, że gracz X, Y czy Z gra ruchy zupełnie "oderwane" i specjalnie prowokuje ku temu, aby mnie zdenerwować słabymi ruchami! Ja to już przerabiałem i dopóki nie nauczyłem się "sprzątać" takiego przeciwnika na szachownicy... tak długo WYDAWAŁO mi się, że gram dobrze! Pamiętajmy też, że niektórzy gracze mają określony styl grania, więc jeśli oddaje ci pionka, potem jakość, a Ty z nim nie wygrywasz... to chyba czas NA SIEBIE popatrzeć i przyjrzeć się sobie bliżej, prawda? Wszak jeśli jesteś lepszy (silniejszy), to obowiązek wygrywania trzeba realizować, nie? ;)

Postęp szachowy jest bardzo prostą - aczkolwiek dla wielu amatorów (zwłaszcza od pewnego poziomu) - sprawą bardzo trudną. Czemu? Bo trzeba mieć pewną POSTAWĘ i CHARAKTER. Bez tego zwykle ciężko jest przebić pewien sufit (zwykle jest on na poziomie 1800-2000).

1. Grasz dużo POWAŻNYCH partii - czyli takich w których jest wystarczająca ilość czasu do namysłu i przeciwnik równy Tobie lub silniejszy o 100-200 punktów

2. Analizujesz te partie i wyszukujesz wszystkie najbardziej istotne błędy - czyli coś w rodzaju stawiania diagnozy. Jeśli będziesz szczery w stosunku do siebie, to zwykle te błędy będziesz w stanie rozpoznać. Jeśli nie to warto poprosić trenera, instruktora czy chociażby silniejszego zawodnika.

3. Gdy już zakończysz analizowanie KAŻDEJ partii.... wówczas wyjdzie lista tego co robisz źle. Słowem: to co robisz źle trzeba poprawiać - inaczej nie będzie postępu (a co za tym idzie także i punktów oraz wysokich miejsc i solidnych partii).

4. Następnie szukasz odpowiednich narzędzi (książki, komputer, trener, instruktor albo samodzielnie) po to, aby wyeliminować (poprawić) wszystkie największe błędy i te, które uniemożliwiają ci lepszą grę

5. Rozgrywasz kolejne partii i jedziesz od punktu 2 do 5.

6. Powtarzasz ten proces tak długo jak będzie to konieczne, aby osiągnąć zamierzony poziom - bez względu na to czy będzie to poziom 1600 czy 2200 albo 2400.


A teraz czemu 90% osób tego nie będzie w stanie zrobić? To bardzo proste (chociaż dla mnie zawsze było dziwne i niewyjaśnione oraz częściowo niezrozumiałe czy też niemożliwe)

1. 90% osób, które grają amatorsko NIE BĘDZIE zainteresowana graniem POWAŻNYCH partii. Dlaczego? Raz, że "szkoda czasu", a dwa, że "nie ma sensu się męczyć tak długo, a potem dodatkowo będzie trzeba jeszcze coś z tym zrobić (czytaj: przeanalizować)". To nie dla mnie, ja se chce pograć i nie zawracaj mi głowy.

2. 92% osób nie będzie chciało analizować. Czemu? Ano dlatego, że też trzeba poświęcić temu sporo czasu jak i też wysiłku. A do tego często trzeba mieć narzędzia (jak np. program analizujący) oraz następnie chcieć znaleźć wszystkie najważniejsze błędy. A kto lub sam siebie krytykować? Oj nie ma tak wielu chętnych. A jeszcze, żeby się publicznie chłostać? Co to, to nie! Nie będę mówił jakie popełniam błędy, tylko "grał sobie i się tym nie przejmował".

3. 94% osób nie będzie chciało wypisać sobie na liście to co robi źle i to co koniecznie trzeba poprawić. Przecież każdy sam wie o tym, więc po co pisać? A analizować nie trzeba bo bez analizy też widać, nie? Więc co się chłopie mnie czepiasz? No właśnie :P

4. 96% osób nie będzie zainteresowanych tym, aby podjąć wysiłek eliminowania błędów (słabych stron), zwłaszcza, że to może być bardzo męczące i czaso oraz pracochłonne. Niekiedy będzie trzeba też zapłacić za konsultacje trenera czy instruktora, aby ten pomógł nam dobrać odpowiednie narzędzia (i materiały), abyśmy mogli jak najlepiej wyeliminować "kalafiory", które nam uniemożliwiają wskoczenie na wyższy poziom.

5. 98% osób nie będzie powtarzało tego procesu, ponieważ "stale to samo i stale trzeba się z tym męczyć!". A naprawdę to nie jest ani łatwe, ani lekkie ani przyjemne (chyba, że ktoś jest WYTRWAŁY oraz dodatkowo ODPORNY na zmęczenie, powtarzalność, rutynę oraz działania, które stale mają ten sam rozkład).

6. 99,9999999% nie będzie w stanie robić tego WYSTARCZAJĄCO DŁUGO i EFEKTYWNIE. Jeśli będzie konieczne przepracowanie w postaci rozgrywania partii i analiz ok. 5000 godzin (np. aby dojść do poziomu Mistrza Fide) to zwykle osoba zrezygnuje po 50 godzinach, które zrealizuje w ciągu 2-3 lat. A jeśli by już zrealizowała 500 godzin w ciągu lat 5, to jest to dopiero 10% całości pracy. Jeśli ktoś sądzi, że to co piszę to stanowczas przesada, to pragnę poinformować, że badania naukowe wykazały, że aby osiągnąć poziom eksperta (niemal bez względu na dziedzinę w której chcemy się nim stać!), to konieczne jest poświęcenie temu około 10.000 godzin! Tak - dziesięć tysięcy godzin! Nie 50, 100, 200 czy nawet 500! A jeśli podkreślimy, że w szachach ekspert to FM, IM lub GM to zobaczymy natychmiast dlaczego jest tak mało ekspertów! Dodam, że granie na kurniku nawet 20.000 godzin nie oznacza, że pracujemy efektywnie. Oznacza tylko tyle, że NIE ZALEŻY nam na lepszym poziomie gry, ale oszukujemy siebie, że ciężko pracujemy i niebawem poziom mistrza osiągniemy. A jak się to nie dzieje w ciągu najbliższych 10 czy 20 lat "treningu", to wtedy wyjaśniamy, że za późno zaczęliśmy trening, za mało mamy talentu, za mało było dobrych okoliczności, aby to się udało (np. osiągnięcie poziomu 2100, 2200 czy 2400) albo dlatego, że "nie urodziliśmy się w odpowiednich czasach lub też z odpowiednim poziomem zdolności, inteligencji czy też zapału do szachów).


Jeśli jesteś jedną z takich osób: czyli charakterystyka wyżej podana pasuje do ciebie jak ulał, to od razu mówię, abyś NIE ZDZIWIŁ SIĘ, że trafisz na "sufit", którego możesz nie przebić w następnych kilku lub kilkudziesięciu latach! Zwykle jest to poziomu 1800-2050, gdyż powyżej nie jest możliwe robienie istotnych postępów (np. 80-100 oczek co 1 lub 2 lata). Dlatego lepiej zastanowić się czy grać dla przyjemności czy też dla realizacji celów szachowych (przy czym jedno nie musi wykluczać drugiego). Niemniej jeśli wierzymy, że "sama dobra gra" przyjdzie z czasem (bez odpowiedniego podejścia, treningu oraz analiz i eliminacji błędów), to możemy się MOCNO rozczarować!

niedziela, 6 marca 2011

Słabe strony oraz ich eliminowanie - diagnoza, leczenie oraz oczekiwane efekty

Moje obecne słabości (najważniejsze, bo na wszystkie nie starczyłoby miejsca!), które powodują, że gra nie jest płynna i wystarczająco stabilna. Oto proszę Państwa SIEDEM SZACHOWYCH GRZECHÓW GŁÓWNYCH


1. Braki w taktyce. Od kiku lat rozwiązałem jedynie kilkaset zadań, więc z pewnością moje możliwości taktyczne są na średnim poziomie. Dlatego konieczne będzie odświeżenie zadań na poziomie 1600-1700 (testy dla 3 kategorii) oraz rozpoczęcie zadań 1800+ (czyli testy dla 2 kategorii). I konieczne jest także to, abym przyswoił umiejętność wygrywania materiału w pozycjach w których "coś wisi". Nie chodzi o 1-2 ruchowe strzały, ale takie na 4-6 ruchów dzięki którym spokojnie będzie można nie tylko zdobywać, ale i realizować przewagę (ewentualnie bronić się jeśli zajdzie taka potrzeba). Odczuwam bowiem od kilku miesięcy dość duże trudności w liczeniu wariantów oraz widzeniu zmieniającej się pozycji. Granie na warianty 1-2 ruchowe już się skończyło (poziom 1850+ na FICS). Dlatego zamierzam zacząć uzupełniać te braki.

2. Braki w końcówkach. Od dłuższego czasu (2-3 lata!) nie miałem w rękach książki o końcówkach, prócz tych, które omawiają elementarne podstawy. Dlatego niebawem zabieram się również za poszerzanie końcówek nieco bardziej niż elementarne. Mam na myśli książkę "Końcówki szachowe" (cz. 2) napisaną przez Bogdana Zerka. Złote czasy "zgadywania" w końcówkach skończyły się na poziomie 1800. Dlatego kolejny element, który będę poszerzał (bez powtarzania podstaw, bo te już raczej mam w miarę przyzwoicie opanowane i kilka razy powtarzałem - z różnych książek).

3. Braki w strategii. Głównie chodzi o kolejne tematy, które omawiają takie zagadnienia jak: przełom pionowy w centrum, centrum i jego rodzaje oraz sposoby grania w zależności od tego czy mamy zamknięte, otwarte czy też innego rodzaju centrum. Przy okazji muszę również zająć się zagadnieniem walki ciężkich figur, ponieważ często mam problemy z tym, aby ocenić czy H+W mają grać aktywnie czy pasywnie oraz jak przełamywać opór przeciwnika. Złote czasy "wymyślania" w grze środkowej skończyły się na poziomie 1800-1850.

4. Braki w debiutach. Tutaj głównie chodzi o przyswajanie planów związanych z grą w różnych debiutach oraz stopniowe opracowywanie sobie repertuaru debiutowego: czegoś co będzie można stale grać i nie martwić się o to, żeby wymyślać pozycje do 12-14 ruchu i tracić na to 25-40minut (zamiast 10-15). Przy okazji także debiuty będę poszerzał pod kątem ataków w debiucie oraz form realizacji osiągniętej przewagi. Te braki chcę uzupełniać dzięki kolejnym tomom serii książek Józefa Sławina (po rosyjsku), a ogólne debiuty z Encyklopedii debiutów Kaliniczenko (też po rosyjsku) przeglądając najpierw najbardziej główne kontynuacje i widząc jaki rodzaj pozycji z nich wynika. Poza partią włoską, szkocką i nieco obrony 2, 3, 4 skoczków (czyli klasyki dla amatorów) nie znam bowiem żadnego innego debiutu i gram je "na czuja". Niestety znów muszę się przyznać (zwłaszcza przed sobą, co nie jest łatwe), że złote czasy "wymyślania" w debiucie skończyły się na poziomie 1750-1800. Oczywiście można tak dalej grać, ale zawodnicy poziomu 1950-2000 będą mnie w ramach ligii FICS regularnie klepać. Jedna partia, którą grałem z teoretycznie dużo słabszym przeciwnikiem (1756, podczas gdy ja miałem wtedy 1966) zakończyła się moim zwycięstwem nie dlatego, że grałem świetnie, lecz dlatego, że przeciwnik się za bardzo rozluźnił. Dodam, że był to debiut, który teoretycznie najlepiej umiem i najwięcej razy grałem i o nim czytałem (studiowałem to zbyt poważne słowo). Dlatego jeśli w partii włoskiej ledwie wychodze na równą pozycję znając debiut naprawdę dobrze, to JAK mam wygrywać z zawodnikami poziomu 1900+? Przez przypadek czy też czekając aż zasłabną albo padną? Jasne jest więc, że "debiuty czas zacząć"! Nawet pomimo tego, że to najmniej dla mnie ulubiona i ciekawa faza gry. Niemniej chcąc zrealizować mój cel (co najmniej 1800 na kurniku i 2000 na FICS - na STALE!) muszę grać debiuty na przyzwoitym poziomie. Obecne technologie (bazy danych debiutowe, partie rozegrane do ściągnięcia i przeanalizowania, dostępne silniki szachowe na poziomie 3300, itp.) pozwalają bowiem moim przeciwnikom "wyklepać" mnie w debiucie jak złoto. Dziwie się temu, że tak często dochodzę do poziomu 25-30 ruchów bez strat większych niż pionek! Niemniej nie chcę sprawdzać co będzie dalej tylko od teraz zapowiadam walkę z "dziurawymi debiutami demona" ;).

5. Braki w dobrej technice liczenia wariantów. Tutaj kłania się ten problem najczęściej gdy są w miarę duże możliwości taktyczne. Aż wstyd się przyznać, ale niekiedy liczę kilka razy warianty, aby nie móc się zdecydować na konkretny z nich... i potem "strzelam" zamiast chłodno, spokojnie i metodycznie (według wskazówek Heismana) stworzyć listę ruchów kandydatów, odpowiednio je ocenić i na końcu wybrać najbardziej obiecujący z nich (najlepszą kontynuację, którą przewiduję). Temu będą służyć zadania taktyczne zarówno z zakresu gry środkowej (w/w testy dla N-kategorii) jak i zadania z gry końcowej, którą będę jednocześnie poszerzał teoretycznie.

6. Plany związane ze strategicznymi metodami walki: wymiana słabego gońca, walka na otwartych liniach, otwieranie i zamykanie linii, manewry, osłabienie przeciwnika i szukanie słabości w jego obozie, itd. To spróbuje zrobić z książki Terjochina "Strategiczne motywy" i z książki 64 szachowe lekcje strategii. 

7. Brak rozgrywania partii z silniejszymi zawodnikami na odpowiednio długi czas. Od końca marca 2010 uczestniczyłem w 5 edycji turniej Powolniaka (gdzie na partie jest przewidziane po 60min+10sek dla każdego zawodnika), natomiast od początku lipca 2010 rozpocząłem grywanie w lidze FICS (gdzie na partie jest przewidziane po 45min+45sek dla każdego zawodnika). W sumie przez ten czas rozegrałem ok. 40 poważnych partii (typu standard). Myślę, że teraz ten element nadrobię także dzięki regularnym rozgrywkom w lidze (od edycji T45 planuję zagrać jak najwięcej partii) oraz meczom zawodnikami w ramach forum szachowe.pl (tam czas na partię to zwykle 30min+15sek). Ten element powinien gwarantować mi STAŁĄ informację zwrotną na temat tego jak praktycznie potrafię radzić sobie z problemami szachowymi i jak zmienia się jakość moich partii. W przeszłości ten element był przeze mnie bardzo zaniedbany. Wystarczy dodać, że POWAŻNYCH partii na kurniku nie grywałem w ogóle (bo poważnymi nie można nazywać partii na 3, 5 czy 10minut!), a w realu w ciągu ostatnich prawie 14 lat rozegrałem jedynie 200 takich partii! W tym roku planuję rozegrać ok. 180-200 POWAŻNYCH rozgrywek, więc szacuję, że dzięki temu moja siła szachowa (razem z treningiem za pomocą książek i rozwiązywaniem zadań) uzyska stabilizację na oczekiwanym przeze mnie poziomie 2000 (1 kategorii). Jak będzie to zobaczymy - czas pokaże. Jednak ja trzymam mocno kciuki :). 

Teraz ktoś pewnie zapyta: JAK TO MOŻLIWE, że z takimi dziurami w grze doszedłeś tak (relatywnie) wysoko w szachach? (kurnik 1700-1750, FICS 1900-1930). Odpowiedź jest prosta. Kiedyś trochę ćwiczyłem, więc "zostało w głowie", dużo grałem (głównie na kurniku), więc "trochę doświadczenia zdobyłem" oraz w każdych WAŻNYCH partiach podchodzę maksymalnie skupiony i staram się dać z siebie wszystko i staję na głowie, aby zagrać jak najlepiej. Dlatego w dużej mierze to często wystarcza. Przy okazji od roku moja obrona zaczęła być znacznie lepsza i bronię się znacznie wcześniej i dużo skuteczniej. To też powoduje, że przeciwnicy niekiedy są zmęczni tym, że nie mogą mnie przebić i w końcu albo coś podstawią albo też oddadzą ważne pole, abym wyrównał grę. Powstaje zatem pytanie: JAK SILNO będę grał gdy te w/w braki uzupełnię (oczywiście nie "do końca", ale przynajmniej na kolejnym poziomie). Moja odpowiedź jest prosta: z siłą stabilnej 1 kategorii (kurnik 1800-1850, FICS 1950-2000). Jak osiągnę ten poziom, to kolejna lista braków i znów sposoby zaradzenia temu oraz praca nad realizacją :). Proste? Jasne, że tak! To dlaczego tak wiele osób "stoi w miejscu" ze swoją grą? Ponieważ zwykle nie eliminuje NAJWIĘKSZYCH (i zarazem najważniejszych) błędów w swojej grze!
Przykład? Proszę bardzo! Jest co najmniej kilku zawodników, którzy na kurniku mają ranking 1300-1400 (Tomasz, Wojtek), a strategiczne pojęcie o grze na poziomie 1800-1900 (a debiutowe niekiedy na poziomie 2100-2200!). Niemniej taktyka i podstawki tak kuleją, że przekroczenie poziomu 1400 to dla tych osób "kamień milowy". Nic dziwnego, ponieważ bez grania partii "czysto" (chodzi o brak elementarnych podstawek przez całą partię, a nie tylko większość!) nie da rady przebić poziomu 1600-1650. Kolega duszek chyba w końcu to zrozumiał, więc w końcu po wielu namowach zaczyna pracować nad swoją grą. W szachach to jest piękne, że "sztuczki" (cwaniactwo, kombinowanie i oszukiwanie samego siebie) kończą się, gdy przychodzi do POWAŻNEJ gry. Wtedy zwykle po 20-30 partiach z różnymi i silniejszymi nieco przeciwnikami wychodzi to co potrafimy i to w czym jesteśmy jeszcze "daleko w tyle". Dlatego tak ważna jest gra w lidze FICS oraz dodatkowo partie w ramach turnieju POWOLNIAKA. Obie z nich dają (w sumie) blisko 2-2,5godzin na całą partię, więc jest wtedy gwarancja, że przeciwnik będzie dawał nam na tyle trudne zadania wielokrotnie, że albo zdamy ten test... albo później po porażce zobaczymy nad czym trzeba jeszcze pracować.

Wszystkich "magików taktyki" mogę zapewnić, że za pomocą samej taktyki nie dojdą wyżej niż do poziomu 1650 (kurnik) oraz 1750 (FICS). Gwarantują to i sprawdzili: autor słów i kolega Irek (duszek). Strategia, końcówki i debiut... to też ważna część gry szachowej. Bez tych elementów szachy nie miałyby tak dużej wartości rozwojowej! Natomiast "super strategów" zapewniam, że bez odpowiedniego poziomu taktyki i grania partii "czysto" nie będzie możliwe przebicie poziomu 1500 (kurnik) oraz 1600 (FICS). Oczywiście dochodzą także czynniki pozaszachowe jak chociażby odporność na stres, wytrwałość psychiczna, opanowanie, zimna krew, umiejętność znoszenia porażek i sukcesów, motywacja do pracy nad szachami, itd.

I najważniejsze na koniec zostawiłem: DO POZIOMU 1800 szachy można traktować jak zabawę. Natomiast jeśli ktoś marzy i chce grać oraz rozumieć szachy na wyższym poziomie (w domyśle 2000+), to ABSOLUTNIE konieczna jest systematyczna, wytrwała - a przede wszystkim efektywna PRACA! Bez tego nawet dość inteligentni ludzie nie będą w stanie się przebić. No i stałe granie z silniejszymi, analizowanie tego co należy poprawić oraz praca nad eliminacją błędów i problemów w naszej grze.... to KLUCZ DO MISTRZOSTWA! Niemal wszyscy chcą zostać mistrzami (najlepiej takimi po 2400+), ale tylko nieliczni (5-8%) są w stanie uczciwie, solidnie, efektywnie i wytrwale pracować nad szachami! Czy ty też będziesz w tym elitarnym gronie? Nie wiem, gdyż to zależy od ciebie! Wiem jednak, że chcę osiągnąć poziom czystej gry i tego, aby przeciwnicy 1950-2100 (FICS) musieli się sporo namęczyć aby ze mną wygrywać! Jeśli uda mi się to osiągąć w ciągu najbliższych 9-10 miesięcy to będzie to mój sukces. Z moim poziomem 2 kategorii (odpowiednio 1720-50 (kurnik) i 1900-40 (FICS) siedzę już jakieś 4-5 lat! Jak widać więc efekty braku solidnej pracy są aż nadto widoczne. I rozegranie w ciągu tego okresu około 10-12 tysięcy partii naprawdę niewiele zmieniło. Natomiast praca, którą rozpocząłem od 1 stycznia tego roku (i zakończę na początku roku 2012) powinna dać wymierne efekty. Już powoli widzę, że w mojej grze coś się zmienia. Widzę u siebie przegrane pozycje znacznie wcześniej niż dawniej - niekiedy na tyle wcześnie, że sam nie wierzę, że tak szybko uzyskuję pozycje do poddania. Na szczęście poziom przeciwników (1900-2000) nie pozwala zwykle na to, abym musiał poddawać po 20-25 ruchach. Ja natomiast chcę "oddychać" szachami, a nie się dusić. Jak powiedział jeden z moich znajomych szachistów (sam mający poziom KM i dawniej po 2150-2200 ELO): "Szachami można odetchnąć dopiero mając 2100 - poniżej tego człowiek ma poczucie, że się nimi dusi"! Nie wiem czy was to przekonuje, bo mnie od kilku lat - jak najbardziej!

Tak więc życzę WAM i sobie....powodzenia w drodze do szachowego mistrzostwa! :)

środa, 2 marca 2011

Dekoncentracja, brak sprawdzenia powstałych gróźb, brak rozpoznawania kombinacji i motywów

Dekoncentracja, brak sprawdzenia powstałych gróźb, brak rozpoznawania kombinacji i motywów. Tym razem taki temat, który wydaje się być nieco długi, prawda?

1. Dekoncentracja. Jeśli rozmawiasz przez telefon czy też żona lub dziewczyna stoi nad tobą albo nie daje ci spokoju, to nie dziw się, że zagrasz ruch, którego się nie spodziewałeś nawet sam po sobie. Jeśli masz problemy, jesteś bardzo zmęczony czy też chory albo po prostu nieźle wkurzony... to NIE OCZEKUJ od siebie tego, że zagrasz partię na poziomie mistrzowskim. Raczej bądź wyczulony na to, aby nie popełnić banalnego błędu! Recepta jest prosta - graj wtedy jak masz ku temu jak najlepsze warunki. Jeśli zaś nie masz to bierz pod uwagę to, że twoja jakość gry (i poszczególnych ruchów) może być daleka od tego czego oczekujesz.

2. Brak sprawdzania gróźb. Nie oszukujmy się - ILU z nas sprawdza co chwilę jaka powstała groźba w wyniku ruchu przeciwnika? Większość z nas sprawdza dopiero wtedy jak się zaczyna "nieźle sypać" albo co gorsza jak "nie ma już co za bardzo zbierać". Recepta? Nie grać partii w której jest bardzo krótki czas do namysłu tylko rozgrywać partie w których mamy 20, 30 czy 60min na zawodnika. Zwłaszcza jak mają to być partie w których sprawdzimy się NA MAXA, a nie w których sobie poprzestawiamy nieco figurki.

3. Brak rozpoznawania kombinacji i motywów. To już bardzo proste. Jak możesz widzieć zagrożenia skoro nie znasz wszystkich podstawowych motywów taktycznych (kombinacyjnych)? Dlatego tak bardzo polecam solidnie przerobić podstawy taktyczne - chociażby z książki "Tajemnice Szachowej Taktyki". Bez naprawdę rzetelnej znajomości motywów i sposobów ich wykorzystywania... nie będziemy w stanie rozpoznawać głębszych zagrożeń. A jeśli nawet będzie nam się to udawało to nie za każdym razem i ze zbyt dużą stratą czasu i energii, której potem brakuje, aby grać końcowki.

Jeśli natomiast mamy przewagę to, aby po pierwsze nie przegrać MUSIMY zadawać sobie stale pytanie: jakbym grał gdybym był na miejscu mojego przeciwnika? Jakie groźby mógłbym stworzyć? W takim wypadku bardzo łatwo jest potem gasić kontrę, bo wiemy czego (najgorszego) możemy się spodziewać. W innym przypadku trudno jest zgadywać gdzie się bronić, gdzie atakować, które figury wymieniać, a które zostawiać.

Jestem absolutnie przekonany, że SYSTEMATYCZNE i WYTRWAŁE ćwiczenia, dzięki którym wbudujemy w nasz system oceny i wyboru ruchów (planów) te oto elementy... z pewnością przyniosą nam duże korzyści. Raz, że nie będziemy przegrywać po "durnych podstawkach", a dwa, że dzięki stosowaniu wyżej wymienionych elementów... nasza gra stanie się bardziej stabilna oraz dojrzała. Oczywiście trudno jest oczekiwać, że po przeczytaniu tego posta nagle wszystko będzie u nas grało jak w szwajcarskim zegarku. Niemniej bez zrozumienia naszych BANALNYCH błędów i "dziur" w myśleniu oraz wybieraniu planów i ruchów... na pewno nie przebijemy poziomu 1600. Pamiętajmy, że im silniejszy zawodnik tym rzadziej zdarzają się u niego podstawki i tym mniejszego kalibru. Dla przykładu mistrz nie powinien podstawiać pionka częściej niż raz na 40-60 lub 80 ruchów (o ile oczywiście nie wpadnie w bardzo trudną pozycję), natomiast amator jest w stanie podstawiać maty (w 1,2,3 ruchach) albo podstawki co 5, 10 czy 20 ruchów. Różnica jest OGROMNA! I na koniec: dopóki nie wyelimnujesz ze swojej gry podstawek, tak długo nie powinieneś mówić, że grasz przyzwoite i solidne szachy. I nie ważne czy masz na imię Wojtek, Irek, Przemek, Tomek czy też Szymek. Wszystko jasne?

Z praktycznych ćwiczeń: po KAŻDEJ poważniejszej partii zapisuj w zeszycie ile razy i co ile ruchów zrobiłeś podstawkę i z czego ona wynikała (z niedoczasu, z dekoncentracji, z niesprawdzenia groźby, itd.). Jeśli zrobisz to kilkadziesiąt razy to potem analiza wykaże, że jakiś 1 lub 2 czynniki wyjątkowo często się u ciebie powtarzają w "tworzeniu podstawek". Potem należy się im przyjrzeć i je eliminować. Czy to zajmie miesiąc, rok czy dziesięć lat... to już zależy od twojej uczciwości, determinacji, wytrwałości oraz pracowitości. Szczególnie jeśli masz na imię Wojtek i przerabiasz książkę o taktyce, a podstawiania matów w 1 ruchu albo figur to dla ciebie "chleb powszedni". Zbieżność imion i znajomych osób zupełnie przypadkowa ;).
Nie mam pojęcia czy to co przeczytasz będzie dotyczyło ciebie. Ale jeśli w ŻADNYM STOPNIU ciebie to nie dotyczy, to albo masz poziom 1800 i wyżej albo jesteś już naprawdę solidnym graczem, albo też grasz bardzo rzadko i ze słabymi graczami... czy też w końcu ściemniasz nie tylko innych, ale przede wszystkim siebie!